Chiny właśnie przyspieszyły plany co do wniesienia na orbitę swojej orbitalnej elektrowni słonecznej
Wysyłanie paneli słonecznych na orbitę ma ogromny sens z kilku powodów. Po pierwsze, ich ekspozycja na promienie słoneczne nie ogranicza się wyłącznie do dni, a po drugie, efektywność paneli słonecznych jest wyższa, jako że promienie pokonują krótszy dystans i nie muszą przechodzić przez atmosferę. Oczywiście warunki w kosmosie nie są tak dobre, jak na Ziemi, ale z drugiej strony panująca tam temperatura może okazać się zbawienna dla paneli słonecznych, których nie będzie dręczyć zjawisko przegrzewania się.
Czytaj też: Osiowy tryb Higgsa odkryty. Krewniak „boskiej cząstki” potwierdzony eksperymentalnie
Problem w tym, że na ten moment wiele na temat tej orbitalnej elektrowni słonecznej Chin nie wiemy. Prace nad nią najwyraźniej jednak przyspieszyły, bo wedle South China Morning Post, rozpoczną się nie w 2030 roku, a o dwa lata wcześniej. Wtedy to projekt rozpocznie się od testowego satelity, który zostanie wysłany na orbitę w celu przetestowania technologii około 400 km od Ziemi. Będzie się to tyczyć zarówno samych paneli słonecznych, jak i sposobu przesyłania zgromadzonej energii do naziemnych terminali (wykorzysta się do tego laser lub mikrofale).
Czytaj też: Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba pod ostrzałem. Czy misja jest zagrożona?
Chiny chcą zbudować potężną orbitującą stację kosmiczną zasilaną energią słoneczną w czterech etapach. Najważniejszym momentem będzie wzniesienie rozbudowanej instalacji w 2030 roku na orbitę geosynchroniczną o mocy ledwie 10 kW energii. Z kolei do 2035 roku na orbitę zostanie wzniesiona już 10-megawatowa stacja, która będzie regularnie ulepszana i rozbudowywana tak, aby do 2050 roku zapewniać produkcję około dwóch gigawatów energii.