Zapotrzebowanie na TOS-1 sięga lat 70. ubiegłego wieku. Pomysł radzieckich inżynierów przetrwał jednak rozpad ZSRR
W latach 70. w ZSRR pojawiła się zarówno potrzeba, jak i pomysł na opracowanie wieloprowadnicowej wyrzutni pocisków termobarycznych i zapalających. Zostało to przekute stosunkowo szybko na rzeczywisty sprzęt, a raczej kompleksowy system, obejmujący pojazd bojowy, pociski oraz dwa pojazdy logistyczne odpowiadające za transport pocisków. Najpierw (na początku lat 80.) utrzymywano TOS-1 (dokładnie TOS-1M Burationo) w tajemnicy (trwało to aż do 2000 roku), finalny projekt dopięto na ostatni guzik w 1988 roku, a pierwsze egzemplarze produkowano od 1987 roku.
Czytaj też: Nowa „petycja” o zatrzymanie sieci 5G, promieniowania radioaktywnego i sieci… 1G. Kraśnik to przy tym pikuś
Wchodząc w szczegóły samego systemu, to co zwykle uznajemy za TOS-1, czyli sam pojazd bojowy (BM-1), to tak naprawdę podwozie czołgu T-72A połączone z wieloprowadnicową wyrzutnią. Ta początkowo obejmowała 30 kanistrów na pociski, ale z czasem obniżono ich liczbę do 24. Samo zastosowanie podstaw stosowanych w czołgach nie dziwi, jako że ten tak zwany rosyjski ciężki miotacz ognia musi cechować się wysoką odpornością na wrogi ostrzał przez operowanie blisko frontu. Wysoka waga wyrzutni i pocisków dołożyła do tego swoje trzy grosze i tak oto obecny w pierwszych wersjach T-72 silnik V-84 o mocy 840 koni mechanicznych okazał się najlepszym, w tamtych czasach, wyborem.
Efekt? 45,3-tonowy sprzęt do zadań specjalnych o długości 9,5 metra, szerokości 3,6 metra i wysokości 2,22 metra, którego obsługą zajmuje się trzyosobowa załoga składająca się z dowódcy, operatora dźwigu i kierowcy-mechanika. Rosyjskie wyrzutnie rakiet TOS-1 są obecne na służbie od 1988 roku, brały udział w kilku wojnach (w Syrii, Donbasie, Afganistanie, Iraku), trafiły w ramach eksportu do wielu państw (Azerbejdżanu, Syrii, Algierii, Iraku), a co najważniejsze, były ulepszane, choć niespecjalnie regularnie, jako że do tej pory powstał tylko jeden wariant – TOS-1A. Ten został zaprezentowany w 2001 roku i doczekał się określenia Sołncepiok.
Czytaj też: Rosyjskie czołgi T-14 Armata. Cudo na papierze, ale na froncie nadal ich nie ma
Co w nim zmieniono? Przede wszystkim obniżono liczbę pocisków w wyrzutni z 30 do 24 i przystosowano ją do montażu na podwoziu T-90. Dodatkowo zwiększono początkowy zasięg z 4500 do 6000 metrów i zapewniono systemowi lepszy system balistyczny.
Znacząco ulepszono też aspekt logistyczny, zastępując ciężarówki z zapasowymi pociskami, specjalnie opancerzonymi pojazdami gąsienicowymi TZM-T (na podwoziu T-72) ze specjalnym dźwigiem. Ten pozwala realizować przeładowanie wyrzutni, co przy wykorzystaniu dwóch takich “opancerzonych dźwigów” trwa ponoć 24 minuty.
TOS-1 realizują ostrzał z wykorzystaniem przyrządów optycznych i laserowych, mogąc pochwalić się celnością do 10 metrów. W razie bezpośredniego ataku wroga, załoga może zrobić użytek ze środków ochrony przed bronią masowego rażenia, wyrzutni granatów dymnych i bogatego arsenału broni. Ten obejmuje karabin maszynowy RPK-74 z 1440 sztukami amunicji, AK-74 z zapasem 300 sztuk amunicji, trzy ręczne granatniki przeciwpancerne RPG-26 i 10 ręcznych granatów F-1. Przynajmniej dla pojazdu bojowego, bo dwa logistyczne mają dostęp do tego samego, ale w większej liczbie (5 RPG-26, 2 AK-74).
Najważniejsze są jednak oczywiście pociski do głównej wyrzutni, które są przykładem pocisków kalibru 220 mm z silnikiem opartym o paliwo stałe. Te mają dostęp zarówno do głowic termobarycznych, jak i zapalających, z czego te pierwsze wyrządzają najwięcej szkód zarówno ludziom, jak i budynkom. Dlaczego? Szczegóły poznacie tutaj, ale dla nas najważniejsze jest to, że wybuchowi każdej głowicy termobarycznej towarzyszą różnice ciśnienia, które trwają nie mikro- (jak to bywa przy konwencjonalnych wybuchach), a milisekundy, co znacząco zwiększa ich skuteczność uśmiercania i niszczenia. Przy wybuchu zabija bowiem nie ogień, a skok ciśnienia, co właśnie czyni z tych pocisków termobarycznych broń określaną często alternatywą dla tej atomowej.
Czytaj też: Rosyjskie pociski P-800 Oniks miały niszczyć okręty, a ostrzelały Odessę
Możecie sobie wyobrazić, jak niszczycielski może być ostrzał z kilku TOS-1 jednocześnie, który generuje istne “piekło na ziemi”, wystrzeliwując łącznie 24 pociski pojedynczo (wtedy salwa trwa 12 sekund) albo parami (wtedy trwa 6 sekund). Zwłaszcza że może nadejść nagle, jako że w przypadku tych systemów czas niezbędny do otwarcia ognia od momentu zajęcia pozycji strzeleckiej wynosi 90 sekund.
Największa wada TOS-1? Przede wszystkim mierny zasięg, wymagający solidnej obstawy
W tytule wspomniałem, że rosyjskie wyrzutnie rakiet TOS-1 może i są przerażające pod kątem tego, co są w stanie zrobić, ale z drugiej strony przeciwne wojska mogą łatwo im przeciwdziałać. Wystarczy tylko dobry zwiad, precyzyjna amunicja oraz przeszkolony oddział artylerzystów, bo zasięg rażenia nawet nowszej wersji tego ciężkiego miotacza ognia jest bardzo niski. TOS-1 może przeprowadzać efektywny ostrzał celów oddalonych o 500-3500 metrów, a TOS-1A po ulepszeniu z 2017 roku o maksymalnie nie 6000, a 10000 metrów, podczas gdy zasięg nowoczesnej artylerii idzie w dziesiątki kilometrów.