Przedstawiciele McGill University twierdzą, że mający 10 metrów średnicy laser rozmieszczony na Ziemi mógłby odpowiadać za nagrzewanie plazmy wodorowej znajdującej się w komorze umieszczonej za statkiem kosmicznym. W efekcie powstałby odpowiednio silny ciąg zapewniający transport w stronę Marsa. Po trwającej 1,5 miesiąca podróży statek (załogowy bądź nie) mógłby wykorzystać lokalną atmosferę do przeprowadzenia manewru tzw. hamowania aerodynamicznego.
Czytaj też: Marsjański lądownik bliski kresu. NASA wskazała na winowajcę jego potencjalnej śmierci
Nawet jeśli takie rozwiązanie wydaje się zbyt niebezpieczne dla załogowych lotów, to i tak mogłoby świetnie nadać się do dostarczania zapasów dla potencjalnych kolonizatorów Czerwonej Planety. Jak dokładnie miałoby to działać? Kluczowa wydaje się wiązka laserów, łączących się w strumień o średnicy 10 metrów. Jego całkowita moc, opiewająca na 100 megawatów, mogłaby zapewniać zasilanie dla 80 000 gospodarstw domowych.
Sam statek miałby natomiast krążyć po ziemskiej orbicie. Wyposażony w reflektor mógłby odbijać wystrzeliwaną z Ziemi wiązkę w stronę komory grzewczej zawierającej plazmę wodorową. Po rozgrzaniu komory do temperatury niemal 40 tysięcy stopni Celsjusza sam wodór uległby nagrzaniu do około 10 tysięcy stopni. W efekcie doszłoby do jego wyrzucenia przez dyszę i wytworzenia ciągu odpychającego statek od naszej planety.
Z wykorzystaniem laserów lot na Marsa mógłby potrwać 45 dni
W pewnym momencie jego prędkość wyniesie 170 kilometrów na sekundę – w takim tempie dotrze do Marsa w 45 dni, osiągając na koniec swojej podróży prędkość rzędu 16 kilometrów na sekundę. Bardziej problematyczne może być natomiast jego rozmieszczenie na orbicie, a następnie bezpieczne wylądowanie na powierzchni Czerwonej Planety. Na obecną chwilę jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się w tym przypadku hamowanie aerodynamiczne, czyli wykorzystanie oporu marsjańskiej atmosfery do obniżenia prędkości statku.
Czytaj też: Firma Destinus zbuduje hipersoniczny samolot z napędem wodorowym. A przynajmniej tak twierdzi
Nawet w takich okolicznościach przebywanie na pokładzie statku mogłoby okazać się mało przyjemnym lub wręcz zabójczym doświadczeniem. W grę wchodzą bowiem wysokie przeciążenia rzędu 8g, które trwałyby co najmniej kilka minut. O ile w takich warunkach da się przetrwać, o tyle ciepło wygenerowane na skutek tarcia o marsjańską atmosferę mogłoby być bardziej zabójcze. Z tego względu kluczowe będzie teraz zaprojektowanie osłon termicznych, które zapewnią wyższą ochronę przed ciepłem.