Martwe mikroby z potu mają zasilać czujniki na naszych ciałach. Tego chcą naukowcy

Nasze życie byłoby łatwiejsze, jeśli po porzuceniu przewodów, porzucilibyśmy również potrzebę ładowania elektroniki codziennego użytku. Jest to zresztą poniekąd nawet wymóg w powoli kształtującej się erze „elektroniki do noszenia”, która sprawi, że na smartwatche oraz ich czujniki, będziemy patrzeć, jak na przeżytek. Najpierw jednak trzeba rozwiązać problem zasilania tej „nowej elektroniki” i do tego dążą m.in. naukowcy z UMass Amherst, którzy uznali, że to martwe mikroby z potu mają zasilać czujniki na naszych ciałach.
Martwe mikroby z potu,
Martwe mikroby z potu,

Naukowcy wykorzystali martwe mikroby z potu do zasilania elektroniki i obiecują, że to dopiero początek

Wspomniani naukowcy opracowali biofilm, który generuje energię elektryczną z potu, wykorzystując w tym celu znajdujące się w nim zwłoki martwych bakterii. Szczegóły na ten temat opisano w Nature Communications, gdzie jednoznacznie podkreślono, że nowe badania opierają się na wcześniejszych, które wzięły pod lupę bakterie o nazwie geobacter sulfurreducens. Nie bez powodu, bo ten mikrob ten jest jednym z kilku, które wykazały zdolność do wytwarzania energii elektrycznej w określonych warunkach.

Czytaj też: Eksplozja równie wielka, jak radość Ukraińców. Tak wybucha ruski czołg z amunicją na pokładzie

Mowa m.in. o warunkach parowania, co czyni go idealnym kandydatem do wykorzystania w specjalnych biofilmach, które mogą być przyklejone do skóry, aby zebrać użyteczną energię dla elektroniki do noszenia poprzez właśnie odparowanie potu. W tym konkretnym przypadku rewolucyjne jest to, że zamiast utrzymywać mikroby przy życiu, do generowania energii elektrycznej wykorzystuje się już nieżyjące, co zresztą sprawdza się nawet lepiej.

Jest to znacznie bardziej wydajne. Uprościliśmy proces wytwarzania energii elektrycznej, radykalnie zmniejszając ilość potrzebnych procesów. W sposób zrównoważony hodujemy komórki w biofilmie, a następnie wykorzystujemy ten aglomerat komórek. To zmniejsza nakłady energetyczne, upraszcza wszystko i poszerza potencjalne zastosowania– mówi Derek Lovley, Distinguished Professor of Microbiology w UMass Amherst i jeden ze starszych autorów pracy.

Czytaj też: Te wojskowe drony sięgną tam, gdzie nie sięgnęły nigdy. Oto amerykańskie Zephyr

W tym konkretnym przypadku naukowcy wykorzystują fakt, że te mikroby rozwijają się w cienkich koloniach o grubości kartki papieru, w których to każdy z nich łączy się z sąsiadami. Zespół wykorzystuje je poprzez wytrawienie w nich małych obwodów za pomocą lasera, a następnie umieszcza je pomiędzy elektrodami i w miękkim, porowatym polimerowym plastrze, który zakłada się na skórę, gdzie zaczyna generować prąd, kiedy pot wyparowuje ze skóry.

Czytaj też: Jak opracowano „biedne atomówki”?

Eksperymenty wykazały, że plaster z tym biofilmem utrzymywał swoją wydajność przez co najmniej 18 godzin i był w stanie zasilić czujnik naprężenia, który mierzył m.in. puls i oddech. W testach laboratoryjnych wykazywał z kolei podobną wydajność w 35 dniu testów, jak w pierwszym dniu.