Istotną rolę w tej detekcji odegrała kamera NIRCam, która zauważyła jasny obiekt w galaktyce o nazwie SDSS.J141930.11+5251593. Znajduje się on około 3-4 miliardów lat świetlnych od Ziemi, a jego cechą szczególną wydaje się zaskakująco szybki spadek jasności, który nastąpił w przeciągu pięciu dni. Sugeruje to, że nowy teleskop mógł natrafić na “świeżą” eksplozję.
Czytaj też: Piękne i cenne naukowo. Właśnie takie jest nowe zdjęcie wykonane przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba
Skąd jednak wzięło się zaskoczenie wśród badaczy kosmosu? Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba nie został zaprojektowany tak, by szukać supernowych. Tego typu zadaniami zajmują się zazwyczaj instrumenty zdolne do skanowania ogromnych obszarów nieba w krótkich odstępach czasu. W tym przypadku mowa natomiast o teleskopie, który uwiecznia bardzo mały obszar wszechświata z imponującymi szczegółami.
Do detekcji rzekomej supernowej doszło już w pierwszym tygodniu naukowej działalności Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba, co pozwala sądzić, że będzie on w stanie regularnie obserwować supernowe. Jest to szczególnie kusząca perspektywa, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż ten nowy sprzęt ma spoglądać bardzo głęboko, aż do pierwszych setek milionów lat po Wielkim Wybuchu. To z kolei pozwala oczekiwać, iż astronomowie będą mogli obejrzeć jedne z pierwszych obiektów, które zakończyły “wieki ciemne” w historii wszechświata.
Czytaj też: Od eksplozji minęło osiem lat. Supernowa 2014C wciąż skrywa swoje tajemnice
Tego typu gwiazdy miały prawdopodobnie stosunkowo prosty skład chemiczny, szczególnie w porównaniu z tymi, które pojawiły się później. Te składające się głównie z helu i wodoru gwiazdy były od 200 do 300 razy masywniejsze od Słońca. Żyły przy tym zaskakująco krótko, choć bez wątpienia kończyły w efektowny sposób. Nam pozostaje natomiast liczyć, że Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba nie miał jedynie dużej dozy szczęścia, lecz faktycznie powtórzy jeszcze ten wyczyn.