Pociski Hellfire, czyli podstawa dla “pocisku ninja”
O pociskach Hellfire zapewne słyszeliście już nie raz i nic w tym dziwnego. To rozwijane od lat 70. ubiegłego wieku pociski powietrze-ziemia, które doczekały się całej masy wersji i obecnie są rozwijane głównie przez Lockheed Martina. Początkowo na służbę zawitał Hellfire AGM-114A, a następnie wojsko amerykańskie doczekało się kolejnych jego ulepszeń w postaci wariantu B/C, F/FA, K/K2/K2A, aż po M, N, P i na R kończąc. Mało tego, konkretne warianty USA sprzedało też innym państwom, a te przerobiły je na własne wymagania. Przykład? Robot 17, czyli wyjątkowe szwedzkie pociski antyokrętowe na bazie AGM-114B/C.
Czytaj też: Oto rosyjski BTR-90. Transporter opancerzony, który jest bojowym wozem piechoty
Innymi słowy, jest tego sporo, a różnice między wersjami sprowadzają się głównie do platformy, z której mogą zostać wystrzelone, zastosowanej głowicy bojowej, zasięgu, rodzaju naprowadzania oraz osiąganej prędkości. Warto tym samym wspomnieć o zdecydowanie najpotężniejszym i tym samym najnowszym wariancie Hellfire, czyli AGM-114L Longbow Hellfire. To już pocisk produkowany od 1995 do 2005 roku i spełniający całkowicie wymagania charakteru broni Fire and Forget.
To ostatnie oznacza, że podczas lotu w kierunku celu nie wymaga ciągłego naświetlania laserem z innego punktu. Zawdzięcza to głowicy z radarem na falach radiowych o dużej odporności na zakłócenia. Poza tym waga tego pocisku wzrosła z oryginalnych 45 do 49 kg, długość z 1,63 do 1,76 metra, a zasięg został zwiększony z tradycyjnych 8 do 9 km, choć warto wspomnieć, że niektóre Hellfire są w stanie niszczyć na dystansie 11 km. Wzmocnienia doczekała się też głowica kumulacyjna (tandemowa) typu HEAT, zyskując 1 kg wagi (do 9 kg).
Czytaj też: Nauka na rosyjskich porażkach. Amerykańskie wojsko patrzy na „drugą potęgę świata” i wyciąga wnioski
Obecnie najnowszym i ciągle produkowanym pociskiem Hellfire jest z kolei wariant AGM-114R Hellfire II o zasięgu 11 km. Ten kosztuje już 100000 dolarów i jest bardzo podobny do wspomnianej wcześniej wersji, choć cechuje go wielofunkcyjna głowica, długość 1,8 metra i system naprowadzania wymagający naświetlania celu. Jednak w całej rodzinie Hellfire to tytułowy AGM-114R9X jest tym najbardziej charakterystycznym pociskiem. Dlaczego? O tym poniżej.
Amerykański piekielny ogień, który przeraża. Oto Hellfire AGM-114R9X
To, jak działają tradycyjne pociski, wie zapewne każdy. Kiedy taki Hellfire zostanie wystrzelony (najczęściej) ze śmigłowca, samolotu czy drona. leci prosto do celu i dzięki systemom naprowadzania trafia bardzo blisko niego. Niszczy i zabija w najbardziej banalny sposób – po prostu inicjując w chwili uderzenia materiał wybuchowy w swojej głowicy. Ma to swoje plusy (trafienie kilka metrów od celu i tak może go wyeliminować), ale też minusy, bo zwiększony w ten sposób obszar rażenia generuje ryzyko trafienia w osoby postronne.
Sposób wyeliminowania tego ryzyka jest pozornie prosty. Wystarczy zamienić materiał wybuchowy na… tak naprawdę nic, bo samo bezpośrednie uderzenie kilkudziesięciokilogramowego pocisku o prędkości 1600 km/h zabije każdego, ale wymaga to bardzo, ale to bardzo precyzyjnego systemu naprowadzania nawet na cele ruchome. W tym poniekąd kierunku rozwinięto bohatera dzisiejszego artykułu – pocisk Hellfire AGM-114R9X zwany też mianem “Pocisku Ninja” i “Latającego Ginsu”.
Czytaj też: Żołnierze będą rozmawiać z dronami. Izrael opracowuje już technologię
Jednak zamiast wierzyć w bardzo celne trafienie, projektanci R9X zamienili główną głowicę wybuchową na głowicę z sześcioma bardzo wytrzymałymi ostrzami, która przed uderzeniem w cel rozkłada je. Skutki spotkania tych ostrzy z ciałem są oczywiste i choć brzmi to brutalnie, projekt tego pocisku powstał w szczytnym celu. Dlaczego? Bo praktycznie całkowicie eliminuje ryzyko zabicia i zranienia osób postronnych oraz zniszczenia otoczenia.
Ciągle jednak nie wiemy tak naprawdę nic na temat AGM-114R9X, bo jego projekt jest utrzymywany w tajemnicy. Pewne jest jednak, że wykorzystanie tego typu pocisku wymaga ogromnego rozeznania co do celu, co nierzadko obejmuje wielogodzinną obserwację osoby “na celowniku” z wykorzystaniem bezzałogowego drona Reaper (“Żniwiarza”). Ten w odpowiednim momencie (np. kiedy ofiara wyjdzie na balkon lub zbliży się do okna) jest w stanie wystrzelić “pociski ninja” na niczego niespodziewający się cel, który w efekcie zostanie brutalnie posiekany.