Japońskie miasto Fukushima doświadczyło skutków potężnego tsunami, które nawiedziło tamtejsze wybrzeże w 2011 roku. Wstrząsy oraz ogromna fala wody, która zalała lokalne tereny doprowadziły między innymi do uszkodzenia reaktorów i wycieku radioaktywnych substancji. W określeniu faktycznej skali zniszczeń pomagają między innymi zdalnie sterowane roboty.
Czytaj też: Szwedzi mają sposób na przechowywanie radioaktywnych odpadów. Pomoże na długie lata
Jeden z nich został oddelegowany w czwartek w stronę reaktora, w pobliżu którego znajdują się pozostałości paliwa nuklearnego. Kiedy w 2011 roku systemy chłodzenia w Fukushimie zostały uszkodzone, elektrownia stopiła się, a większość radioaktywnego paliwa opadła na dno komór. Z tego względu usunięcie paliwa będzie niezwykle trudne.
Katastrofa w Fukushimie była następstwem tsunami z 2011 roku
W 2017 roku miała miejsce jedna z takich prób, w czasie której robot nie zdołał nawet sfotografować paliwa z powodu nadmiernego uszkodzenia reaktorów i ogromnej ilości promieniowania wewnątrz.
Czytaj też: Drzewa w Fukushimie dziwnie się zachowują. To efekt katastrofy nuklearnej
Z dostępnych informacji wynika, że w trzech reaktorach elektrowni znajduje się około 900 ton stopionego paliwa jądrowego. Jego usunięcie może zająć od 30 do 40 lat, a jednym z etapów prac oczyszczających ma być spuszczenie do oceanu ogromnych ilości radioaktywnej wody. I choć taki pomysł wzbudza wiele kontrowersji i sprzeciw ekologów, to japoński rząd przekonuje, iż nie ma innej możliwości, ponieważ dalsze składowanie radioaktywnej wody nie wchodzi w grę.