Zanim polskie Leopardy w ogóle powstały, niemieckie projekty przeszły dłuuugą drogę
Rodzina czołgów Leopard nie wzięła się oczywiście znikąd – podobnie jak “dwójka” w ich nazwie. Pierwsze egzemplarze tych czołgów zaczęły majaczyć na horyzoncie w 1956 roku, kiedy to Republika Federalna Niemiec ruszyła z pracami nad swoim nowym “czołgiem standardowym”. W projekt uwierzyła też Francja i Włochy, ale z czasem porzuciły go, co jednak nie przeszkodziło Niemcom w ukończeniu projektu w 1963 roku. Oficjalna produkcja finalnej wersji ruszyła po roku, a we wrześniu 1965 pierwszy czołg Leopard trafił do sił Bundeswehry, czyli federalnych sił zbrojnych Niemiec, rozpoczynając proces wycofywania przestarzałych średnich czołgów M47.
Czytaj też: H225 Super Puma zapisał się na kartach historii. To pierwszy niskoemisyjny śmigłowiec tego typu
Co jednak najciekawsze, w tym samym roku rozpoczęto prace nad podwalinami pod Leoparda 2 (początkowo Leoparda 2K) po tym, jak porzucono dążenia do przekucia projektu czołgu Leopard 2FK na coś rzeczywistego. Prace projektowe trwały długo, bo mimo rozpoczęcia ich w 1965 roku, pierwszy seryjny Leopard 2 wyjechał z linii montażowej pod koniec 1979 roku.
Kluczowe elementy jego projektu obejmowały przede wszystkim uzbrojenie oraz zespół napędowy. Niemieccy konstruktorzy poszli w stronę obraną przez USA oraz ZSRR (T-62), stawiając na niegwintowaną, a gładkolufową armatę kalibru 105 mm (w przypadku prototypów). W nich pociski nie są stabilizowane poprzez nadanie im możliwości obrotu wokół własnej osi, ale z wykorzystaniem brzechw.
Finalnie pierwszy “drugi Leopard”, czyli Leopard 2A01 doczekał się 120-mm działa głównego Rheinmetall L/44 z możliwością strzelania pociskami przeciwpancernymi APFSDS-T oraz wielozadaniowymi PK. Podczas misji w czołgu znajdowało się 42 sztuk amunicji, a ich załadunek był realizowany w 100% ręcznie – stąd wymóg 4-osobowej załogi (dowódcy, kierowcy, strzelca i właśnie ładowniczego). Wagę 55 ton w ruch wprawiał 47,6-litrowy silnik o mocy 1500 koni z hydrokinetyczną przekładnią, umożliwiając rozwijanie prędkości do 68 km/h i utrzymanie spalania na poziomie 300 litrów na 100 km przy jeździe po drogach.
Sama waga, jak na tamte czasy, była ogromna, ale warto tutaj wspomnieć, że Leopard 2A0 odznaczał się wtedy bardzo dobrą ochroną balistyczną w formie wielowarstwowego opancerzenia, a jego wytrzymałość dodatkowo wzmacniało osiem granatów dymnych w zasobnikach po bokach wieży (2×4). Oryginalny projekt szybko doczekał się nowych, udoskonalonych wariantów, przechodząc przez kolejne iteracje aż do najbardziej interesującej nas wersji Leopard 2A4.
Jako przedstawiciel trzeciej powojennej generacji czołgów, doczekał się w swojej rodzinie najliczniejszej produkcji od grudnia 1985 roku i stał się oficjalnie najszerszą (do tamtej pory) modernizacją oryginału. Na służbę w Polsce trafił na początku nowego wieku w nakładzie 128 egzemplarzy. Zmienił to dopiero Leopard 2A5, czyli znaczące rozwinięcie poprzednika przeprowadzone w ramach trzech faz KWS. Te zwiększyły możliwości tych niemieckich czołgów pod kątem siły ognia, systemów celowniczych, przeżywalności na polu bitwy i wreszcie zapewniły im pełną cyfryzację systemów łączności oraz dowodzenia razem z systemem zarządzania polem walki.
W Polsce te najnowsze wtedy Leopardy (obecnie najnowsze to Leopard 2A7) znalazły się na mocy umowy z 22 listopada 2013 roku, która przewidywała dostawę 14 czołgów Leopard 2A4 oraz 105 Leopard 2A5.
Czołgi Leopard w Wojsku Polskim
Tak też rozpoczęła się kariera czołgów Leopard w Polsce, które przynajmniej w części pozostały zgodne ze swoją fabryczną specyfikacją. Mowa dokładnie o tej nowszej wersji, Leopard 2A5, którymi zajmiemy się najpierw, zanim przejdziemy do polskiej modernizacji wariantów 2A4. Pozostały bowiem bez zmian, co oznacza, że nadal ich masa bojowa wynosi 59,5 tony, z czego wieża razem z armatą waży całe 21 ton. Tą armatą jest gładkolufowe 120-mm działo Rheinmetall RH-120, które w sile ognia wspomagają dwa karabiny maszynowe MG3 kalibru 7,62 mm. Za celowanie odpowiada z kolei unowocześniony dalmierz laserowy i system celowniczy PERI R17 A2.
Napędzaniem tej 9,67-metrowej bestii o szerokości 3,76 metra zajmuje się ciągle ten sam silnik, czyli MTU MB 873 Ka 501, a więc 4-suwowy, 12-cylindrowy silnik diesla z turbodoładowaniem o pojemności skokowej rzędu 47,6 litrów i mocy 1500 koni mechanicznych, który rozpędza czołg do maksymalnie 68 km/h. Względem wersji 2A4, nowszy Leopard 2A5 otrzymał nowy pancerz czołowy na wieży, zupełnie inaczej rozłożone opancerzenie na kadłubie oraz nowe panele boczne z kompozytów, które osłaniają układ jezdny.
“Prawdziwie polski” Leopard, czyli Leopard 2A4PL
Tak jak Leopard 2A5 nie jest aż tak “stary”, tak Leopard 2A4 swoim zaawansowaniem nie prezentował się najlepiej w nowych czasach i dlatego pod koniec 2015 roku podpisano kontrakt na modernizację 128 z 142 czołgów 2A4 do wersji 2PL z możliwością rozszerzenia jej o pozostałe 14 egzemplarzy, czego dokonano trzy lata później. Cena? Spora, bo rzędu 2,721 miliarda złotych, ale z czasem i tak finalny koszt programu wzrósł do 3,29 mld zł.
Wszystkie Leopardy 2A4 są teraz poddawane zmianom dzięki współpracy niemieckiej firmy Rheinmetall Landsysteme oraz Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a te mają zakończyć się w 2023 roku. Plan sprowadzał się do przygotowania całej infrastruktury w 2016 roku, demontażu i przygotowanie czołgów do modernizacji do końca 2017 roku, transferu technologii oraz szkolenia personelu w 2018 roku i wreszcie rozpoczęciu produkcji przedseryjnej (2018/2019) i seryjnej razem z dostawami w 2020 roku.
Z lekkimi opóźnieniami, Leopard 2PL pokazał się oficjalnie po raz pierwszy na targach MSPO 2020 jako jeden z sześciu pierwszych egzemplarzy. Czym różnią się one względem swojej pierwotnej wersji? Jak widać po samych zdjęciach, wieloma elementami, ale większość i tak pozostaje niewidzialna dla naszych oczu, bo jest ukryta wewnątrz.
W Leopard 2PL postawiono na wzmocnienie wytrzymałości wieży w formie dodatkowych modułów pancerza, dzięki czemu 2PL przewyższa pod tym względem 2A5. Podobnym ulepszeniom nie został poddany kadłub czy podwozie, ale wewnątrz pojazdu zamontowano specjalne wykładziny przeciwodpryskowe i nowe systemy przeciwpożarowe i przeciwwybuchowe.
Czytaj też: Ukraińcy przejęli wrak Ka-52, a teraz walczą z Rosją przywróconą do działania wyrzutnią helikoptera
Leopard 2PL nadal dzierży główną armatę w postaci Rheinmetall Rh-120 w wersji L/44, ale ze stosowną modernizacją dostosowującą ją do amunicji przeciwpancernej DM63 i programowalnej DM11. Pod tym kątem czołg doczekał się też nowego komputera pokładowego i napędu wieży z hydraulicznego na zupełnie elektryczny, ale pozostał przy parze karabinów maszynowych MG3.
Modernizacji doczekał się także sprzęt optyczny, zyskując kamery termowizyjne III generacji KLW-1 Asteria, kamerę cofania KDN-1 Nyks, jak również monitor sterujący dla dowódcy czołgu, który może korzystać teraz z nowego, cyfrowego systemu łączności. Generalny remont przeszły z kolei jednostki napędowe z dodatkiem pomocniczego zespołu prądotwórczego o mocy 17 kW na czele. Ponadto zamontowano dodatkowe kosze transportujące na zewnątrz wieży.
Przyszłość polskich oddziałów pancernych
Pewne jest, że z Leopardami nie pożegnamy się w następnych latach. Wprawdzie polskie Ministerstwo Obrony podpisało umowę na 250 egzemplarzy wspomnianych czołgów Abrams M1A2 SEPv3, ale te wpiszą się idealnie w braki powstałe z racji przekazania T-72 Ukrainie. Docelowo więc Polska będzie wykorzystywać łącznie aż trzy rodzaje czołgów, bo polską modernizację T-72 (PT-91 Twardy), dwa warianty Leopardów (2A5 oraz 2PL) oraz amerykańskie Abramsy.
To problem. Ogromny problem, zważywszy na to, że polski przemysł zbrojeniowy nie jest na tyle rozległy, aby radzić sobie z utrzymywaniem w świetnej kondycji i niskim kosztem aż trzech czołgów różnego rodzaju. Są więc duże szanse, że PT-91 Twardy zostanie z czasem porzucony, ale “zagrożeniem” dla unifikacji sprzętu może być potencjalny zakup licencji na produkcję południowokoreańskich Czarnych Panter.
Czytaj też: Kolejna samobieżna artyleria Rosji zniszczona. Zabójcza precyzja ukraińskiego ognia kontrbateryjnego
Tak oto Wojsko Polskie może finalnie (za dekadę, dwie) wykorzystywać sprzęt amerykański, niemiecki i… koreański. Nie brzmi to zbyt dobrze, ale kwestia samych Black Panther jest o tyle interesująca, że produkcja ich oraz części zamiennych będzie realizowana w Polsce. To coś, czego zdecydowanie zabrakło przy zakupie Abramsów, jeśli będziemy brać pod uwagę nie tylko kwestię wojskowe, ale też gospodarcze.