Nagłe wyłączenie komputera było plagą czasów, w których dominowały dyski talerzowe. W dobie SSD szybkość działania systemu skutecznie do tego zniechęca
Jestem tym samym pewny, że w takich sytuacjach żaden z Was nie zastanawiał się nad konsekwencjami, do jakich takie działania mogą doprowadzić… chyba że po jednej takiej akcji nagle albo system odmówił posłuszeństwa, albo co gorsza, nawet sam sprzęt. Nie myślcie bowiem, że takie traktowanie naszego komputera w przeszłości nie niosło za sobą konsekwencji – niosło, choć często szczęście (a raczej brak pecha) ratował nas przed przykrymi konsekwencjami. I jeśli zastanawia Was dominujący w tych zdaniach czas przeszły, to tak – stosujemy go tutaj nie bez przyczyny.
Czytaj też: Nowe pojazdy dla Ukrainy. Opisujemy AMZ Dzik, M113, YPR-765, Piraha P, Mastif i Szakal
Z biegiem lat porzuciliśmy dyski talerzowe na rzecz znacznie wydajniejszych modeli SSD z myślą o postawieniu na nich systemu, więc czy problem nadal występuje? Zresztą, czy ktokolwiek teraz w ogóle przejmuje się odcinaniem zasilania po wyłączeniu komputera stacjonarnego, czy trend wykorzystywania uśpienia i hibernacji dawno nas od tego uniezależnił?
Odpowiadając na pierwsze pytanie, to… tak, to prawda. Teraz nasze systemy działają niewspółmiernie szybciej, właśnie dzięki półprzewodnikowym dyskom, ale ciągle możemy stawić czoła sytuacjom, w którym dręczą go chwile zwątpienia. Jest to jednak spowodowane nie ich brakami, a systemem operacyjnym oraz jego funkcją Windows Update, której towarzyszy kultowy już chyba komunikat “to może chwilę potrwać”.
Jeśli z kolei idzie o drugie pytanie, to już kwestia osobista, więc sami przypomnijcie sobie, czy ciągle korzystacie z “zamykania systemu”, a następnie dbacie o “wyłączenie listwy”, czy nawet po prostu odcięcie zasilania z tyłu na zasilaczu. Sam po skończeniu pracy robię to za każdym razem i nawet specjalnie wyposażyłem się w dedykowany przedłużacz z zabezpieczeniem antyprzepięciowym, aby po prostu uchronić się przed “tęczą w pokoju”, bijącą z myszki, klawiatury i podświetlenia w obudowie. Pamiętająca czasy dzieciństwa pokusa natychmiastowego wyłączenia listwy zawsze gdzieś tam z tyłu głowy jest, ale życie nauczyło mnie już, że nie warto.
Wprawdzie dziś nieustannie o nasze dane dba kopia zapasowa i automatyczna synchronizacja z chmurą (o ile o to zadbaliście), ale kiedyś ciężko było nawet myśleć o funkcji automatycznego wysyłania plików zapisu danej gry do chmury, a co dopiero z niej korzystać. Przez to kilka “chamskich” wyłączeń PCta pozbawiło mnie ledwie wykonanych zapisów gry (wtedy nie rozumiałem dlaczego), a pewnego razu nawet działającego sprzętu.
Po pewnym, tradycyjnym niegdyś dla mnie, wyłączeniu zasilania na listwie, komputer bowiem już się nie włączył (przynajmniej “do pulpitu”), a powodem ku temu był sam system operacyjny, który zwyczajnie odmówił posłuszeństwa i to do tego stopnia, że o jego włączeniu nawet trybie awaryjnym można było pomarzyć.
Nie były to czasy, w których praktyka dwóch partycji była powszechna (przynajmniej w moim otoczeniu), więc wraz z systemem utraciłem też zapisy wszystkich gier. Oczywiście nawet przez myśl mi nie przeszło, aby przekopiować z głównego dysku przynajmniej zapisy, wykorzystując drugi komputer. Ten moment teraz odpowiada mi z automatu, co tak naprawdę ryzykujecie przy nagłym wyłączeniu komputera – utratę działającego sprzętu, danych i tym samym cennego czasu. Dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego nagłe wyłączenie komputera jest proszeniem się o kłopoty? W dobie SSD ryzyko jest jednak mniejsze
Zacznijmy jednak od samego początku, czyli tego, co się dzieje, kiedy naciśniemy przycisk on/off na obudowie, czy klikniemy “zamknij system” w systemie. Właśnie wtedy rozpoczyna się raz krótszy, a raz dłuższy proces, w którym komputer przechodzi przez szereg kroków, mających za zadanie chronić pliki, nad którymi pracowaliśmy. Stąd zresztą widok ekranu pośredniego w procesie, kiedy to Windows “prosi nas” o zamknięcie konkretnych programów lub zapisanie niezapisanych dokumentów. To jest jednak coś, co widać jak na dłoni. W tle bowiem dzieje się znacznie więcej.
Czytaj też: Rosyjskie wyrzutnie rakiet TOS-1. Przerażające, ale niepozbawione ogromnych wad
System operacyjny,, po zainicjowaniu jego wyłączenia wysyła szereg sygnałów do programów i usług, że czas już kończyć pracę. Te z kolei przygotowują się na zamknięcie, dbając o to, aby się “nie uszkodzić”, bo nic nie jest w stanie Was zapewnić, że określone programy nie zapisują czegoś akurat w momencie wyłączania. Może to być aktualizacja gry, wcześniejsze pobieranie jakiejś paczki plików, a nawet wprowadzane w rejestrze systemu zmiany. Jeśli pech sprawi, że trafimy na ten niefortunny moment lub nagłe odcięcie zasilania samo go wywoła, dojdzie do trwałego do uszkodzenia plików.
To, w najlepszym przypadku, po prostu wymusi powtórzenie operacji, a w najgorszym – instalację programu od nowa. Ratunkiem wtedy może się też okazać oferowane przez instalatory sprawdzenie spójności plików. Jeśli te utraty będą sprowadzać się wyłącznie do konkretnych programów, to nie jest aż tak źle, ale nic nie zagwarantuje Wam, że uszkodzeniu nie ulegną inne, nawet systemowe pliki. Zwłaszcza przy wykorzystywaniu dysków HDD.
Finalnie można też wspomnieć o dzisiejszej pladze, czyli aktualizacjach systemu. Podczas nich niech nawet nie przejdzie Wam przez myśl, żeby odcinać zasilanie, czy rozpocząć je w momencie, kiedy za oknem panuje burza, a Wasza sieć energetyczna już nie raz zrobiła Wam psikusa w takich momentach. Podczas aktualizacji bowiem system Windows przechodzi ogromne zmiany. Tak ogromne, że szansa na jego bezpowrotne uszkodzenie jest bardzo wysoka, dlatego powinniście nawet zadbać z wyprzedzeniem o odpowiedni poziom naładowania baterii czy nawet awaryjne źródło zasilania w postaci UPSa.
Czytaj też: Helikoptery Mi-17 dla Ukrainy. Sprawdzamy na co stać dar od USA
Sami musicie więc odpowiedzieć sobie na pytanie, “czy warto ryzykować” postawieniem systemu na nowo albo odrabianiem postępów w grze/pracy, oszczędzając kilkadziesiąt sekund?