Digital X to wielkie technologiczne święto organizowane w niemieckiej Kolonii. Głównym sponsorem imprezy jest Deutsche Telekom, czyli nasz rodzimy T-Mobile. Wydarzenie obejmuje sporą część i wiele punktów w całym mieście. Ogółem, chodzi o pokazanie różnych aspektów technologii. Niektóre z nich wyglądają… niepokojąco. Sposób ich przedstawienia i entuzjazm, z jakim zostało to zrobione zapewne ucieszyłby marketingowców i wszelkiego rodzaju sprzedawców. Dziennikarzy technologicznych powinien co najmniej zaniepokoić. I nie ukrywam, że jestem nie tylko zaniepokojony, ale też zdziwiony, zszokowany i zdecydowanie nie była to wizja przyszłości, którą chcę zobaczyć.
Sklep przyszłości, czyli Metaverse to czyste zło
Wchodzicie do sklepu. Dostajecie w nim smartfon, albo wyciągacie własny i na ekranie wybieracie przedmioty. Następnie za pomocą aparatu i rozszerzonej inteligencji możecie je zmaterializować na ekranie smartfonu, nałożone na fizyczne otoczenie. Po co, skoro jesteście w sklepie i taki przedmiot możecie, a przynajmniej powinniście móc wziąć do ręki?
Pojęcia nie mam, ale od takiego stanowiska rozpoczęła się prezentacja firmy ByondXR, która zajmuje się m.in. przenoszeniem fizycznych sklepów do świata wirtualnego.
Kolejne stanowisko, to ten sam sklep, który widzieliśmy przed momentem w formie fizycznej, ale przeniesiony do wirtualnego świata. Widzimy go na dużym ekranie dotykowego telewizora, ale równie dobrze możemy go wyświetlić na laptopie, tablecie czy smartfonie. To tylko prosta makieta, ale firma jest w stanie przenosić faktyczne, fizyczne sklepy do wirtualnego świata. Wśród jej klientów są największe marki. Coca-Cola, Armani czy L’Oreal.
Taka konwersja sklepu od zera trwa ok trzech miesięcy. Krócej, jeśli jest odpowiednio cyfrowy zmapowany. Dodatkowo taki sklep można też zregionalizować dla konkretnego kraju, co trwa kolejne tygodnie, choć już znacznie krócej.
Ale wróćmy o naszego wirtualnego sklepu. Takie urozmaicenie zakupów to nie jest jeszcze coś, co mogłoby komuś przeszkadzać. Ot dodatek i tyle. Ale jak się okazuje, technologia pozwala już od przekroczenia progu sklepu dokładnie skanować zachowanie klienta. Czyli nas. Co robimy, gdzie patrzymy. To pozwala np. na odpowiednie ułożenie towarów na półkach. Problemem sklepów jest dzisiaj zatrzymanie klienta. Zmuszenie go do kupienia czegoś. Tutaj wkracza technologia. Klient będąc w fizycznym sklepie, może zajrzeć do tego wirtualnego i tam zagrać w różnego rodzaju mini-gry. Jeśli wygra, dostanie rabat. Albo prezent. To pozwala zatrzymać go na dłużej, a przy okazji wyciągnąć od niego dane osobowe. Żeby zagrać – podaj adres mailowy lub numer telefonu. Coś za coś.
Dalej jest tylko ciekawiej. Ten sam wirtualny sklep, jako fizyczna makieta kilka metrów wcześniej, trafia do gry Roblox. Gracze mogą go odwiedzić, również zagrać w mini-gry, coś w nim kupić. To, co kupią w prawdziwym świecie, mogą przenieść do wirtualnego. I odwrotnie. Bez sensu? Oczywiście, ale w ten sposób udaje się ich przyciągnąć do sklepu i zachęcić do wydawania pieniędzy. Nie musi to być Roblox. Może to być również dobrze Fortnite. Raz stworzony wirtualny sklep i jego asortyment można umieszczać w innych wirtualnych tworach do woli.
Przy kolejnym stanowisku myślałem, że wyjdę z siebie. Na pierwszy rzut oka jest niepozornie. Możemy dopieścić wirtualny awatar przy użyciu silnika Unreal Engine 5 i nałożyć na niego naszą mimikę twarzy. Dzięki temu nasze cyfrowe alter-ego może reagować na nasze emocje. Ciekawa rzecz w kontekście gier, bo możemy tam bardzo mocno spersonalizować naszego bohatera i nadać mu bardzo indywidualne cechy. Wszystko to jest na tyle proste w obsłudze, że można sobie nie zdawać sprawy, że operujemy zaawansowanym programem do obróbki grafiki.
Tuż obok cudowna technologia! Deep Fake! Że co… proszę?! Coś, co jest powoli, a niedługo będzie prawdziwą plagą Internetu, pozwalającą na tworzenie kompromitujących treści i fake newsów jest tutaj świetnym narzędziem. Możemy nagrać żywego hosta, który będzie oprowadzać klientów po wirtualnym sklepie, a dzięki Deep Fake dopracować jego mimikę twarzy i podłożyć do tego głos mówiący w innym języku. Ma to sens. Nie jest to głupie, ale mam w głowie za dużo negatywnych sposobów wykorzystania tej technologii, aby podchodzić do niej optymistycznie.
Inne narzędzie pozwala na zeskanowanie naszego ciała i stworzenie cyfrowego awatara. Tu już wchodzimy na wyższy poziom abstrakcji. Bo dopiero co mówiliśmy o fotorealistycznych twarzach w Unreal Engine 5, a teraz mamy cyfrowy awatar w grafice gdzieś pomiędzy GTA San Andreas, a GTA IV, którym żyjemy sobie w cyfrowym Metaverse. Gdzie ubieramy go w cyfrowe rzeczy za prawdziwe fizyczne pieniądze i cieszymy się beznadziejną grafiką i co tam sobie jeszcze twórcy tego cuda wymyślą.
Zbliżamy się do końca. Prawie. Bo przecież nasz wirtualny sklep możemy odwiedzić wirtualnie. Z wykorzystaniem gogli VR. I nawet wkładać nasze cyfrowe produkty do cyfrowego wózka i później czekać aż przyjdą do nas pocztą. Niegłupie?
Może i tak, gdyby nie było to tak beznadziejny graficznie. Mamy fotorealistyczną grafikę w grach, a to cofa nas w rozwoju o grube lata. A na deser usłyszeliśmy, że czy to nie jest cudowne? Niedługo nie będziemy musieli jechać na wakacje. Zakładamy gogle i lądujemy na plaży. Pięknej… kanciastej i wyglądającej jak w grach sprzed 10-15 lat.
Czytaj też: Ten system zmieni lotniska na zawsze. Jak wpłynie na bezpieczeństwo?
Wirtualne zakupy. Tak, ale…
Widzę tu tylko dwa zastosowania. Pierwszy to meble i wyposażenie wnętrz. Nawet przy wykorzystaniu AR i aparatu w smartfonie, możliwość zobaczenia, jak lampka, szafka czy kanapa będą wyglądać w naszym salonie to świetna sprawa. O ile tylko jest to zrobione dobrze i mocne graficznie.
Znacznie trudniejsze, ale to też jestem w stanie sobie wyobrazić, jest kupowanie w ten sposób ubrań. Jak wyglądałby na nas dany rozmiar czy krój. Nie byłoby to łatwe np. bez podawania wymiarów części ciała, ale pewnie jest to do zrobienia.
Ale wybaczcie, jak ktoś mi pokazuje wirtualną perfumerię, tudzież drogerię, gdzie mogę sobie kupić perfumy, albo mydło, to ja dziękuję. Nic głupszego dzisiaj nie przeczytacie.
Czytaj też: Test Mini Cooper SE. Dwa razy modnie, bo to elektryczne Mini
Chiny śledzą obywateli? A Niemców widzieliście?
W zupełnie innym miejscu Kolonii mieliśmy okazję w krótkim czasie zobaczyć wykorzystanie Internetu rzeczy w przestrzeni publicznej. Zobaczmy sobie dwa przykłady.
Pierwszy, to lokal gastronomiczny. Pub, czy restauracja. Szereg czujników i kamer mapuje otoczenie i nanosi gości na przestrzenną mapę lokalu. To pozwala zobaczyć, w której części są większe skupiska ludzi. Gdzie zwiększyć działanie klimatyzacji, gdzie skierować więcej kelnerów. To ma sens i może odbywać się w pełni automatycznie.
Nieco gorzej wyglądały algorytmy śledzące ludzi w komunikacji i przestrzeni miejskiej. Kamera jest w stanie rozpoznać, czy mamy założoną maseczkę, czy nie. Jeśli nie, to sruuu…. mandacik! Algorytmy mają też być w stanie rozpoznać zachowania szkodliwe społecznie. Czyli np. bójki czy przejawy wandalizmu, co pozwoli na skierowanie na miejsce odpowiednich służb. Z jednej strony to dbanie o bezpieczeństwo, z drugiej – gdzie są granice inwigilacji?
Czytaj też: Targi IFA 2022 – (foto)relacja z przymrużeniem oka
Jako entuzjasta cyfrowych rozwiązań, nie podzielam entuzjazmu
Mam wrażenie, że osoby odpowiadające za przedstawianie wymienionych rozwiązań chyba zapomniały, że rozmawiają z mediami. Z kolei jeśli osoby z mediów przejdą obok tematu obojętnie, to chyba zapomniały, że pracują w mediach.
Włącza mi się przeciwko temu jakiś wewnętrzny sprzeciw. Są jakieś granice. Nie wszystko trzeba koniecznie śledzić. Nie wszystko trzeba koniecznie przenosić do wirtualnego świata. Szczególnie że wygląda on, póki co, tragicznie. Wmawianie ludziom, że coś jest kołem, choć to ewidentnie prostokąt z lekko zaokrąglonymi narożnikami, jest nie na miejscu. Wirtualna rzeczywistość jest dzisiaj słabo rozwinięta i jak nie będziemy jej pudrować, to się na razie nie zmieni.
Technologia wymaga rozwoju. Ale póki nie jest odpowiednio rozwinięta, nie ma sensu wmawiać ludziom, że jest dobra i zmieni ich życie. Choć zmienić może i zmieni, ale na pewno nie na lepsze.