Zanim jednak przejdziemy do tych szczegółów, powinniśmy zostawić Was z informacją, że sama w sobie broń termobaryczna została zakazana na mocy Konwencji Genewskiej w użytku przeciw cywilom, ale już nie celom wojskowym. Jednym z przykładów takiego systemu jest rosyjski TOS-1, który posiada 24-komorową wyrzutnię (w wersji TOS-1A) rakiet kalibru 220 z głowicami termobarycznymi lub zapalającymi, które mogą w ramach kilkunastosekundowej salwy pokryć teren około 78408 metrów kwadratowych (198 na 396 metrów).
Czytaj też: Przeciwpancerne i przeciwlotnicze uzbrojenie w rękach Ukrainy. To już nie tylko Javeliny, Pioruny i Stingery
Historia broni termobarycznej
Tytułowe określenie “biednych atomówek”, które wcale nie jest oficjalny mianem określającym alternatywnie broń termobaryczną, zawdzięczamy samym naukowcom niemieckim. Ci pod kierownictwem austriackiego fizyka Mario Zippermayra w 1943 roku przeprowadzili pierwszy wybuch bomby z pyłem węglowym i ciekłym tlenem.
Po wojnie, kiedy Zippermayr trafił w ręce Amerykanów, wyjawił, że opracowana przez jego zespół bomba generuje wybuch zbliżony efektem do wybuchu bomby jądrowej. Wszystko to bez generowania szkodliwego promieniowania i przy znacznie niższej cenie. Co więc tak wyjątkowego jest w tym rodzaju bomb, że porównuje się go z Niszczycielem Światów?
Działanie broni termobarycznej
Większość konwencjonalnych bomb działa w prosty sposób, wykorzystując do działania mieszaninę paliwa i utleniacza, ale w przypadku bomb termobarycznych w grę wchodzi już praktycznie całkowity skład obejmujący paliwo. Stąd już u samych podstaw, bomby termobaryczne są groźniejsze od konwencjonalnych. Działają jednak zupełnie inaczej.
Sama nazwa wskazuje na to bezpośrednio, bo tak jak człon termo- odnosi się do czynnika rażenia temperaturą, tak -baryczna tyczy się wzrostu ciśnienia, które towarzyszy wybuchowi. Warto też wyjaśnić powód określenia jej mianem broni próżniowej. Dotyczy to tego, że za pierwszą falą wstrząsową spowodowaną wybuchem rozchodzi się gwałtownie fala podciśnienia, kiedy w ramach wybuchu cały tlen kieruje się do źródła eksplozji, generując częściową próżnię. Finalnie ten typ broni zabija właśnie skokiem ciśnienia, które trwa dłużej względem tradycyjnych wybuchów.
Wspomniany wyżej przykład drobinek mąki unoszących się w powietrzu nie był przypadkiem. W młynie to właśnie one były odpowiedzialne za katastrofę, kiedy iskra podwyższyła temperaturę na tyle wysoko, że drobinki zaczęły się spalać, wykorzystując wszechobecny wokół nich tlen, co finalnie doprowadziło do eksplozji.
Czytaj też: Zdjęcia potwierdzają – największy samolot świata zniszczony. Czym był An-225 Mrija i co z jego następcą?
Te właśnie drobinki są kluczowe w działaniu broni termobarycznej, ale oczywiście nie oznacza to, że nadal wykorzystuje się w nich mąkę. Nawet pył węglowy wykorzystywany przez naukowców trafił na cmentarz historii, bo dziś w roli tych drobinek wykorzystuje się głównie metalizowane materiały wybuchowe (np. aluminiowy lub magnezowy pył).
W praktyce moment uderzenia broni termobarycznej można podzielić na dwa etapy. W pierwszym, w otoczeniu rozpylana jest mieszanka materiałów wybuchowych, a w drugim dochodzi do jej zapalenia. Wchodząc jednak w szczegóły reakcji chemicznej, etapy będą już trzy.
W pierwszym dochodzi do utleniania materiału wybuchowego w ramach fali detonacyjnej, co trwa kilka mikrosekund, a w drugim do trwających setki mikrosekund reakcji spalania przebiegających tuż za falą detonacji. Taki schemat dotyczy jednak każdego materiału wybuchowego, ale tak się składa, że w przypadku broni termobarycznej dochodzi też trzeci, wchodzący na skalę milisekund i będący podstawą jej działania. W jego ramach dochodzi do już właściwego spalania rozproszonej falą uderzeniową substancji z wykorzystaniem cząsteczek tlenu z powietrza, co wytwarza częściową próżnię. Jej przejaw widać po dymie unoszącym się w górę i przybierającym kształt “grzyba”.
Wszystko to trwa dosłownie ułamek sekundy i najczęściej sprowadza się do pocisku, w którym drobinki paliwa otaczają materiał wybuchowy, odpowiadający zarówno za ich rozproszenie, jak i zwiększenie temperatury do takiego poziomu, aby rozpocząć reakcję łańcuchową. O skuteczności takiej broni przekonali się terroryści w Afganistanie, kiedy w 2017 roku Amerykanie zrzucili na nich tak zwaną Matkę wszystkich bomb, czyli największą amerykańską bombę GBU-43 o masie 9800 kg z 8500 kg materiału wybuchowego, odpowiadającego 11 tonom TNT. Obecnie niestety ten rodzaj broni jest wykorzystywany w wojnie rosyjsko-ukraińskiej.
[Tekst opublikowany pierwotnie 4 marca]