Krótka historia pewnego szkła
Tym razem jednak postanowiłem, że szkło ochronne założę. Jadę na wakacje nad polskie morze: wspaniałe plaże, spacery, wschody i zachody słońca, dosyć miejsca, żeby młody miał się gdzie wyszaleć – ale dla sprzętu jest to miejsce brutalne. Drobny piasek dostaje się wszędzie, zdarzyło mi się go „wymiatać” z matrycy w bezlustrze, statyw zgrzyta jeszcze trzy miesiące po powrocie. Niechroniony ekran smartfona aż krzyczy „porysuj mnie”.
A zatem szkło. Nie zakładam go sam, bo w domu mam parę sierściuchów i w efekcie dosyć kurzu, żeby przedsięwzięcie było niemal niewykonalne. Ale w pobliżu jest punkt 3mk, z którego usług korzystałem wcześniej i byłem bardzo zadowolony – dlaczego by zatem tym razem znów im nie zaufać? Chciałem założyć wariant Hard Glass Max, dobrze sprawdzający się na telefonie małżonki. Traf jednak chciał, że sympatyczna konsultantka zaproponowała nowość, czyli szkło 3mk Hardy, cechujące się wieloma naj: najtwardsze, najodporniejsze na zarysowanie (pamiętacie, co pisałem o drobnym piasku?) i tak dalej. Było też najdroższe, ale znowu nie na tyle, by jakoś specjalnie się zawahać, więc wyraziłem zgodę.
3mk Hardy zostało błyskawicznie i z wprawą założone – ani pyłek nie zakłócił delikatnego procesu (takie atrakcje zarezerwowane są najwyraźniej dla mnie, przy montażu w domu), chwilę później trzymałem więc swojego iPhone 13 Pro z nowiutkim szkłem. Trzeba było widzieć moje zdziwienie, gdy w lewym górnym rogu zauważyłem NAPIS. Oczywiście nie jakiś przypadkowy, co to to nie – pyszniło się tam logo produktu. Nie na folii ochronnej, przeznaczonej do zdjęcia – to też by było zbyt proste – był to rasowy, laserowy, grawerunek, pyszniący się refleksami światła.
Ciśnienie mi podskoczyło, kociołek był pod parą – tak jak z trudem znoszę rysy na ekranie, tak nie toleruję ozdóbek. Postanowiłem jednak, że nie będę się czepiał konsultantki – mnie też zdarza się zapomnieć o różnych rzeczach, więc niech będzie, że nie jej wina. Zapłaciłem, wyszedłem, wypuściłem parę na Twitterze, załatwiłem, co miałem jeszcze do załatwienia i wróciłem do domu, by w końcu się zastanowić głębiej nad tym, co zaszło i sprawdzić parę rzeczy.
Zacząłem od tego, że obejrzałem dokładnie opakowanie 3mk Hardy. Później zajrzałem na stronę produktu. Logo HARDY znalazłem na dwóch grafikach i na jednej niemal niewidoczne. Na pozostałych w tym miejscu nie było nic albo też odpowiednie miejsce w ogóle nie mieściło się na grafice. W tekście też nic o ozdóbkach nie było, znalazłem za to… ale spójrzcie sami:
Faktycznie, laserowa grawerka nie zaburza wyświetlanego obrazu, to wszystko mi się pewnie wydawało… Jeśli to nie jest samozaoranie, to co nim jest? Ocenę sytuacji, w której produkt ma cechę wpływającą na jego główną funkcję, ale nie sposób znaleźć informacji o tym na stronie w sklepie, pozostawiam potencjalnym klientom.
Marketing ponad rozum
O zwycięstwach marketingu nad zdrowym rozsądkiem zdarzało mi się pisać już przy różnych okazjach. Aparaty makro 2 Mpix, aparaty – detektory głębi, które po dokładniejszym zbadaniu w ogóle nie działają i pełnią rolę zaślepki, kamery do rozmów umieszczone w klawiaturach i prezentujące najgorszy możliwy (lub najlepszy, jeśli ktoś lubi podbródki) wizerunek rozmówcy, gigabitowy router, na gniazdkach LAN ograniczony do 100 Mbps – każdy z Was pewnie będzie w stanie wskazać przykłady z własnego podwórka.
Reklamowane jako idealnie przezroczyste szkło z grawerką zakrywającą część obrazu spowodowało, że zacząłem się zastanawiać, jak daleko można zaingerować w podstawową funkcję produktu, by widoczne było logo? A co, jeśli następnym razem zamiast logo komuś przyjdzie na myśl umieścić tam barwną emotkę? Czy kupując obiektyw do aparatu, będę musiał się liczyć z tym, że szalony producent wyryje swój znak jednorożca na przedniej soczewce? A może ktoś zainstaluje w samochodzie HUD wyświetlający reklamy zamiast nawigacji podczas wjazdu na szczególnie skomplikowane skrzyżowanie? Czy będzie lepsze miejsce do wyświetlenia reklamy linii lotniczej niż wjazd na łódzkie Rondo Lotników Lwowskich? Na pewno nie 🙂 Gdzie jest granica samokompromitacji?
Na zakończenie tego narzekania zaznaczę, że nie znajduję upodobania w byciu testerem głupich pomysłów. Przygodę z 3mk zakończę chyba definitywnie. Producentowi zaś sugerowałbym głęboki oddech i zastanowienie się, czy to co robi ma sens, czy to jest to, czego chcą klienci. Stawiam sprawę jasno: nie będę reklamował szkła, nie podam, gdzie je kupiłem i kto mi je instalował – bywa różnie, a nie mam zamiaru pozwolić, by ucierpiała niewinna konsultantka, która nie wspomniała o pomysłach swoich szefów – problemem nie jest to, że zapomniała, tylko to, że w ogóle ktoś to wymyślił, ktoś inny to zaakceptował, a jeszcze ktoś inny nie zwrócił im uwagi, że to głupie i pozwolił, by 3mk Hardy znalazło się w sprzedaży. I wypada ostrzec, że takie rzeczy się wydarzyły i mogą wydarzyć ponownie.