Rowery elektryczne przez pewien czas wydawały mi się przerostem formy nad treścią. No bo jak to tak? Chcę aktywności, więc wybieram klasyczny rower. Lubię poczuć wiatr we włosach, ale niekoniecznie mam ochotę się męczyć? Skuter, motor czy nawet hulajnoga elektryczna mogłyby się wydawać bardziej sensownym rozwiązaniem. Oczywiście lata mijają, a opinie na pewne tematy ulegają zmianom – i tak też było w przypadku mojego stosunku do rowerów elektrycznych. Gdybym nie przekonał się do nich wcześniej, to z pewnością stałoby się to po kilku tygodniach spędzonych z HIMO Z20 Max.
Pierwsze spojrzenie na ukrywający się w kartonie zestaw błyskawicznie wyjaśniło mi, dlaczego producent HIMO Z20 Max rekomenduje swój sprzęt osobom o wzroście od 160 do 190 centymetrów. Rower nie należy bowiem do dużych, a jego dwudziestocalowe koła sprawiają, że osoba łapiąca się na górną część tego zakresu wzrostu może wyglądać za kierownicą dość komicznie. Na szczęście regulowanie tej kierownicy oraz – co ważniejsze – siedzenia jest na tyle łatwe, że z łatwością możemy dostosować parametry do swoich gabarytów. Już w tym miejscu muszę przyznać, że ból pleców wywołany ewentualnym garbieniem się wam nie grozi. Maksymalna ładowność tego elektrycznego roweru to natomiast 100 kilogramów, dlatego można założyć, iż może z niego korzystać większa część społeczeństwa.
Niecałe 22 kilogramy, jakie waży HIMO Z20 Max mogą sprawiać nieco trudności, np. podczas wnoszenia po schodach
Sporym zaskoczeniem, jeśli wziąć pod uwagę niewielkie rozmiary tego e-bike’a, może okazać się dla was jego waga. Jasne – cały osprzęt w postaci silnika i akumulatora musi nieco ważyć, ale jedno jest pewne: HIMO Z20 Max do lekkich nie należy. Gdyby zestawić go jednak z innymi przedstawicielami tej kategorii, to w tym przypadku wypada już całkiem nieźle. Jego waga wynosi ok. 21,5 kilograma, dlatego nie miałem większych problemów z jego przenoszeniem. Choć, szczerze mówiąc, manewrowanie rozłożonym rowerem w czasie wchodzenia na trzecie piętro było znacznie mniej przyjemne niż sama jazda.
Zanim przejdę do opisania wrażeń z korzystania z samego roweru, wróćmy jeszcze do kwestii technicznych. HIMO Z20 Max jest wyposażony w silnik o mocy 250 watów, który ma wspomagać nas w czasie pedałowania. Litowa bateria o pojemności 10 Ah zapewnia natomiast zasilanie całej konstrukcji. Zanim ruszyłem w trasę trzeba było podłączyć rower do ładowania. Cóż, brzmi jak XXI wiek. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby jeździć z wyłączonym wspomaganiem, a do tego nie potrzebujemy naładowanych akumulatorów. Ale jak się bawić to się bawić, więc trzeba było czekać na “zielone”. Kolor diody z czerwonego na zielony zmienił się już po około czterech godzinach, a na wyświetlaczu ukazał się symbol naładowanej baterii z pięcioma zapełnionymi segmentami. Już tylko krok (i trzy piętra w dół) dzieliły mnie od pierwszej przejażdżki.
Produkty z serii HIMO Max możecie znaleźć m.in. pod tym i tym adresem
W powyższym opisie zaburzyłem nieco chronologię, ponieważ zanim w ogóle bateria zaczęła się ładować, to złożyłem całą konstrukcję. Muszę się przyznać, że należę do tych osób, które najpierw starają się łączyć elementy samodzielnie, a dopiero w razie pojawienia się nieścisłości zerkają w instrukcję. Tutaj obyłoby się bez tego ostatniego etapu, choć dla pewności zerknąłem w dołączone notatki, tak, aby nie zakończyć egzystencji sprzętu zanim w ogóle zacząłem jego faktyczne testowanie. Po co o tym piszę? Żeby pokazać, jak proste i intuicyjne jest składanie HIMO Z20 Max. Główna rama składa się na pół, podobnie jak kierownica. Wystarczy ustawienie jej w wyznaczonej pozycji, zaciśnięcie zatrzasku i 80 procent pracy mamy za sobą. Osadzenie kierownicy, dokręcenie pedałów oraz hamulców i gotowe. Tam, gdzie nie wystarczą palce, należy użyć imbusa.
Zanim w ogóle opuściłem mieszkanie, moje wrażenia były pozytywne, choć nie ma się co oszukiwać: najważniejsze miało dopiero nadejść. Rower, czy to zwykły, czy elektryczny, może się nieźle prezentować, lecz jeśli nawali na najważniejszym polu – a więc w czasie jazdy – to końcowy werdykt będzie mało korzystny. Mówiąc szczerze, najwięcej obaw przed przejechaniem pierwszych metrów wzbudzała we mnie… niewielka średnica kół. Wcale nie chodziło o możliwość bycia posądzonym o podprowadzenie roweru młodszemu bratu, a o konieczność męczącego pedałowania w celu wprowadzenia ponad dwudziestokilogramowej maszyny w ruch. Obawy okazały się po części słuszne – o ile nie korzystamy ze wsparcia znajdującego się na pokładzie silnika. Kiedy dodatkowego napędu brakuje – nawet po ścieżce rowerowej – jedzie się “bez szału”. Prawdziwa magia zaczyna się natomiast po włączeniu wspomagania.
HIMO Z20 Max jest sześcioprzerzutkowy, choć pierwsze dwie-trzy wydają się wstawione nieco bardziej “na alibi” aniżeli dla faktycznego skutku. Innymi słowy: efekty pedałowania można poczuć dopiero na wyższych biegach. Najlepiej dzieje się natomiast, gdy wreszcie odpalimy elektryczny silnik. Producent zapewnił trzy stopnie wspomagania, tj. ECO, MID oraz HIGH. Ten pierwszy, jak można się domyślić, zapewnia najmniejsze wsparcie, ale jednocześnie starcza na dłużej. Twórcy twierdzą, że na jednym ładowaniu w takim trybie można przejechać nawet 80 kilometrów. Z moich obserwacji wynika, że jest to mało prawdopodobne – być może w idealnych okolicznościach, tj. przy płaskiej nawierzchni i wielu zjazdach dałoby się dobić do tej granicy. W rzeczywistości jednak bateria domaga się ładowania nieco szybciej. Jest to szczególnie widoczne, gdy przejdziemy na wyższe obroty. Tryby MID i HIGH sprawiają, iż jazda staje się naprawdę przyjemna. Problemy z rozpędzeniem odchodzą w niepamięć, podobnie jak niechęć do jazdy pod górę. Największe pozytywne zaskoczenie miało natomiast dopiero nastąpić.
Takowe pojawiło się, gdy z chodnika i ścieżki rowerowej przeniosłem się na nieco dziksze tereny. Przejażdżka leśną drogą, po piasku, błocie i licznych konarach – w szczególności pod górę – miała być ostatecznym testem możliwości HIMO Z20 Max. I wiecie co? Z tym zadaniem e-bike poradził sobie świetnie. O ile poruszanie się po typowo miejskim środowisku było po prostu przyjemne, choć bez szału, tak w naturze testowany sprzęt pokazał pazury. Ze względu na brak amortyzatorów tyłek może nieco rozboleć, kiedy trafiamy na typowo leśną ścieżkę, jednak lekkość, z jaką można się poruszać w takich warunkach szczerze mnie zaskoczyła. Jeśli chodzi o tempo rozładowywania akumulatorów, to tu już większego zaskoczenia nie było: wymagające trasy równały się znacznie szybciej nadciągającej konieczności ładowania baterii.
HIMO Z20 Max zachwyca szczególnie w czasie jazdy poza centrum miasta
Rower elektryczny HIMO Z20 Max świetnie sprawdzi się w sytuacjach, w których nabieracie ochoty na przejażdżkę, a jednocześnie niespecjalnie chce się wam męczyć. Łatwość składania i rozkładania sprawia, że bez problemu można go zapakować do bagażnika samochodu, by następnie kontynuować jazdę gdzieś poza granicami miasta. W typowo urbanistycznym klimacie nie jest to może idealny środek transportu – szczególnie, jeśli trasa ma być krótka. Kiedy w grę wchodzi natomiast dłuższy, kilkunasto- bądź kilkudziesięciokilometrowy przejazd, to HIMO Z20 Max wydaje się bardzo dobrym wyborem. Bez echa nie może przejść to, jak cichy jest silnik znajdujący się na pokładzie. Trudno w zasadzie mówić o jakimkolwiek emitowanym przez niego hałasie.
Na płaskim terenie rower rozpędza się do około 25 kilometrów na godzinę, choć przy odpowiednim nachyleniu nie ma problemów z dobiciem do “czterdziestki”. Konstrukcja sprawia przy tym wrażenie na tyle stabilnej, że ani przez chwilę nie obawiałem się przyspieszonego kontaktu z podłożem czy też zgubienia któregoś z elementów wyposażenia daleko w tyle. Całość jest intuicyjna – zarówno w zakresie konstrukcji jak i samej jazdy – dzięki czemu korzystanie HIMO Z20 Max nie sprawi problemów nawet niedzielnym rowerzystom. Regulacja hamulców, kierownicy, siodełka, a ostatecznie złożenie całego roweru zajmuje kilka chwil i nie wymaga większych umiejętności. Kiedy natomiast pojawia się konieczność napełnienia opon powietrzem, to przyjemnym “smaczkiem” okazuje się umieszczenie pompki w siodełku. Jeśli nie zapomnicie siodełka, o co raczej trudno, to i pompka będzie zawsze z wami. Podobny patent producenci mogliby kiedyś zastosować również w stosunku do dętek i wszystkich innych zapasowych elementów wyposażenia 🙂
Solidność to idealne określenie względem nowej propozycji od Xiaomi
HIMO Z20 Max nie wzbudził może mojej bezgranicznej miłości, lecz bez wątpienia jest to solidna pozycja na rynku elektrycznych rowerów. Takiego właśnie określenia użyłbym do opisania tego e-bike’a: solidny. Nowa propozycja od Xiaomi od poniedziałku jest dostępna w sklepach i możecie ją znaleźć między innymi pod tym oraz tym adresem. Obecna cena tego modelu wynosi 969 euro. Pierwsze 5 zamówień będzie zawierało darmową baterię, a w skład wszystkich sprzedanych zestawów L2 MAX ma wchodzić darmowa kłódka i kask. Z20 MAX jest też dostępny w polskim sklepie w cenie 5999 zł. Tygodni spędzonych z e-bike zdecydowanie nie żałuję, a narzekać mogę jedynie na mało sprzyjającą aurę, która sprawiła, że musiałem czekać na okienka pogodowe niczym skoczek narciarski zdjęty z belki ze względu na zbyt silny wiatr.