Ekranoplany, czyli wyjątkowa hybryda do panowania na wodzie
Na papierze ekranoplany są dokładnie tym, czego potrzebuje obecnie amerykański Korpus Piechoty Morskiej w dążeniu do uzbrojenia się zwłaszcza na wypadek wojny z Chinami. Ta obejmie działania przede wszystkim na archipelagu wysp, co znacznie utrudnia zarówno transport, jak i przeprowadzanie akcji. Ekranoplan rozwiązałby poniekąd oba te problemy, będąc w stanie transportować z bardzo dużą prędkością oddziały i sprzęt na kolejne wyspy.
Czytaj też: Potęga ukraińskiej artylerii na nagraniu. Rosjanie ukryli się w polskim gospodarstwie i zostali rozgromieni
Wszystko dzięki unikalnej cesze każdego ekranoplanu – wykorzystywania efektu powierzchniowego podczas swojego lotu. W praktyce te “samoloty na morza” są niezmiennie wyposażone w skrzydła i silniki turbowentylatorowe. Te, po rozpoczęciu lotu, sprawiają, że pod skrzydła wtłaczają się odpowiednie ilości powietrza pod ciśnieniem, które powoduje, że ekranoplan jest w stanie wznieść się kilka metrów nad powierzchnię wody na tak zwanej “poduszce powietrza”.
Co to oznacza? Ano to, że na tej wysokości nie musi walczyć z oporem wody, a to znacząco wpływa na prędkości, które może rozwijać. Dodatkowo jest chroniony do pewnego stopnia przed wieloma radarami i może całkowicie zapomnieć o minach wodnych, co na spornych wodach jest wręcz kluczowe do realizacji szybkich akcji. Ta zasada działania sprawia jednak, że ekranoplany są użyteczne wyłącznie na doskonale znanych, niewzburzonych wodach, zamarzniętych jeziorach czy idealnych równinach.
Jakiekolwiek nagłe zmiany powierzchni pod samolotem (fale) czy przeszkody mogą bardzo łatwo skończyć się katastrofą, bo piloci muszą z ogromnym wyprzedzeniem na nie reagować. Wzmiankę o tym zapamiętajcie, bo to ważne w przypadku słynnego Kaspijskiego Potwora.
Sowieckie ekranoplany – wszystko rozpoczął Kaspijski Potwór
Po II wojnie światowej ZSRR wykazało ogromne, w skali świata, zainteresowaniem ekranoplanami. Wykorzystywano je niegdyś w formie sprzętów desantowych i patrolowych na Morzu Kaspijskim czy Morzu Czarnym. Chociaż w ciągu ostatnich dekad słuch o nich zaginął, to jak wynika z planu DARPA, najwyraźniej mogą one powrócić z technologicznych zaświatów w całkowicie wojskowym wydaniu.
W przypadku ZSRR najważniejszym ekranoplanem był zdecydowanie oficjalnie określany mianem KM prototyp, służący do testowania tego podejścia i technologii. Ten powstał w latach 60. ubiegłego wieku i został szybko dostrzeżony przez amerykański wywiad, który był bardzo zaniepokojony tym, co tego typu nieznany zupełnie sprzęt może zrobić (w latach 1947-1991 trwała przecież ciągle zimna wojna). Ten niepokój odzwierciedla samo określenie go mianem Kaspijskiego Potwora (oryginalnie Caspian Sea Monster) z racji tego, że dostrzeżono go za sprawą zdjęć satelitarnych właśnie na Morzu Kaspijskim.
Czytaj też: Były ozdobą, ale zawalczyły o wolność Ukrainy. Czołgi T-54 i T-64A z Mariupola skończyły jednak źle
Projekt ekranoplanu KM obejmował wykorzystanie 10 silników turboodrzutowych Dobrynin RD-7 o ciągu 127,5 kN każdy. Te wprawiały w ruch ponad 240 ton masy, a mogły znacznie więcej, bo ponoć nawet 544 ton. Tyle wynosiła bowiem kolejno podstawowa, jak i maksymalna waga KM, który mierzył 92 metrów długości, podczas gdy rozpiętość jego skrzydeł sięgała 37,6 metrów.
Po stronie możliwości, angażujący do pracy 5-osobową załogę prototyp EK, miał rozpędzać się do maksymalnie 500 km/h, latać na odległość do 1500 km i na wysokości od 4 do 14 metrów. W testach wykazano jednak, że mógł rozpędzać się do nawet 650 km/h, choć wedle niektórych źródeł, te wartości sięgały aż 740 km/h.
Czytaj też: Switchblade 300 w akcji. Obejrzyjcie, jak dron kamikadze uderza w rosyjskich czołgistów T-72B3
Czas przeszły nie został powyżej wykorzystany bez przyczyny, bo Kaspijskiego Potwora spotkał smutny koniec po całych 15 latach testów. Został bowiem zniszczony w katastrofie spowodowanej przez błąd pilota w 1980 roku i nikt nie miał zamiaru go ratować, przez co zatonął po tygodniu, a wrak spoczywa obecnie w głębinach Morza Kaspijskiego. Na jego podstawie opracowano jednak bardziej “sowiecki” sprzęt, bo stricte militarny, w postaci ekranoplanu Łuń.
Projekt 903 “Łuń” – ekranoplan, który miał niszczyć lotniskowce USA
Na bazie Kaspijskiego Potwora opracowano ekranoplan Łuń o zastosowaniach bojowych, widoczny na zdjęciu poniżej, który miał niszczyć amerykańskie lotniskowce. Ten miał 73,15 m długości, 19,2 metra wysokości i rozpiętość skrzydeł rzędu 43,89 metra. Mógł latać tuż nad powierzchnią wody z 100 tonami ładunku, rozpędzając się do maksymalnie 550 km/h i docierać do celów oddalonych o prawie 1740 km.
Jak to na były Związek Radziecki przystało, pomimo swojego transportowego charakteru był też ciężko uzbrojony. Nie bez powodu określa się go mianem niszczyciela lotniskowców, bo Łuń został wyposażony w sześć wyrzutni pocisków przeciwokrętowych P-270 Moskit i w cztery 23-mm działka automatyczne. Te 4,5-tonowe pociski są ciągle wykorzystywane przez Rosję i mogą uderzać we wrogie okręty oddalone o 250 km po rozwinięciu prędkości 3 Mach.
Czytaj też: Czym jest ta tajemnicza broń w rękach Ukraińców? Wyjaśniamy
Łuń wprawdzie nigdy nie doczekał się wykorzystania na służbie, ale przynajmniej nie podzielił losu Kaspijskiego Potwora. Prace nad nim, które trwały od 1983 roku, szybko przeistoczyły się w testy (w 1984 roku), ale jego dalszy rozwój porzucono w 1991 roku po rozpadzie ZSRR. Wtedy ten ekranoplan pozostał nieużywany przez ponad 30 lat, ale w 2020 roku trafił wreszcie do rosyjskiego Wojskowego Parku Kultury FR „Patriota” w Derbent.