My możemy jednak oglądać te wydarzenia na ekranach monitorów i smartfonów niczym w kinie, śledząc obraz kolizji, która miała miejsce około 275 milionów lat świetlnych stąd. Przy okazji astronomowie mają też pewną zagadkę do rozwiązania. Nie jest bowiem jasne, dlaczego żadna z galaktyk biorących udział w zderzeniu nie posiada w swoim centrum aktywnej supermasywnej czarnej dziury.
Czytaj też: Galaktyka Koło Wozu niczym obraz malarskiego geniusza. Zobaczcie jej nowe zdjęcie
Ten kosmiczny duet, który najwyraźniej niespecjalnie za sobą przepada, jest znany pod nazwą IC 1623 lub VV 114. Oddalony o około 275 milionów lat świetlnych stanowił obiekt zainteresowania naukowców z California Institute of Technology. Na czele zespołu zajmującego się śledztwem w tej sprawie stanął Lee Armus, który wraz ze współpracownikami wykorzystał Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba do prowadzenia obserwacji.
Odgórnym celem misji było śledzenie czterech stosunkowo bliskich, jasnych fuzji galaktyk i ustalenie, w jakich okolicznościach do nich dochodzi. Do tej pory było jasne, że kiedy dwie galaktyki krążą wokół siebie i w pewnym momencie dochodzi do ich zderzenia, wzajemnie “wyrywają” one sobie strumienie materii. W przestrzeń kosmiczną są wystrzeliwane natomiast masywne fale uderzeniowe, które przechodzą przez obie galaktyki.
Zderzenie dwóch galaktyk zostało uwiecznione przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba
Podobnie rzeczy mają się w tym przypadku. Zaznaczone na czerwono obszary cechują się wysokim natężeniem procesu, w ramach którego powstają młode gwiazdy. Do wzrostu tej aktywności niemal na pewno doprowadziły fale uderzeniowe wyemitowane na skutek kolizji.
Czytaj też: Gromada galaktyk zadziwia astronomów i komputery. Trudno wyjaśnić dokonane odkrycia
Mniej jasne wydaje się natomiast to, że w centrach obu galaktyk nie widać supermasywnych czarnych dziur. Mogłoby się wydawać, iż tego typu obiekty są niemal nieodłącznymi elementami istnienia galaktyk. Czarne dziury w przypadku takich fuzji powinny być aktywne i łatwe do zaobserwowania, pochłaniając gaz z otoczenia i emitując ogromne ilości promieniowania. W tym przypadku nie udało się jednak wykryć poszlak wskazujących na obecność tych czarnych dziur. Być może potrzeba więcej czasu przeznaczonego na obserwacje. Inne scenariusze zakładają, że obiekty te nie są tak aktywne, jak można byłoby się spodziewać bądź ukrywają się za gęstymi obłokami pyłu.