Microsoft szykuje nowego menadżera zadań w Windows 11. Zmiany można określić mianem tych oczekiwanych, ale na szczęście pierwotna idea stojąca za narzędziem pozostała nienaruszona
Zanim przejdziemy w szczegóły, rzućcie okiem na obecną wersję menadżera zadań, do którego najszybciej dostaniecie się poprzez kombinację CTRL+Lewy Shift+ESC. Po kliknięciu “więcej szczegółów” Waszym oczom ukaże się przede wszystkim lista procesów, menu wydajności z rozgraniczeniem na najważniejsze komponenty PC (CPU, GPU, pamięć RAM, dyski), zakładka z użytkownikami oraz programami uruchamiającymi się wraz z systemem (polecam zrobić z nimi porządek).
Czytaj też: [Aktualizacja] Wszystko, co wiemy o kartach graficznych Intel Arc. Sterownik już ze wsparciem
Trudno nazwać tę wersję specjalnie “nowoczesną”, patrząc po braku m.in. ikonek i to właśnie ulegnie zmianie w unowocześnionej wersji dla Windows 11. Najważniejsze jest zdecydowanie dopasowanie stylu menadżera zadań do pielęgnowanego w całym systemie podejścia Fluent Design Microsoftu. Stąd zaokrąglone rogi, bardziej przejrzysty wygląd i minimalistyczny sznyt podkreślony zwłaszcza ikonkami, które… no cóż, powiedzmy, że lepiej nie da się oddać procesora centralnego, procesora graficznego i pamięci, niż poprzez prostokąciki.
Czytaj też: Chcesz stworzyć swój własny interfejs mózg-komputer? Instrukcję znajdziesz na GitHubie
To oczywiście przytyk w stronę Microsoftu, a raczej tego, że na tych zrzutach ekranu menadżer zadań zdecydowanie nie przedstawia finalnej wersji. Widać to zwłaszcza po czarnej obramówce logo narzędzia w lewym górnym roku. Ogólna funkcjonalność najwyraźniej została jednak zachowana (nawet rozkład zakładek, które można zwinąć do prostych ikonek) i sam zamysł stojący za menadżerem zadań również, a ciemny tryb możemy powitać z otwartymi ramionami.