Pudełko i dołączone wyposażenie
Skromne, ale wizualnie atrakcyjne i wpisujące się w obecny charakter HyperX pudełko z jednej strony pozwala zapoznać się z najważniejszymi cechami produktu, a z drugiej zapewnia odpowiednią ochronę w transporcie. Wewnątrz znajdziemy instrukcję obsługi, ulotkę, przewód USB-A do USB-C w materiałowym oplocie, dwa wymienne klawisze i wreszcie kluczyk do ściągania keycapów.
Czytaj też: Test zestawu słuchawkowego Epos H3. To sprzęt przeznaczony dla graczy
Najważniejsze cechy HyperX Alloy Origins 65
- Klawiatura TKL
- Materiał: aluminium klasy lotniczej, tworzywo PBT
- Przełączniki: HyperX Red
- Wymiary: 315 x 105 x 36,9 mm
- Waga: 825 gramów z przewodem
- Odpinany 180-centymetrowy przewód USB w materiałowym oplocie
- Trzystopniowa regulacja wychylenia poprzez dwie różne nóżki
- Wsparcie aplikacji NGenuity
- Przyciski multimedialne
- Pełny N-Key rollover i anti-ghosting
- Tryb gry
- Pamięć dla 3 profili
- Gwarancja: 2 lata
Materiały, design i wykonanie
Dlaczego Alloy Origins 65 to klawiatura, obok której nie można przejść obojętnie? Bo mimo tego, że teoretycznie powinna być lekka, aby zwiększyć jej mobilność, to producent postarał się o to, aby mimo formatu TKL była naprawdę ciężka. 825 gramów pozornie nie robi aż tak dużego wrażenia, ale w przypadku klawiatur o takim rozmiarze to wręcz niebywałe. Powód tego stanu rzeczy? Zastosowanie obudowy z aluminium nie tylko w formie górnego panelu, ale też tego dolnego, który zwykle jest wykonany z tworzywa sztucznego właśnie dla obniżenia wagi (i ceny kosztów materiałów).
Efekt jest… ciekawy, bo po prostu wyróżnia Alloy Origins 65 na tle konkurencji i sprawia wrażenie modelu nie na kilka, a kilkanaście lat. Co tu dużo mówić, obudowa złożona z dwóch solidnych kawałków aluminium klasy lotniczej robi wrażenie, co dodatkowo podkreślają keycapy świetnej jakości. Te oczywiście są wykonane z tworzywa sztucznego, ale nietypowego, co zarówno widać (po fakturze), jak i czuć.
W ich przypadku można mieć wątpliwości wyłącznie co do wieloletniej trwałości nadruków dodatkowych funkcji klawiszy na ich bokach, choć z drugiej strony ich zupełny brak z naszymi palcami może całkowicie uchronić je od zużycia. Pewne jest z kolei, że główna czcionka nigdy nie zostanie starta, jako że wykonano ją w ramach technologii Double-Injection (połączenia czarnego korpusu klawisza z mlecznym wypełnieniem poprzez zgrzanie). HyperX chwali się też tym, że te klawisze są produkowane z formowanego dwuwarstwowo materiału PBT.
Ogólna bryła HyperX Alloy Origins 65 jest w zupełności płaska, posiada zaokrąglone rogi, a budujące ją panele są połączone za pomocą połączeń, które do pewnego urozmaicają design klawiatury. Finalnie jedynymi elementami z tworzyw sztucznego, pomijając przełączniki i klawisze, są elementy na spodzie klawiatury. Obejmują one zarówno cztery grube podkładki antypoślizgowe, jak i rozbudowany system regulacji nachylenia.
Ten natywnie zapewnia 3-stopniowe nachylenie, ale po wychyleniu mniejszego zestawu nóżek już 7-stopniowe, a w trzecim całe 11-stopniowe. Same w sobie nóżki posiadają własne gumki antypoślizgowe, są grube i sprawiają wrażenie solidnych nawet w kwestii mechanizmu składania i rozkładania.
Warto też wspomnieć o umieszczonym w lewej części tylnej krawędzi portu USB typu C, do którego wpinamy dobrze opleciony przewód w materiałowym oplocie o dosyć sporym poziomie sztywności. Producent postarał się więc o to, aby Alloy Origins 65 przetrwała z Wami możliwie najdłużej. Szkoda więc, że klawiatury nie zabezpieczono przed cieczami – wtedy jej długowieczność ograniczałyby praktycznie wyłącznie przełączniki o i tak imponującej wydajności.
Oprogramowanie NGenuity
Jak to standardowo u HyperX bywa, do zarządzania Pulsefire Haste wykorzystujemy dostępne w Microsoft Store (na Windowsie 10) oprogramowanie NGenuity w formie HUBu. Dzięki niemu zaktualizujemy firmware, skonfigurujemy profile i finalnie zapiszemy je (maksymalnie 3) w pamięci myszki. Sama w sobie aplikacja NGenuity sprawdza się świetnie, oferując podstawowe opcje w przejrzystym interfejsie.
Znajdziemy w niej przypisywanie ustawień do poszczególnych gier, prosty powrót do ustawień domyślnych, podmianę funkcji klawiszy zarówno pod kątem ogólnym, jak i po połączeniu z klawiszem funkcyjnym. Nie zabrakło też ustawień co do trybu gamingowego oraz profile w oprogramowaniu i trzy w pamięci urządzenia, a przede wszystkim podświetlenia.
Czytaj też: Test Mountain Everest 60. Po co tej klawiaturze mechanicznej aż 5 USB-C?
Oczywiście HyperX zadbał o podstawowe ustawienia pokroju jasności czy szybkości oraz kierunku efektu, ale to, co jest w moich oczach najważniejsze, to możliwość ustawienia każdej diody osobno. Chociaż efektów na liście nie ma wielu (ledwie 3), to są one jak najbardziej wystarczające, pozwalając nawet ustawić zarówno efekt stały, jak i momentu aktywacji.
System podświetlenia
W HyperX Alloy Origins 65 zaimplementowano świetny system podświetlenia, na który składają się wyciągnięte nad przełącznik jasne diody RGB oraz świetnie wykrojona czcionka. Efekt tego połączenia widać zwłaszcza w przypadku dodatkowego klawisza spacji ozdobionego w kosmicznym wręcz stylu. Jak już opisywałem przy oprogramowaniu, w aplikacji NGenuity mamy możliwość dostosować podświetlenie na wielu frontach, ale ten najważniejszy sprowadza się do dowolnego łączenia ze sobą efektów z rozróżnieniem na poszczególne diody.
Test przełączników i ogólne wrażenia
Alloy Origins 65 jest ograniczony do autorskich przełączników mechanicznych HyperX Red o liniowej charakterystyce działania i wytrzymałości rzędu 80 mln aktywacji. Na papierze są wręcz “szybszymi” Redami znanych Cherry MX, bo choć wymagają tej samej siły rzędu 45 gramów, to ich aktywacja zachodzi szybciej, bo nie na poziomie 2, a 1,8 mm. Dodatkowo cała droga pracy również spadła o 0,2 mm, czyli do 3,8 mm. Efekt? Na moje oko palce wręcz cudowne, bo choć podczas pisania o przypadkowe aktywacje jest łatwo, to z czasem możemy przyzwyczaić się do tak bardziej “agresywnych” przełączników.
Alloy Origins 65 jest o 5 klawiszy “bogatszy” względem modelu Alloy Origins 60 i choć z pozoru brzmi to niewielką zmianą, to ta właśnie sprawiła, że do klawiatury powróciły m.in. natywne klawisze strzałek i klawisz Delete. Do szczęścia brakuje tylko Print-Screena, ale te dodatki i tak sprawiły, że użyteczność modelu wzrosła znacząco i zwyczajnie lepiej się na nim pracuje i pisze.
Warto też wspomnieć, że podczas gdy te małe klawisze bazują zwykle na jednym przełączniku. Te dłuższe klawisze pokroju spacji, entera, shifta, czy backspace zostały dodatkowo wsparte przez HyperX za pomocą podobnych do przełączników “wsporniki”. Te są stałe (pełnią funkcję czegoś w rodzaju filarów) i dzięki temu utrzymują stabilność przełącznika bez zauważalnego wpływania na jego działanie.
Czytaj też: Test Steelseries Aerox 9 Wireless. Mysz idealna, kiedy brakuje Wam przycisków
Test HyperX Alloy Origins 65 – podsumowanie
W momencie pisania tego tekstu HyperX Alloy Origins 65 jest do kupienia za 480 złotych, czyli o 60 zł więcej względem modelu 60. W praktyce powinni zainteresować się nim zwłaszcza ci, którzy potrzebują na co dzień strzałek i klawisza Delete, a poza tym lubią motywy kosmiczne (przez unikalny klawisz spacji). Dodatkową zaletą Alloy Origins 65 są również keycapy, które śmiało mogę uznać za najlepsze w dotyku, z jakimi miałem do czynienia.