Dokument pochodzi z czerwca 1195 roku i został sporządzony na terenie Anglii. Jego autor dokonał nad Tamizą obserwacji kuli światła, który została wyrzucona z ciemnej chmury. Rzeczona kula poruszała się spiralnym ruchem, wznosząc się i opadając. Za najstarszym znanym nauce opisem najprawdopodobniej odnoszącym się do pioruna kulistego stoi mnich Gerwazy z Canterbury. Nie wygląda jednak na to, by duchowny na własne oczy zaobserwował to zjawisko.
Czytaj też: Kim byli mieszkańcy wyspy Sulawesi? Archeolodzy na tropie kolejnych homininów
I choć większość ekspertów zakłada, iż piorun kulisty jest następstwem wyładowań elektrycznych, to nie jest do końca jasne, w jakich okolicznościach do nich dochodzi. Jedna z hipotez sugeruje, że pioruny kuliste powstają za sprawą “zwykłych” piorunów uderzających w ziemię. Wyrzucony wtedy krzem ulega podgrzaniu i najpierw przyjmuje formę pierścienia, a następnie – kuli. Z drugiej strony, nie brakuje głosów sceptycyzmu oraz naukowców uznających to zjawisko za formę złudzenia optycznego.
Za opisem pioruna kulistego z 1195 roku stoi Gerwazy z Canterbury
Mimo to, pioruny kuliste wydają się elementem obserwacji w różnych częściach świata i są na tyle powszechne, że trudno je pomijać w naukowych rozważaniach. A tak się składa, że zapiski – sporządzone najprawdopodobniej na początku XIII wieku – stanowią kolejne potwierdzenie wszechobecności tego zjawiska. Analizą średniowiecznych dokumentów zajął się fizyk Brian Tanner oraz historyk Giles Gasper. Przedstawiciele Durham University zaprezentowali swoje ustalenia na łamach Weather. Co ciekawe, zapiski Gerwazego z Canterbury są o około 450 lat starsze od najstarszego z dotychczasowych angielskich opisów pioruna kulistego.
Siódmego dnia czerwca [1195 roku], około godziny szóstej, cudowny znak zstąpił w pobliżu Londynu. W powietrzu ukazała się bowiem najgęstsza i najciemniejsza chmura, rosnąca silnie przy słońcu świecącym jasno dokoła. Pośrodku niej, wyrastając z nieosłoniętego otworu, podobnego do otworu młyna, nie wiem, co to była za biała barwa, która wypływała. To, przyjmując kulisty kształt pod czarną chmurą, pozostało zawieszone między Tamizą a domem biskupa Norwich. Stamtąd jakby ognisty obiekt rzucił się w dół rzeki; ruchem wirowym spadał raz po raz pod mury wspomnianego wcześniej domu biskupa.brzmią “odrestaurowane” zapiski sprzed setek lat
Czytaj też: Chińczycy po raz kolejny przetestowali sterowanie pogodą. W ten sposób przygotowali się do defilady
Co ciekawe, przytoczony opis wcale nie jest najstarszym znanym nauce. Tytuł ten należy obecnie do zapisków pochodzących z Francji i sporządzonych kilkaset lat wcześniej. Ich autor, Grzegorz z Tours, był VI-wiecznym historykiem i kronikarzem, który w książce pt. Historia Francorum opisał, jak wielka kula ognia spadła z nieba i przemieściła się na znaczną odległość w powietrzu. Jej jasność była tak wysoka, że niebo rozświetliło się niczym w samo południe.