Toyota Corolla Hatchback GR Sport – masywna i przyciągająca wzrok
Trzeba Toyocie przyznać, że Corolla Hatchback wyszła im urodziwie. Postawiono tutaj na odważne przetłoczenia i dynamiczne linie, a całość jest zwarta i sprawia bardzo dobre wrażenie. Fajnym akcentem jest też dwukolorowe nadwozie. Czarny dach w połączeniu metalizowanym szarym lakierem pasują do całości i nadają autu charakter.
Rzeczą, do której mogłabym się przyczepić, jest niska tylna szyba, która znacznie ogranicza kierowcy widoczność. Na szczęście z pomocą przychodzi kamera cofania, która znajduje się we wszystkich wersjach wyposażenia. Bardzo dobry zabieg, bo bez niej mogłoby być słabo.
No i rozśmieszyły mnie atrapy wydechów. Wygląda to „szybko” i sportowo, dopóki się nie schylimy i nie zobaczymy jednej, małej, smutnej rurki dyndającej gdzieś dalej. Biorąc jednak pod uwagę całość, design auta należy zdecydowanie zaliczyć do jego atutów. Przestało wiać nudą, zrobiło się ciekawie.
Corolla w wariancie GR Sport wygląda charakterystycznie dla usportowionej linii Toyoty. Jest szeroka (1790mm), ze sporym i nisko wiszącym zadkiem. Przed testem wychodziłem z założenia, że raczej nie będzie to auto szczególnie przyciągające wzrok. Tym bardziej w białej wersji kolorystycznej.
W praktyce jest jednak zupełnie inaczej. Ludzie dosyć mocno oglądali się za nami, a na światłach łatwo było dostrzec wzrok kierowców obcinających Corolle z góry na dół.
Czytaj też: Test Suzuki Jimny. Terenowa bestia, czy futurystyczne auto miejskie?
Wnętrze wydaje się klaustrofobiczne, ale miejsca nikomu nie zabraknie. Może poza bagażami…
Byłam bardzo zaskoczona starannością, z jaką wykonano wnętrze. Wszyscy wiemy, że niestety z japońskimi autami różnie to bywa. Czasami auto wygląda świetnie z zewnątrz, ale w środku plastiki trzeszczą jak suchary w Familiadzie. Na szczęście w tym modelu zadbano o to, aby środek również robił wrażenie. Wersja GR Sport została wyposażona w bardzo fajne fotele kubełkowe (a przynajmniej nawiązujące w stylistyce do kubełkowych) obszyte skórą ekologiczną i alcantarą, które zaskakująco dobrze trzymają ciało podczas dynamicznej jazdy. W pakiecie dostajemy do nich możliwość regulacji odcinka lędźwiowego (dotyczy tylko kierowcy), więc można usadowić się naprawdę wygodnie. Pozostałe elementy wnętrza to skóra i plastik. Wszystko jest dobrze spasowane, proste i bardzo przyjemne dla oka. Jeżeli jesteście posiadaczami Aurisa, czy starszych Corolli, będziecie miło zaskoczeni jakością wykonania poszczególnych elementów. Czuć tutaj wpływy Lexusa.
Ponieważ hatchback jest najmniejszym trojaczkiem Corolli, porozmawiajmy o ilości miejsca z tyłu (z przodu jest go nie mniej niż wersji kombi). Posadziłam redaktora Dziermańskiego na tylnej kanapie i kazałam ocenić. Z tego co mówi, wynika że dwie dorosłe osoby mogłyby z powodzeniem podróżować na tylnej kanapie, nie obijając się ani o siebie, ani o przednie fotele. Oczywiście nóg za bardzo nie rozprostują, ale też nie będą się czuć jak sardynki w puszce. To kolejna miła niespodzianka, ale teraz niestety czas na niemiłą, czyli na pojemność bagażnika.
Pojemność, która wynosi… 313l. Wrzucicie tam dwie średniej wielkości torby na kółkach i to by było na tyle. Jeśli chcecie wyjechać tym samochodem na urlop, a w pakiecie macie dzieci, nie macie najmniejszych szans pomieścić się z bagażami. Dwie osoby ogarną temat, bo do dyspozycji będą miały jeszcze tylną kanapę, ale dalsze rodzinne wyjazdy odradzam. Tutaj zdecydowanie stawiajcie na wersję kombi.
Auto wydaje się bardzo ciasne, póki się w nim wygodnie nie rozsiądziemy. Budowa wnętrza jest bardzo nietypowa. Deska rozdzielcza dosyć mocno wystaje w kierunku kolan i ogółem wszystkie elementy wydają się wręcz ogromne. Ale miejsca mamy bardzo dużo zarówno z przodu, jak i z tyłu.
Na pierwszy rzut oka byłem faktycznie przekonany, że z tyłu zmieścimy co najwyżej fotelik z małym dzieckiem. To zasługa ogromnych przednich foteli, które sprawiają wrażenie, jakby zajmowały jakieś 40% całej przestrzeni.
Tymczasem za nimi jest zaskakująco przestronnie. Co więcej, tuż za brzegami tylnych siedzeń mamy jeszcze dosyć szerokie plastikowe wstawki, dzięki czemu tylna kanapa jest w praktyce bardzo szeroka.
Czytaj też: Test KIA Xceed. Kiedy jesteś tak pewny swego, że nie musisz nikogo udawać
Toyota Corolla Hatchback GR Sport w bogatej wersji wyposażenia
Zacznijmy od tego, że sama w sobie wersja GR Sport jest jedną z najlepszych opcji wyposażenia (bardziej doposażona jest tylko wersja Executive), a przy silniku 2.0, jedną z najmocniejszych. Całość kosztuje 136 900zł, a do tego w „naszym” egzemplarzu dorzucono pakiet Dynamic za 6 900zł. Nawiasem mówiąc, jeśli interesuje Was taka wersja wyposażenia, zdecydowanie polecam ten pakiet, bo znajdziecie w nim przydatne elementy takie jak system monitorowania martwego pola, system ostrzegania o ruchu poprzecznym z tyłu pojazdu, wyświetlacz projekcyjny na przedniej szybie, czy podgrzewaną kierownicę i wycieraczki. Jest tam jeszcze kilka innych przydatnych rzeczy, a kwota 6 900 za tyle dodatkowych elementów jest naprawdę rozsądna.
Wracając jednak do wyposażenia bez pakietu Dynamic – jest to całkiem kompletne wyposażenie. Mamy adaptacyjny tempomat, asystenta pasa, nawigację, czujniki parkowania, kamerę cofania, podgrzewane fotele, tapicerkę o której wspominałam wcześniej i wszelkie udogodnienia, jakich możemy oczekiwać od nowego auta za grubo ponad 100 000zł. Nie rozbijając wszystkiego na atomy: to, co zostało w aucie zainstalowane działa poprawnie i będzie Wam ułatwiać życie. Jedyną rzeczą do której muszę się przyczepić, jest rozdzielczość kamery cofania. Nie wnikałam w technikalia, ale jakość obrazu jest mocno średnia. Mam wrażenie, że dokładnie to samo widziałam w 6-letniej Corolli, którą miałam okazję jeździć jakiś czas temu. Wypadałoby ten temat ogarnąć i nieco poprawić.
Ekran multimedialny to chyba najbardziej charakterystyczny element wnętrza aut Toyoty. Zazwyczaj wygląda jakby spadł z kosmosu i przypadkiem usadowił na środku deski rozdzielczej. Choć w przypadku Corolli GR Sport, na tle wspomnianych masywnych elementów wnętrza nie wygląda tak strasznie jak można się spodziewać. Jest też umieszczony nieco niżej, co też działa na jego korzyść.
Jakość wyświetlanego obrazu jest przyzwoita, choć sprytnie zaprojektowany interfejs sprawa wrażenie, że ekran jest lepszy niż w rzeczywistości. Nie mamy tu żadnych poszarpanych krawędzi czcionek uderzających w oczy widocznymi pikselami. Menu jest proste i intuicyjnie. Nie ma w nim zbędnych opcji mających udawać, że jest ich więcej niż w rzeczywistości. Całość działa z lekkim opóźnieniem, ale zdecydowanie nie powiedziałbym, że działa wolno.
Mamy dostęp do Android Auto i Apple Car Play. Do działania potrzebujemy kabla USB oraz… znalezienia gniazda USB. Te znajduje się od spodu deski rozdzielczej i chwilę zajęło mi jego zlokalizowanie. Android Auto działa dobrze, ale musimy pamiętać o podłączeniu telefonu podczas postoju. Do dyspozycji jest też ładowanie bezprzewodowe smartfonu. Półka znajduje się za dźwignią zmiany biegów i jest efektownie podświetlona na niebiesko.
Za kierownicą znajdziemy dodatkowy ekran, wyświetlający informacje o jeździe czy statusie pojazdu. To tutaj też mamy dostęp do ustawień m.in. asystenta pasa ruchu oraz ogółem funkcji związanych z jazdą. Domyślnie zegary oraz ekran są podświetlone na niebiesko, a w trybie Sport dostają dodatkową, czerwoną poświatę.
Czytaj też: Test Mercedes GLE 350 de. Ogromny diesel na prąd, czyli bardzo nietypowa hybryda
Corolla GR Sport szybko wygląda, czy też szybko jeździ?
Biorąc pod uwagę sylwetkę Corolli, nastawiłam się na świetną przyczepność i, cóż, nie zawiodłam się. Ten mały szatan naprawdę klei się do asfaltu i nawet w trudnych warunkach (śnieg, deszcz) nie trzeba się specjalnie spinać, aby prowadzić go jak po sznurku. Układ kierowniczy reaguje sprawnie (w szczególności w trybie Sport), a zawieszenie świetnie dostosowuje się do stylu prowadzenia. Nie nastawiajcie się na to, że będziecie tym autem „płynąć”, ale też nie jest na tyle sztywne, aby miało wywoływać przysłowiowy ból tyłka. Powiedziałabym, że jest to miły kompromis pomiędzy komfortem a potrzebą zapewnienia porządnej przyczepności.
Testowana przez nas Corolla została wyposażona w bezstopniową skrzynię biegów e-CVT. Słyszałam na jej temat sporo dobrych opinii i muszę dołączyć do grona jej fanów. Podczas spokojnej jazdy w mieście przełożenia są praktycznie niewyczuwalne – auto jest ciche, zmiany biegów są płynne, co daje bardzo komfortowy efekt. Jeżeli jednak mamy ochotę zaszaleć i przestajemy oszczędzać pedał gazu, usłyszymy przyspieszenie, zanim je poczujemy. Tak, tak, Corolla potrafi porządnie zawyć, zanim z werwą ruszy do ataku. Dzieje się tak, ponieważ przy tego typu przekładni charakterystyczny jest potężny wzrost obrotów przy znacznie mniejszym wzroście przyspieszenia. Nie martwcie się jednak – nie jest tak, że auto robi dużo hałasu i nic poza tym. Jeżeli będziecie szczodrze używać pedału gazu, już po chwili przyjemnego hałasu nieidącego w parze z natychmiastowym przyspieszeniem, Corolla przypomina sobie, czego wymaga od niej kierowca i bardzo sprawnie zbiera tyłek do roboty.
Trzeba jej też przyznać, że jest co zbierać. Układ hybrydowy Corolli oferuje kierowcy maksymalną moc rzędu 184 KM przy maksymalnym momencie obrotowym 190 Nm przy 4400-5200 obr./min. Auto przyspiesza 0-100 km/h w 7,9s, więc jest się czym pobawić. W trasie przejechałam Corollą ok 500 km i przekonałam się, że naprawdę potrafi wywołać uśmiech na twarzy. Prosta w prowadzeniu, bardzo dynamiczna i przyjemnie brzmiąca – aż się prosi, aby złamać kilka przepisów i naprawdę poszaleć.
Testowany wariant hybrydowy pozwala też trochę pojeździć na prądzie. A raczej… potoczyć się. Auto, o ile ma naładowany akumulator, rusza z wykorzystaniem napędu elektrycznego i w zasadzie, póki nie wciśniemy mocniej pedału gazu, tak już zostanie. Do przekroczenia prędkości ok 30 km/h. Dlatego też w dużych korkach możemy poruszać się w zasadzie bezmisyjnie i całkowicie bezgłośnie.
Czytaj też: Test BMW iX3 – popularny SUV w wersji na prąd
Hybrydowe spalanie… do czasu
Chwalimy sobie Corollę i chwalimy, przejdźmy więc do tego, ile będzie nas ta przyjemność z jazdy kosztować. Jak zapewne można się domyślić, w mieście, gdzie bardzo często będzie nas wspomagał układ hybrydowy, spalanie będzie oscylowało w granicach 5l/100 km. Podobnie będzie to wyglądało na drogach krajowych (ok. 6l/100km), ale już na ekspresówce czy autostradzie można się trochę zdziwić.
Otóż po przekroczeniu 120 km/h będzie Wam trudno zmieścić się w 8l/100 km. Wiadomo, przy takich prędkościach nie mamy co liczyć na układ hybrydowy, ale mimo wszystko, chwalenie się przez producenta spalaniem rzędu 4,4 l brzmi trochę śmiesznie. Wiem, wiem. Chodzi o cykl mieszany, więc miasto i trasa, do tego najlepiej trasa z ograniczeniem do 90 km/h, a już gdybyśmy jeździli jak przysłowiowe Grażyny, to w ogóle byłoby bombowo. Tylko ja się pytam: po co komu 184-konny silnik wyłącznie do miasta i pierwszej lepszej szosy? Zakładając, że nie kupuje go jakiś narwaniec mylący prawdziwe życie z GTA, nie da się wykorzystać nawet połowy mocy tego silnika i jednocześnie choćby zbliżyć się do deklarowanego przez Toyotę spalania. Jeżeli chcecie poczuć „Mam tę moc”, szykujcie się na zupełnie przeciętną ekonomię spalania.
Czytaj też: Test Suzuki Swift Hybrid FL. Mały, ładny, tani i do miasta
Toyota może ekscytować. Corolla Hatchback GR Sport jest tego dowodem
Napisz, że mało pali w mieście i gotowe. Po teście. Ludzie i tak kupią – tak kilka tygodni temu pisał mi Tomek Domanski, po tym jak umówiliśmy test Corolli Hatchback GR Sport. Faktycznie coś w tym jest. Nie bez powodu Toyota jest liderem sprzedaży aut, nie tylko na polskim rynku. Solidne, dobrze wycenione, a do tego mało palą. Czego chcieć więcej?
Można by chcieć wygodnego wnętrza, dobrego wyposażenia, efektownego wyglądu i nieco fantazji w trasie. Nawet jeśli odbędzie się to kosztem podniesienia spalania. I właśnie to wszystko daje nam testowane auto. Z jednej strony jest oszczędnie w mieście, z drugiej dynamicznie w trasie. Dla singla szukającego efektownego samochodu, albo rodziny 2+1 będzie to bardzo dobry wybór. O ile dziecko wyrosło już z wózka, bo ten może się nie zmieścić do bagażnika.