Suzuki S-Cross Hybrid 2022 wygląda masywnie, ale to tylko pozory
Trzecia generacja S-Crossa nie urosła prawie wcale (4300 mm długości/1785 mm szerokości/1580 mm wysokości), ale poza wymiarami zmieniło się wiele. Postawiono na znacznie odważniejsze i dynamiczne linie. Dodano potężny przedni grill, wysmuklono przednie światła (które we wszystkich opcjach wyposażenia są LED-owe) i nieco cofnięto maskę.
Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to auto nowocześniejsze i po prostu znacznie przyjemniejsze dla oka. Jeśli przejdziemy na tyły auta, różnice są nie mniej zauważalne. Mamy tutaj do czynienia z dosyć kwadratowymi liniami i zupełnie innymi lampami niż u poprzednika. Tyłek jest zadarty i wyrazisty, zdecydowanie bardziej atrakcyjny od designu drugiej generacji. Suzuki S-Cross przestał być autem nudnym, patrzy się na niego z przyjemnością.
Nowy S-Cross wygląda na dużego, masywnego SUV-a. Nic bardziej mylnego. Jak widzicie po wymiarach, nie jest przesadnie szeroki. Więc nie ma problemu z utrzymaniem go w pasie, czy zmieszczeniu się na miejscu parkingowym. A do tego jest znacznie lżejszy niż może się wydawać. Na pierwszy rzut oka można dać tutaj lekką ręką dobre 1 600 kg. Tymczasem jego masa zaczyna się od 1 195kg, do 1 330 kg w testowanym wariancie z napędem AllGrip.
Czytaj też: Test Toyota Corolla Hatchback GR Sport. Udany połykacz kilometrów
Wnętrz S-Crossa to “te droższe Suzuki”
Projektanci Suzuki postarali się o maksymalne wykorzystanie wymiarów S-Crossa i w efekcie mamy tutaj do czynienia z bardzo przestronnym wnętrzem. Jeśli chodzi o przód, dwie dorosłe osoby mogą rozsiąść się wygodnie, nie powodując dyskomfortu pasażerów podróżujących na tylnych siedzeniach. Fotele pokryto kombinacją skóry i tłoczonego materiału. Mamy tutaj do czynienia z ładnym splotem i porządnymi przeszyciami, a same fotele są bardzo wygodne, w dodatku wyposażone w funkcję grzania. Do szczęścia brakowało mi jedynie możliwości regulacji odcinka lędźwiowego.
Takie obszycie foteli to element wyposażenia wersji Elegance, jeśli zdecydujecie się na wersję Comfort lub Premium, dostaniecie fotele w całości materiałowe. Zastrzegam, że nie widziałam ich na żywo, słyszałam jedynie, że są bardzo wygodne, chociaż wyglądają nieco proletariacko.
Co do pozostałych elementów wnętrza, biorąc pod uwagę cenę auta, całość prezentuje się bardzo zachęcająco. Deska rozdzielcza obszyta jest skórą ekologiczną, a plastiki, które tutaj zastosowano, są dobrze spasowane i po prostu ładnie komponują się z całością wnętrza. Słyszałam narzekania na srebrny plastik znajdujący się przy dźwigni zmiany biegów i na drzwiach, ale osobiście nie rozumiem tych pretensji. Jest to materiał prosty i praktyczny, i wolę go sto razy bardziej od piano black, którym tak hojnie okraszane są o wiele droższe auta. S-Cross ma być autem typowo użytkowym, przeznaczonym przede wszystkim dla rodzin, więc moim zdaniem za zastosowanie tak niewymagającego materiału należy producenta pochwalić, a nie krytykować. Na plus należy również zaliczyć podłokietnik z możliwością regulacji stopnia jego wysunięcia.
Skoro jesteśmy przy wnętrzu, zatrzymajmy się na chwilę przy centrum dowodzenia S-Crossa, a więc przy wyświetlaczu centralnym. W dwóch tańszych opcjach wyposażenia (Comfort i Premium) znajdziemy 7-calowy wyświetlacz WVGA, a dla opcji Elegance (czyli testowanej przez nas) zarezerwowano 9-calowy wyświetlacz HD. Przyznaję, że ktoś tutaj powinien zarobić po łapach, bo 7-calowy wyświetlacz został umieszczony w takiej samej obudowie jak ten 9-calowy, okraszono go po prostu toporną ramką i wygląda to dziwnie. Co do 9-calowego, prezentuje się o niebo lepiej i bardzo sprawnie reaguje na dotyk. Jest również wyposażony w przejrzysty interfejs, ale nie ma tutaj nad czym się zbytnio rozpisywać, bo jest to menu jak menu – znajdziemy tam większość potrzebnych ustawień i łatwo trafimy na to, co chcemy zmienić. Mamy oczywiście dostęp do Apple Car Play i Android Auto (po kablu). To, co mnie urzekło w tym wyświetlaczu, to jakość obrazu z kamer. Ogromnym atutem wersji Elegance jest system kamer 360 stopni i uwierzcie, że nie jest to wydmuszka. Jakość obrazu jest świetna, możemy też swobodnie przełączać się pomiędzy poszczególnymi kamerami. Dodatkowo przy każdym uruchomieniu auta widzimy animację pokazującą otoczenie samochodu, więc nie musimy się gimnastykować, aby wiedzieć, na czym stoimy.
S-Cross jest jednym z niewielu aut, z jakimi się spotkałem, które pozwala włączyć widok z kamer w trakcie normalnej jazdy. Obok widoku 360 i kamery cofania mamy też kamery w lusterkach, ale za nic nie potrafię zrozumieć, dlaczego mamy podgląd tylko z kamery pod prawym lusterkiem, a pod lewym już nie. Wymacałem cały ekran, wcisnąłem wszystkie przyciski… No zwyczajnie tego nie ma.
Osobiście nie jestem fanem obiektywu kamery cofania. Jest zbyt wąski, przez co nie widzimy w nim, gdzie sięgają boki auta.
Nie, żebyśmy musieli jakoś szczególnie się starać, aby móc zobaczyć co się dzieje przed nami. S-Cross został wyposażony w imponujących rozmiarów przednią szybę, a lusterka zainstalowano poniżej szyb bocznych, dzięki czemu auto może pochwalić się świetną widocznością.
Wspomniałam wcześniej, że S-Cross jest z założenia autem rodzinnym, przyjrzyjmy się więc wnętrzu z perspektywy tylnej kanapy. Jak się okazuje, miejsca tutaj nie brakuje. Z pozoru… Bo jeśli pasażer ma więcej niż 180 cm wzrostu, to bez lekkiego wysunięcia się do przodu na siedzeniu będzie zaczepiać głową o sufit. Trzeba do tego przywyknąć.
Funkcja regulacji tylnej kanapy jest bardzo przydana, jeśli wieziemy dorosłych pasażerów. Jeśli są to dzieci, spokojnie wystarczy im miejsca i bez tego. Jeżeli zdecydujemy się na wersję Premium lub Elegance, w pakiecie dostaniemy też rozkładany podłokietnik tylnej kanapy. To, czego brakuje nawet w najwyższej wersji wyposażenia, to jakiekolwiek gniazda. Z tyłu nie uświadczymy nawet jednego wejścia USB, o USB typu C nie wspominając. Szkoda, bo przy długich podróżach i latoroślach korzystających z tabletów czy komórek, trzeba się ratować powerbankami.
Podsumowując temat – wnętrze S-Crossa robi pozytywne wrażenie. Jest przestronne, proste, ładne i funkcjonalne. Doskonale dopasowane do ceny i docelowej grupy klientów.
Czytaj też: Test Suzuki Jimny. Terenowa bestia, czy futurystyczne auto miejskie?
Nie będę ukrywać, jaram się panoramicznymi dachami w samochodach i taki też znalazł się w testowym egzemplarzu. Znajduje się na wyposażeniu wariantu Elegance Sun, ale tylko w opcji z napędem na cztery koła i automatyczną skrzynią biegów. Jest ogromny i wpuszcza do środka bardzo dużo światła. W przedniej części możemy go uchylić lub całkowicie odsunąć. Do pełni szczęścia brakuje tylko siateczki wyłapującej muchy na trasie.
Miejsca na bagaż nie zabraknie
Jak w przypadku każdego innego auta rodzinnego, tak i tutaj wypadałoby przyjrzeć się bliżej bagażnikowi. Jego pojemność to 430 l, natomiast po złożeniu tylnej kanapy wartość ta wzrasta do 665 l. Wartość podstawowa jest zbliżona do najnowszej generacji Nissana Qashqai w wersji Tekna +, co jest niezłym wynikiem, bo S-Cross jest od Qashqaia mniejszy. Na plus należy również zaliczyć możliwość regulacji półki bagażnika. Nie jest to bagażnik potężny, ale do codziennego użytkowania i krótszych rodzinnych wyjazdów spokojnie wystarczy.
Czytaj też: Sobotni przegląd motoryzacyjny: luty 2022
Suzuki S-Cross ma całkiem żwawy silnik. Ale oszczędny to on nie jest
Wszystkie dostępne wersje S-Crossa zostały wyposażone w taki sam silnik, więc jeśli ktoś jest zainteresowany jego kupnem, pozostaje wybór skrzyni biegów i napędu. Auto jest wyposażone w układ hybrydowy składający się z 4-cylindrowego silnika spalinowego o pojemności 1.4l, mocy 129 KM przy 5500 obr./min i maksymalnym momencie obrotowym 235 Mn przy 2000-3000 obr./min oraz z jednostki elektrycznej o mocy 13,6 KM 3000 obr./min. Jest to tzw. Miękka hybryda, więc S-Cross nie będzie poruszał się wyłącznie przy zasilaniu elektrycznym. Ma ono na celu wspomaganie silnika spalinowego przy ruszaniu oraz przyspieszaniu, a energię odzyskuje przede wszystkim przy wytracaniu prędkości. W teorii układ mild hybrid powinien również pozytywnie wpływać na spalanie auta i jeśli tak jest również przy S-Crossie, to są to raczej wartości pomijalne. W mieście auto spala ok 7,4l, więc jest to wynik, jakiego można było się spodziewać, ale to w trasie niemiło mnie zaskoczył. Przy włączonym tempomacie, poruszając się z maksymalną prędkością 120 km/h, S-Cross spalił 7,8 l/100 km, a powyżej tej prędkości nie szło już zmieścić się w 8 l/100km.
Wracając jednak do samego silnika – chyba nikogo nie zaskoczę pisząc, że jest on dosyć stateczny. Dla testowanej przez nas wersji (AllGrip z automatyczną skrzynią biegów) katalogowe przyspieszenie 0-100 km/h wynosi 10,2s. Nie jest to auto wyczynowe, więc taka wartość jest jak najbardziej spodziewana i nie ma co tutaj liczyć na jakiekolwiek uniesienia. Nie zmienia to jednak faktu, że silnik pracuje ładnie, a tryb sport pozwala na nieco dynamiki w jeździe. Poruszając się S-Crossem nie czułam szczególnego parcia na szaleństwa, a i tak prowadziło się go bardzo przyjemnie. Dla rodzin z dziećmi to w zupełności wystarczy.
Czytaj też: Test KIA Xceed. Kiedy jesteś tak pewny swego, że nie musisz nikogo udawać
Napęd AllGrip sprawdzi się w terenie. Tylko rozsądnie
Suzuki chwali się technologią AllGrip, przyjrzyjmy się więc jej bliżej. Zasada jest prosta – na niewymagającej nawierzchni auto jest napędzane przez przednią oś, a w przypadku bardziej problematycznych warunków, dołączany jest również napęd na tył. Brzmi jak standardowy napęd AWD, ale w przypadku systemu AllGrip jest to nieco bardziej rozbudowane.
Mam tutaj w szczególności na myśli tryb Snow oraz Lock. W trybie Snow napęd jest rozkładany tak, aby zwiększyć przyczepność auta na śliskich powierzchniach, a tryb Lock przeznaczony jest na sytuacje, w których wpadamy w tarapaty. Jeśli się zakopiemy, tryb Snow wiele nam nie pomoże, ale tryb Lock znacznie zwiększa ilość momentu obrotowego dostarczanego do tylnych kół, co wspomaga wydostanie auta z błota czy śniegu w którym ugrzęzło. Jest to przydatna rzecz, w szczególności jeśli władujecie się na nieznany teren i okaże się na przykład, że kałuża w którą wjechaliście jest o wiele głębsza niż można było się spodziewać. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to terenówka na miarę Jimny’ego, ale jak na miejskiego SUV-a, radzi sobie zaskakująco dobrze na wszelkiego rodzaju bezdrożach. Zaufałabym jej znacznie szybciej niż większości jej japońskiej, SUV-owej konkurencji.
Czytaj też: Test Mercedes GLE 350 de. Ogromny diesel na prąd, czyli bardzo nietypowa hybryda
Stosunek ceny do wyposażenia
Kilkukrotnie wspominałam o dobrym stosunku ceny do jakości S-Crossa, wiec zatrzymajmy się przy tym temacie na dłużej i zacznijmy od cen. A ceny są dobre. Za najprostszą, najbardziej podstawową wersję wyposażenia z napędem 2WD i manualną skrzynią zapłacimy 97 500zł. Co za to dostaniemy? Sporo. Pełny pakiet LED, pełen pakiet poduszek powietrznych z kurtynami włącznie, wspomaganie ruszania na wzniesieniu, układ reagowania przedkolizyjnego, ostrzeganie o zjeżdżaniu z pasa ruchu, rozpoznawanie znaków drogowych, tempomat adaptacyjny, czy kamera cofania. Jest to jedynie kilka elementów z pokaźnej listy. Jak pomyślę, że jest droższy od najmocniejszej wersji Ignisa jedynie o 19 tysięcy… W każdym razie jest to bardzo uczciwa cena za takie auto.
Wszystkie pozostałe konfiguracje (2WD 6AT oraz BoosterJest 4WD niezależnie od skrzyni biegów) są dostępne w 2 wersjach wyposażenia – Premium lub Elegance. Jeśli więc chcecie nabyć auto z automatyczna skrzynią biegów z napędem 2WD, zapłacicie za nie 13 tys. zł więcej (110 500 zł), jednak za te pieniądze dostaniecie nie tylko skrzynię. W pakiecie Premium znajduje się m.in. system monitorowania martwego pola podczas jazdy, ostrzeganie o ruchu poprzecznym z tyłu pojazdu, automatyczne światła i wycieraczki, czujniki parkowania przód + tył, dodatkowe głośniki, czy podgrzewane przednie fotele. Jest tego więcej, ale już te opcje o których napisałam przed chwilą sprawiają, że te dodatkowe 13 tysięcy to naprawdę dobra cena za tyle udogodnień. Warto też w wspomnieć, ze przy skrzyni automatycznej tempomat potrafi zatrzymać auto i ruszyć z miejsca, o ile zatrzymanie nie trwało dłużej niż 2 sekundy. Jeździłam różnymi samochodami i muszę przyznać, że 110 500zł za takie wyposażenie, robi wrażenie.
Podejrzewam, że właśnie wersja Premium będzie się cieszyć największym powodzeniem. Jak wspomniałam wcześniej, przy napędzie na 1 oś i skrzyni automatycznej takie auto będzie Was kosztować 110 500 zł, a przy napędzie 4 WD zapłacicie odpowiednio: za automat 119 500 zł, a za manual – 111 500 zł.
Wersja Elegance, poza wszystkim, o czym pisałam wyżej, została również wyposażona w system kamer 360 stopni, skórzane fotele, nawigację, dodatkowy głośnik centralny, ekran 9’ i aluminiowe felgi. Za te przyjemności producent liczy sobie już ponad 120 000zł.
Czy Suzuki S-Cross jest w stanie zagrozić pozycji Nissana Qashqai?
Suzuki S-Cross Hybrid 2022 to bardzo udane auto. Wygląda dobrze, z zewnątrz i wewnątrz. Jest przestronne, wygodne zarówno dla kierowcy, jak i pasażerów. Do tego wygodnie się prowadzi, jak na SUV-a nie jest przesadnie duże ani ciężkie oraz przyzwoicie radzi sobie po zjechaniu z głównych szlaków komunikacyjnych (nie mylić z ekstremalnymi kąpielami błotnymi).
S-Cross bardzo szybko wzbudził nam skojarzenia z nowym Qashqaiem. Czy słusznie? W wielu aspektach tak. Jeśli chodzi o komfort jazdy i przestronność wnętrza jest bardzo podobnie. Qashqai ma nieco wyższy sufit. Porównując najbogatsze wyposażenie, Nissan wypada nieco lepiej. Mamy tam bardzo duży head-up, w pełni skórzane fotele (pomińmy funkcję masażu), ładowarkę indukcyjną, porty USB z tyłu, czy elektrycznie regulowane fotele. Trzeba też pamiętać o znacznie niższym spalaniu. To wszystko kosztuje nas jednak dobre 40 tys. zł więcej. Ale za to Suzuki lepiej sprawdzi się w terenie, lepiej też oceniam interfejs systemu multimedialnego, a oferowane przez niego wyposażenie powinno być dla wielu osób wystarczające. Dlatego też jeśli Qashqai jest dla Ciebie za drogi, a szukasz nieco większego auta, to Suzuki S-Cross powinien przykuć Twoją uwagę.