Aparat zabezpieczy zdjęcie przed fałszowaniem. Na pierwszy rzut oka to świetny ruch Sony
Żyjemy w dobie internetowego oszustwa. Mniej lub bardziej udanych fotomontaży. Tworzonych w celu wypromowania idealnej sylwetki ciała na Instagramie, czy też teorii spiskowej na Facebooku. Nie brakuje też przypadków okradania twórców z ich prac i momentami w zasadzie sam zastanawiam się, czy nie dawać w artykułach znaku wodnego na środku zdjęcia, by temu zapobiec.
Sony twierdzi, że ma na to sposób. Na razie pojawi się on w najwyższym modelu serii A7, czyli A7 IV. Po włączeniu specjalnego trybu, procesor aparatu doda do zdjęcia podpis kryptograficzny. Zrobi nam z tego coś w stylu NFT.
Czytaj też: Test Asus ZenBook 14 OLED UX3402Z. Król laptopowych ekranów powraca
W komunikacie Sony czytamy:
Opracowana przez firmę Sony technologia podpisów chroniących przed fałszerstwami umożliwia bezpieczne tworzenie i przesyłanie obrazów z użyciem technik kryptograficznych. Ma to zasadnicze znaczenie w coraz liczniejszych zastosowaniach i branżach wymagających poświadczenia, że obraz nie był modyfikowany i może być uznany za bezpieczny.
Nowe rozwiązanie jest szczególnie przydatne do weryfikacji dokumentów tożsamości, ale pozwala też zwalczać manipulowanie obrazami w mediach, medycynie i ochronie porządku publicznego. Z kolei w sektorze ubezpieczeń i budownictwa technologia ta stworzy solidne podstawy kontrolowania i dokumentowania szkód.
Czytaj też: Test Sony FE 24–70 mm F2.8 GM II. Czy to najlepsze 24-70mm na rynku?
Brzmi to dobrze. W teorii i na pierwszy rzut oka
Po rzuceniu oka na początek komunikatu pomyślałem, że to może być dobry pomysł na walkę z podkradaniem zdjęć. Ale im dalej w treść, tym pojawiało się więcej pytań.
Sony informuje, że późniejsza modyfikacja dowolnego piksela, ingerencja w obraz i potencjalne fałszerstwo spowodują unieważnienie podpisu, ponieważ badanie obrazu przez serwer certyfikatów klienta wykaże próbę manipulacji. Skoro ma to być narzędzie do profesjonalnych zastosowań, to nie będzie można edytować obrazów? Być może jest to tylko niedopowiedzenie, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której wykonuję zdjęcie i nie mogę go później obrobić do własnych celów, bo zostanie uznane za sfałszowane.
Chyba że mówimy o wąskiej specjalizacji, czyli właśnie weryfikacji dokumentów i podobnych sytuacjach, gdzie późniejsza edycja zdjęć nie wchodzi w grę.
Czytaj też: Tamron 17-70 mm F/2.8 DI III-A VC RXD – przede wszystkim uniwersalność (recenzja)
Aby móc korzystać z zabezpieczeń, konieczne będzie uzyskanie od Sony specjalnej licencji. Nie wiadomo, czy będzie ona płatna. A w przyszłości funkcja ma pojawić się też w innych aparatach firmy.
Jak widziałbym idealnie działający system tego typu? Ideałem byłaby możliwość edycji zdjęcia, pod kątem kolorów i jego ogólnego upiększenia wizualnego, ale z zachowaniem certyfikatu. A w przypadku wykrycia późniejszego, nieuprawnionego wykorzystania obrazu, mogłoby pojawiać się stosowne powiadomienie. To wymagałoby jednak przeczesywania Internetu przez odpowiednie algorytmy w zasadzie przez całą dobę, co wydaje się niewykonalne. Bo póki co wszystko wygląda jak próba stworzenia czegoś na wzór NFT. Co z tego, że mam certyfikat potwierdzający, że moje zdjęcie jest moje, skoro i tak ktoś może go dowolnie użyć? Tylko bez certyfikatu, który i tak mało kogo obchodzi?
Dlatego też, choć pomysł jest ciekawy, mam wrażenie, że będzie miał bardzo wąskie zastosowanie. Tam, gdzie zdjęcie jest bardziej narzędziem w jakimś procesie, niż głównym produktem.