Specyfikacja Sony LinkBuds
- słuchawki otwarte, dynamiczne,
- masa słuchawki 4,1 grama, etui 34 gramy,
- wodoszczelna konstrukcja słuchawek (IPX4),
- pasmo przenoszenia 20 – 20 000 Hz,
- próbkowanie 44,1 kHz,
- Bluetooth 5.2,
- profil A2DP, AVRCP, HFP, HSP,
- obsługiwane fdormaty SBC, AAC,
- deklarowany czas pracy do 5,5 godziny,
- cena 899 zł.
W zestawie znajdziemy słuchawki w etui ładującym, kabel USB, komplet instrukcji oraz wymienne, gumowe końcówki w różnych rozmiarach trzymające słuchawki w uszach.
Czy ekologiczne opakowania muszą być takie brzydkie?
Sony LinkBuds są stworzone z materiałów pochodzących z recyklingu. W zasadzie wszystko jest tutaj z recyklingu. Pudełko, pokrowiec i same słuchawki. Pudełko jestem w stanie przeżyć. Nie zachęca, ale przecież na co dzień go nie oglądamy. Co innego reszta zestawu.
Obudowa słuchawek i pokrowca są wykonane z plastiku, który… no nie wygląda. Możecie to zobaczyć na zdjęciach i nie, to nie jest brudne, to zwyczajnie tak ma. W żaden sposób nie wpływa to na solidność zestawu, ale jak wiadomo – je się oczami i w podobny sposób konsumujemy elektronikę. Mając obok siebie na półce sklepowej LinkBuds oraz ładnie połyskujący sprzęt konkurencji, to właśnie on może przyciągnąć więcej potencjalnych odbiorców.
Czytaj też: Test Redmi Buds 3 Lite. Sprawdzamy słuchawki TWS za sto złotych
Sony LinkBuds to przedziwne słuchawki. Za to jakie wygodne!
Moje uszy nie są przystosowane do słuchawek TWS. Nigdy nie mogę ich dobrze ułożyć, wypadają, a najlepiej do tego jak w prawym uchu mam większą gumową końcówkę niż w lewym. Ogółem tragedia. Praktycznie od czasów Gear IconX Samsunga z 2018 roku użytkowanie słuchawek TWS było mniejszą lub większą katorgą. W zależności od ich konstrukcji.
Sony LinkBuds mają to, co miały IconX-y i czego nie ma większość słuchawek TWS – SKRZYDEŁKA! Mały kawałek gumy, którą opieramy o wnętrze ucha. To taka ikoniczna mała rzecz, która cieszy. To właśnie dzięki niej słuchawki idealnie trzymają się ucha. Mogę w nich chodzić, biegać, ćwiczyć na siłowni i ani przez chwilę nie czuję niepewności, że zaraz wypadną mi z ucha. A przy tym bardzo łatwo zapomnieć, że w ogóle ich używamy.
Warto też dodać, że słuchawki są ekstremalnie małe i lekkie oraz wyglądają naprawdę przedziwnie. Co ciężko uznać za ich wadę.
Ciekawostką jest funkcja Wide Area Tap. Pozwala ona rozszerzyć funkcje dotykowe słuchawek na… naszą twarz. Zamiast dwukrotnie stukać w słuchawkę, możemy to zrobić np. obok ucha. Ogółem w obszarze między uchem, a policzkami. Działa to nieźle, choć wymaga nieco wprawy w kwestii choćby siły stuknięć. Do lewej i prawej słuchawki możemy przypisać szereg różnych działań odpowiadającym pojedynczemu, dwóm lub trzem stuknięciom w obudowę. Od sterowania muzyką w Spotify, przez przełączanie utworów czy regulację głośności, po działania asystentów głosowych.
Sony LinkBuds nie wypuszczają dźwięku, ale wpuszczają go całkiem sporo
LinkBuds to nie są słuchawki dla osób chcących odizolować się od otoczenia. Co czyni je idealnymi słuchawkami pod moje wymagania. Od zawsze nie lubię np. poruszając się po mieście, być całkowicie odcięty od dźwięków dookoła mnie. Z zamkniętymi słuchawkami z ANC mam ten problem, że po włączeniu funkcji hearthrou jestem bombardowany choćby gwiżdżącym wiatrem.
Otwór w przetworniku powoduje, że po założeniu słuchawek LinkBuds dźwięki otoczenia spadają o jakieś 30-40%. Dzięki temu kiedy są wyłączone, mogę w nich swobodnie rozmawiać. Tu dodatkowo do gry wchodzi funkcja Speak-to-Chat i działa zaskakująco dobrze. W momencie, kiedy słuchając muzyki zaczniemy mówić, odtwarzanie jest automatycznie wstrzymane. Aplikacja Headphones pozwala ustawić czułość mikrofonu oraz czas, po jakim odtwarzanie zostaje wznowione. Pozwala to np. wejść do sklepu bez konieczności zatrzymywania odtwarzania, wystarczy samo Dzień dobry.
Głośność odtwarzania stoi na dobrym poziomie. Nie ogłusza, ale dałbym tutaj solidne 8/10. Muzyka gra na tyle głośno, że zagłusza większość dźwięków otoczenia, ale też bez najmniejszego problemu usłyszymy nadjeżdżający samochód. Mamy tu funkcję automatycznej regulacji głośności w zależności od otoczenia. I mam wrażenie, że po jej aktywacji maksymalna głośność delikatnie rośnie, ale mimo wszystko wolę mieć kontrolę nad jej regulacją. Niewiele dźwięków wydostaje się na zewnątrz słuchawek. Szczególnie poza domem ktoś musiałby się przysunąć do naszego ucha, aby usłyszeć czego aktualnie słuchamy.
Czytaj też: Test realme 9 Pro+ . Uchwyć światło, czyli najlepszy aparat w smartfonie do 2000 zł?
Najlepiej grające słuchawki w tej cenie? To nie są Sony LinkBuds
Jeśli szukamy najlepszej możliwej jakości dźwięku w cenie 900 zł to zdecydowanie nie znajdziemy jej w Sony LinkBuds. Otwarta konstrukcja nie zapewni nam brzmienia wyizolowanych, zamkniętych słuchawek. Co wcale nie oznacza, że mamy złą jakość dźwięku.
Sony LinkBuds grają czysto, szczegółowo i dynamicznie, głównie środkiem skali. Tonów niskich mamy tu stosunkowo niewiele. Z pomocą przychodzi equalizer dostępny w aplikacji Headphones i warto z niego skorzystać. Miłośników soczystego basu nie zadowoli nawet przesunięcie suwaka do końca skali, ale nieco podbija on tony niskie, a przy tym nie zniekształca dźwięku. Środka jest bardzo dużo i brzmi dobrze. Wokale, sekcje gitarowe, wszystko jest na swoim miejscu i wyraźnie zaakcentowane. Tony wysokie mam wrażenie, że są nieco sztucznie trzymane w ryzach, bo ich nadmiar zdecydowanie szkodziłby brzmieniu. Więc są subtelnie umieszczone w tle, ale na ich brak nie można narzekać.
LinkBuds grają porównywalnie z dousznymi słuchawkami TWS np. Huaweia. Nie jest to dźwięk wybitny, ani też najlepszy w swojej klasie, ale zdecydowanie powinien zadowolić większość odbiorców.
Czas pracy zgodny z deklaracjami
Sony zapewnia, że LinkBuds mogą odtwarzać muzykę przez 5 godzin, a dodatkowe 12 godzin dostaniemy ładując je w etui. Ma to pokrycie w rzeczywistości. Słuchawki faktycznie grają przez ok 5 godzin, a etui ładuje je do pełna dwa i pół raza. Dzięki funkcji szybkiego ładowania, po nieco ponad 10 minutach ładowania, LinkBuds grają nieco ponad godzinę i 15 minut. Sam pokrowiec jest ładowany przez port USB-C.
Jak na miniaturowe wręcz słuchawki TWS są to bardzo dobre rezultaty. Można by się przyczepić jedynie do tego, że etui mogłoby pozwolić przynajmniej na trzy pełne cykle ładowania.
Czytaj też: Test Logitech Pop Keys i Logitech Pop Mouse. Klawiatura i mysz naszych czasów?
Sony LinkBuds pewnie nie każdemu przypadną do gustu, ale dla mnie to słuchawki idealne
Nie lubię słuchawek TWS, bo są niewygodne i wypadają mi z uszu. Nie lubię chodzić w słuchawkach z ANC, bo lubię wiedzieć co dzieje się dookoła (co innego w podróży). Dlatego też Sony LinkBuds to słuchawki idealne do moich wymagań.
Są bardzo wygodne. Świetnie trzymają się ucha, a do tego są ekstremalnie lekkie. Ich unikatowa konstrukcja pozwala mieć kontakt dźwiękowy z otoczeniem, ale już w trakcie odtwarzania muzyki izolacja stoi na dobrym poziomie. Funkcje dodatkowe, takie jak Speak-to-Chat czy Wide Area Tap działają bardzo dobrze, choć ta druga wymaga nieco prawy. Nie można też powiedzieć nic złego o czasie działania. Jakość brzemienia nie jest wybitna, ale mimo to słuchawki grają bardzo dobrze i powinny sprostać wymaganiom większości odbiorców.
Sony LinkBuds nie przypadną do gustu osobom szukającym izolacji i głębokiego, basowego brzmienia. Dla tych, dla których muzyka liczy się ponad wszystko, nie jest to dobra propozycja. Można też przyczepić się do wyglądu obudowy słuchawek i etui, co wynika z zastosowania materiałów z recyklingu. Unikatowa konstrukcja ratuje wrażenia wizualne.
Sony udało się stworzyć produkt, który zgodnie ze sloganem promocyjnym, pozwala płynnie przechodzić z trybu offline do trybu online. To zasługa pierścieniowego przetwornika oraz funkcji Speak-to-Chat, co faktycznie się sprawdza. Premiera LinkBuds to również jedna bardzo ważna informacja. Sony w końcu upraszcza nazewnictwo słuchawek i nie jest to już skomplikowany ciąg cyferek. LinkBuds to może nie jest idealna nazwa, bo dzisiaj każdy producent ma w ofercie Budsy, ale z dwojga złego, lepiej w tę stronę.