Zachwyt od pierwszego kontaktu? Początki z Soundcore Life Q35 są na wskroś pozytywne
Chociaż Soundcore nie postarało się jeszcze o wygląd pudełka, które od razu sugeruje właśnie tego producenta, to i tak z samego opakowania można wyczuć, że mamy do czynienia z produktem premium. Wystarczy tylko zwrócić uwagę na wypisane cechy produktu i wzmiankę o tym, że zwyciężył w plebiscycie reddot 2021 na sam projekt słuchawek.
Czytaj też: Dying Light 2 – test wydajności kart graficznych Nvidia
Cały jest umieszczony w solidnym, twardym etui wykonanym z materiału imitującego zamsz, które zadziwiająco dobrze zgarnia dźwięki z otoczenia. Oprócz nich producent dorzucił do zestawu skróconą instrukcję obsługi, przewód USB-C do ładowania, 125-cm przewód jack 3,5 mm z myślą o przewodowym trybie oraz adapter z 4-polowego jacka na podwójne wejście AUX, którego użytek wydaje się bardzo ograniczony (do samolotu nada się, jak znalazł).
Kiedy już dorwiemy się do samych słuchawek, od razu zauważymy ich pieczołowity projekt z myślą o transporcie. Obejmuje to możliwość zarówno złożenia muszli do środka, jak i obrócenia ich o 90 stopni. W połączeniu z etui Life Q35 mogą zdecydowanie towarzyszyć Wam nawet w podróżach, a Wy nie będziecie martwić się o ich stan.
Chociaż do słuchawek tego typu nigdy nie pałałem specjalną miłością, bo zwyczajnie wydają mi się zbyt proste i liche, to Life Q35 nadrabiają te częste niedoskonałości konkurencji swoim projektem i materiałami. Chociaż na zdjęciach trudno zauważyć specjalną wyjątkowość tego modelu Soundcore, to w rzeczywistości pozornie prosty design w przyjemny sposób przełamuje kilka elementów.
Zdecydowanie najważniejszym w projekcie Life Q35 jest sam pałąk ze szlifowanego aluminium. Ten na naszych oczach zagłębia się w luki rozmieszczone po bokach plastikowych wsporników, kryjących w sobie prosty mechanizm składania i obracania na boki widełek, które utrzymują w ryzach muszle zwieńczone logo producenta. Same widełki i dolna część muszli również odpowiada za unikalny design Life Q35, bo w praktyce wyglądają tak, jakby były integralną częścią muszli. Kolorystycznie w wersji granatowej te słuchawki wypadają świetnie i aż żałuję, że nie przypadł mi egzemplarz różowy, w którym pałąk prezentuje się z całą pewnością jeszcze efektywniej.
To, co najbardziej mi się nie spodobało, to zbyt duże luzy między aluminium, a tworzywem sztucznym. Te sprawiają, że regulacja zachodzi zbyt “lekko” (tyczy się to tylko jednej strony w moim egzemplarzu), a nacisk w tych rejonach powoduje nieprzyjemne odgłosy uderzania plastiku o metal. Jestem jednak w stanie przełknąć tę wadę, jako że Life Q35 to model mobilny, gdzie możliwie najniższa waga jest kluczowa.
Zwłaszcza że producent pokrył dodatkowo tworzywo sztuczne warstwą gumy, co zwiększyło jego atrakcyjność wizualną i dotykową… dodatkowo wzmagając szybkość łapania odcisków palców. Budzi to jednocześnie wątpliwości co do trwałości tej powłoki, a uwierzcie mi na słowo, że nie chcielibyście nosić “łuszczących się” słuchawek za dwa lata, a może trzy. Tyle bowiem zwykle wytrzymują takie powłoki przy zintensyfikowanym użyciu i częstej ekspozycji na promienie ultrafioletowe.
Czytaj też: Test zestawu słuchawkowego Epos H3 Hybrid. Sprawdzamy wszechstronne słuchawki dla graczy
Zanim przejdziemy do “centrum dowodzenia”, czyli portów i przycisków, chciałbym jeszcze wspomnieć o łącznie rozdysponowanych dziurkach dziurkach na obudowie muszli. Te za siateczką bezpośrednio pod widełkami są z całą pewnością odpowiedzialne za uwalnianie ciśnienia z komór membran, a jedne z pozostałych są wykorzystywane dla mikrofonów (po 2 na muszle, z czego jeden przypada na wnętrze nausznika). Te zewnętrzne tworzą tak zwaną wiązkę, aby lepiej wychwytywać nasz głos. Kończąc już kwestię designu i wyglądu, musicie wiedzieć, że te słuchawki nie posiadają żadnego certyfikatu odporności.
W kwestii małych, ale łatwych do wyczucia pod opuszkami palców przycisków, znajdziecie trzy na spodzie prawej muszli, które odpowiadają za regulacje poziomu głośności i wstrzymywanie/wznawianie odtwarzania oraz dwa na lewej. Wśród nich ten przy diodzie funkcyjnej, to tradycyjny przycisk on/off, a ten większy odpowiada za przełączanie przełączania między trybami (ANC, Transparency, bez trybu).
Po stronie portów macie dostęp do jack’a, jak również USB-C, które odpowiada za ładowanie, ale co ciekawe, słuchawki od razu wyłączają się, kiedy zaczniecie je ładować. Tryb przewodowy naturalnie nie wymaga naładowanego akumulatora.
Bogactwo funkcji wieńczy NFC i przyjemna aplikacja
Jeśli idzie o sferę software i funkcji, to Life Q35 momentami nie mają sobie równych i jedyne co boli, to brak opcji dezaktywowania mikrofonów, nad którymi czuwa sztuczna inteligencja. Dostajemy stabilne połączenie Bluetooth 5.0 do dwóch urządzeń jednocześnie (dźwięk może być odtwarzany tylko z jednego w jednym momencie), możliwość szybkiego parowania poprzez NFC, funkcję wykrywania zdejmowania i wkładania słuchawek (towarzyszy temu wstrzymywanie/wznawianie odtwarzania), czy szybkie ładowanie.
To ostatnie jest w stanie zapewnić Wam do 4 godzin słuchania po ledwie 5 minutach ładowania. Po nasyceniu akumulatora w pełni możecie jednak cieszyć się już aż 40 godzinami zabawy z aktywowanym ANC i do 60 godzin bez niego, co pokrywa się z uzyskanymi przeze mnie pomiarami.
Mamy też dostęp do rozbudowanej aplikacji na Androida oraz iOSa, w której możemy aktualizować firmware, skonfigurować i odtwarzać idealny dla siebie “biały szum”, dostosować brzmienie predefiniowanymi albo własnymi ustawieniami equalizera, czy włączyć sobie na określony czas generowanie uspokajających dźwięków przed snem. Najważniejszą opcją wydaje się jednak dostosowanie działania ANC do transportu, siedzenia w pomieszczeniu, czy chodzenia po ulicy, bo zależnie od ustawienia, Life Q35 skupiają się na innym zakresie tonalnym otaczającego nas hałasu.
To nietypowe dodatki w aplikacji dla słuchawek, które uzupełnia możliwość dezaktywacji wykrywania noszenia i aktywacji ANC/trybu przestrzennego po dotknięciu przez około sekundę prawej muszli.
Czytaj też: Test prido X6+GPS. To rozbudowany wideorejestrator ukryty w wewnętrznym lusterku
Soundcore Life Q35 na co dzień
W moim trybie życia z Life Q35 korzystałem codziennie po około 10 godzin z wykorzystaniem Bluetooth, dlatego jednorazowe ładowanie wystarczyło mi na cały tydzień (poniedziałek-piątek). W takim trybie świetnie sprawdzało się bezproblemowe przełączanie urządzenia źródłowego między komputerem, a telefonem, ale przede wszystkim “wolność od przewodu”. Trudno było też zrzucić słuchawki z głowy – zdarzało się to tylko przy agresywniejszych ruchach.
Pod kątem komfortu również trudno narzekać na Life Q35, bo choć powietrze nie ma gdzie uciekać spod nauszników, a wzrost temperatury jest odczuwalny, to nie jest jednocześnie uporczywy. Zastosowanie skóry i pianki spisuje się więc oczekiwanie, a ważniejsze jest to, że pasywne tłumienie dźwięków z otoczenia działa wzorowo, choć w cichym otoczeniu osoby siedzące bliżej nas z pewnością usłyszą głośniej włączoną muzykę.
Przewód jednak jest kluczowy, aby wycisnąć z “jedwabnych 40-mm przetworników” o impedancji 16 Ohm najlepsze brzmienie, bo zamiast tradycyjnego 20-20000 Hz przy połączeniu Bluetooth ze wsparciem bezstratnego kodeka LDAC, w trybie przewodowym otrzymujemy znacznie szersze pasmo przenoszenia od 16 do 40 kHz. Pozostanie przy jacku otwiera też nowe możliwości pod kątem parowania Life Q35 z zewnętrznym sprzętem.
Zanim przejdziemy do jakości samego brzmienia, chciałbym zatrzymać się przy ANC i trybie Transparency. Chociaż oba spisują się wzorowo, to tryb wygłuszania hałasu z otoczenia bez względu na ustawiony tryb radzi sobie najlepiej z wyciszaniem niskich dźwięków (szumu wentylacji, wiatru, pracy silnika), a z tymi wyższymi (rozmowy, hałas uliczny) zauważalnie gorzej. Nie wpływa jednak w zauważalnym stopniu na ogólne brzmienie i nie powoduje dyskomfortu podczas słuchania. Z kolei przechadzka po supermarkecie z aktywowanym w razie potrzeby trybem Transparency nie przynosiła mi żadnych problemu w zrozumieniu innych.
Brzmienie to z kolei coś, gdzie Soundcore Life Q35 zaskakuje najbardziej i całkowicie pozwala zapomnieć o wcześniej nadmienionych problemach, podkreślając na dodatek zalety. Jedyny problem w dźwięku? Scena muzyczna, która w dziwny sposób modeluje generowane do naszych uszu utwory tak, że te wydają się dochodzić nie wokoło nas, a jakby nieco “przed nami”. Profil zamkniętych muszli dopełnia tego największego problemu Life Q35, które zachwycają pod pozostałymi względami.
Tak jak zwykle tradycyjnie brzmiącym modelom można wystawić ocenę 6/10, tak Life Q35 śmiało można wlepić 8,5 na 10. To jedne z najlepszych słuchawek nausznych, jakie miałem okazję testować, jeśli idzie o słuchanie podcastów i audiobooków. Idealne wręcz odwzorowanie tonów średnich, czyli tych w zakresie 250 Hz-2 kHz sprawdza się również w muzyce, nadając znacznie okazalszą szczegółowość wokalom i głównym instrumentom.
Gorzej jest już w przypadku basu, który jest wyczuwalnie podbity, co w przypadku tonów wysokich przyjmuje odwrotny efekt – są nieco obniżone, a to skutkuje nieco ciemnym charakterem brzmienia. Pewne jest jednak, że większość użytkowników będzie z brzmienia Life Q35 zdecydowanie zadowolona, bo w razie potrzeby nic nie stoi na przeszkodzie, aby poprawić ich charakter w equalizerze.
Na sam koniec pozostawiłem kwestię wbudowanych mikrofonów. Te sprawdzają się następująco:
Test Soundcore Life Q35 – podsumowanie
Już po tygodniu zabawy z Soundcore Life Q35 zdałem sobie sprawę, że jak na słuchawki w cenie około tysiąca złotych, ten model zdecydowanie jest godny polecenia, bo jedyne wady, jakie zauważyłem, sprowadziły się albo do preferencji, albo różnic między egzemplarzami. Dopiero później spojrzałem na cenę i… co tu dużo mówić, Soundcore stworzyło jedne z najbardziej opłacalnych nausznych słuchawek bezprzewodowych na rynku, bo Life Q35 kosztują tylko 589 zł.
Life Q35 mogą zachwycić komfortem użytkowania, designem, skutecznością ANC, wszechstronnością pod kątem kompatybilności z różnymi sprzętami, licznymi niespotykanymi często funkcjami i jakością dźwięku. W moim prywatnym życiu Life Q35 mogłyby zastąpić mi zarówno słuchawki wykorzystywane podczas pracy na komputerze, jak również dokanałowe TWS, kiedy ograniczam się do smartfona, więc potencjał jest ogromny.