Chociaż ciągle dzierży dumne miano największego na świecie, Mi-12 był kompletną porażką
Podobnie jak III Rzesza, były Związek Radziecki pozostawił po sobie szereg dziwnych sprzętów, w których pokładał nadzieję na odmianę sytuacji na polu bitwy. Ogromny helikopter, choć jest łatwym celem, jest też niezastąpionym sprzętem w arsenale wojska do transportowania nie tylko całej masy ludzi, ale też ciężkiego sprzętu. ZSRR miało dla Mi-12 jednak zupełnie inną rolę.
Ten miał za zadanie przede wszystkim transportować międzykontynentalne pociski balistyczne, unikając potrzeby wykorzystywania sieci kolejowej, którą monitorował wywiad USA. Zważywszy jednak na to, jak szerokie zastosowanie miał zniszczony przez Rosję ukraiński An-225 (bijący rekordy wielkości samolot), teraz działające Mi-12 z pewnością byłyby przydatne do transportu sprzętu.
Sam w sobie Mi-12 nie zapewnił ZSRR spektakularnej katastrofy w postaci wybuchu czy pozostawienia za sobą całej masy trupów, ale do udanych sprzętów zdecydowanie nie należał. Dręczyły go ogromne problemy konstrukcyjne na czele ze sposobem montażu silników oraz działaniem wirników nośnych na wysięgnikach. Przez to (i nie tylko) jego stabilność podczas lotu kulała, ale wbrew pozorom to nie to uśmierciło ten największy na świecie helikopter.
Czytaj też: Rosyjski termit, czyli deszcz ognia z pocisków 9M22S i wyrzutni Grad
Mi-12 stał się bezużyteczny – przynajmniej, jeśli idzie o jego pierwotny cel – przez rozwój satelitów szpiegowskich USA, które mogły zaglądać głębiej terytorium ZSRR. Swoje trzy grosze dorzuciło do tego samo ulepszanie międzykontynentalnych rakiet balistycznych. Te stawały się coraz lżejsze i to do tego stopnia, że mogły je już przewozić ciężarówki. Powodem tego była przede wszystkim technologia MIRV, czyli upychanie kilku głowic do jednego pocisku, co znacznie zwiększyło ogólną siłę ognia.
Historia Mi-12, czyli powrót w odległą przeszłość
Wszystko zaczęło się w radzieckim biurze Michaiła Mila w 1959 roku. Radzieccy projektanci wpadli w tym czasie na pomysł nowego helikoptera o bardzo dużej ładowności, który mógłby przewozić pociski nuklearne do odległych baz rakietowych. Wtedy to po raz pierwszy światło dzienne ujrzał pomysł helikoptera wielkości samolotu odrzutowego, będący odpowiedzią na nowe wyzwania, przed jakimi stawał były Związek Radziecki.
Ten nie mógł pochwalić się rozbudowaną siecią kolejową, co okazało się problemem w późnych latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, czyli wtedy, kiedy rozpoczęto budowę sieci baz dla pocisków nuklearnych. Planiści wojskowi stali przed ogromnym wyzwaniem, bo naprędce postawione linie kolejowe wskazałyby bezpośrednio Amerykanom, gdzie dokładnie ZSRR stworzył swoje nowe bazy, a związana z nimi tajemnica prysłaby w mgnieniu oka. Wysoko w górze latały bowiem nieustannie samoloty szpiegowskie U-2 Dragon Lady, pozostając poza zasięgiem jakichkolwiek pocisków.
Nic więc dziwnego, że skuszone rozwiązaniem “problemu” przywództwo radzieckie dało w 1962 roku zielone światło pomysłowi na stworzenie Mi-12. Trzy lata zajęło konstruowanie jego pierwszego egzemplarza, który mierzył 37 metrów długości i 12,5 metra wysokości, przy czym rozpiętość jego skrzydeł sięgała 67 metrów, a dwa wirniki w układzie poprzecznym chwaliły się średnicą 35 metrów. Nie dziwi więc fakt, że to 69100-kilogramowe cielsko musiały podrywać do lotu aż cztery silniki turbinowe Sołowiew D-25VF o mocy 6500 koni mechanicznych każdy.
Czytaj też: Rosyjskie wyrzutnie rakiet TOS-1. Przerażające, ale niepozbawione ogromnych wad
Oceniano, że Mi-12 będzie mógł wznieść się na wysokość 3500 metrów, przelecieć do 1000 kilometrów z prędkością maksymalną rzędu 260 km/h i tą przelotową na poziomie 240 km/h, ale na takie wojaże pierwszy skonstruowany Mi-12 jednak sobie nie pozwolił. Kiedy w 1968 roku odbył swój pierwszy lot, ten trwał zaledwie kilkanaście sekund i pozostawił wiele do życzenia. Obyło się wprawdzie bez wybuchów, ale drgania zespołu napędowego przeniosły się na resztę konstrukcji do tego stopnia, że doszło do “rozhuśtania” kadłuba w płaszczyźnie pionowej.
Nie zniechęciło to jednak inżynierów do ulepszeń i tak też rok później, ten największy na świecie helikopter w ramach drugiego już egzemplarza prototypowego, ustalił rekord udźwigu, wznosząc na wysokość 2255 metrów ładunek o masie 44205 kilogramów w przestrzeni ładunkowej o długości 28,5-metrów i szerokości 4,39 metra. Potrzebujecie skali? W Mi-12 z łatwością zmieściłyby się autobusy miejskie i to nawet dwa jednocześnie.
Finalnie ZSRR pochwalił się swoim drugim już wyprodukowanym Mi-12 podczas międzynarodowego pokazu w Paryżu w 1971 roku. Wtedy NATO obawiało się, że tak wielki helikopter zostanie użyty jako taktyczny samolot powietrzny, który będzie mógł transportować pojazdy opancerzone na front, ale rzeczywistość była inna. Ten pokaz w Paryżu był bowiem ostatnią szansą, żeby oficjalnie i publicznie usłyszeć o Mi-12, jako że projekt po prostu powstawał zbyt długo i stał się przestarzały, aby dalszy rozwój miał jakikolwiek sens.
Pogrzebał go po prostu postęp technologiczny, który całkowicie zaprzeczał sensowi dalszego rozwoju V-12 do produkcyjnego Mi-12 do jego pierwotnego przeznaczenia. Tyczy się to również wersji Mi-12M z dwoma silnikami o mocy 20000 koni mechanicznych. W pierwotnej wersji prototypy V-12 angażowały do pracy łącznie 6-osobowy zespół, miały transportować do 196 ludzi jednocześnie lub latać z ładunkiem o wadze maksymalnej 40000 kg.
Czytaj też: Opisujemy bojowy dron Bayraktar Akinci, czyli dzieło ludzi stojących za słynnym Bayraktar TB2 w Ukrainie
Co ciekawe, ładownia Mi-12 została wykonana w taki sposób, aby ściśle odpowiadała wspomnianemu samolotowi Antonow An-225. Finalnie rozważano też wprowadzenie Mi-25 do użytku komercyjnego po jego “wojskowej wtopie”, ale nigdy do tego nie doszło. Na jego miejsce wszedł w 1983 roku Mi-26 (Halo), który do tej pory służy jako ciężki śmigłowiec transportowy.