Magazyny energii są tak ważne w erze “zielonego prądu”, że kiedyś całą sieć będą wspomagać zarówno te przemysłowe, jak i przydomowe akumulatory
Słoneczna Kalifornia jest wyjątkowym stanem USA, bo “jeśli chce” może już w stu procentach bazować na energii odnawialnej. Wszystko zaczęło się już przed ponad dwiema dekadami, kiedy to Kalifornia zaczęła inwestować w energię słoneczną. Przez lata rozwijała elektrownie wykorzystujące odnawialne źródła energii, dostrzegając ich wielki problem – brak stałości w dostarczanej energii. Dlatego też stan wprowadził w 2010 roku obowiązek stosowania systemów magazynowania energii w sieci i przez ostatnie dwanaście lat go rozszerzał.
Czytaj też: Unia Europejska podtrzymuje wyrok sprzed czterech lat. Google nadal musi zapłacić miliardy euro kary
Rozwiązywał tym samym największy problem odnawialnych źródeł energii, bo tak jak blok w elektrowni jądrowej można regulować w myśl dostosowywania jego pracy do aktualnego zapotrzebowania, tak Słońcem, wiatrem i chmurami sterować się nie da. Rozwiązaniem jest magazynowanie energii w chwilach nadwyżek i “oddawanie” jej do sieci w chwilach zapotrzebowania w wielkich kompleksach wypełnionych akumulatorami po brzegi.
Czytaj też: Google i Meta ukarane wielomiliardową grzywną w Korei Południowej. Powód?
To właśnie miało miejsce 5 września, kiedy to kalifornijska sieć energetyczna zbliżała się do swojej granicy. Wtedy to właśnie stanowy akumulator wkroczył do akcji i dostarczył ponad 3360 megawatów mocy, a więc więcej niż 2250 MW mocy szczytowej, którą może zarządzać największa elektrownia w stanie, Diablo Canyon. Nie jest to w żadnym stopniu zaskakujące, ale ta sytuacja przypomina nam o roli, jaką odgrywają waśnie magazyny energii. Ich rozpowszechnienie w zakładach produkcyjnych, a nawet w domach i mieszkaniach, mogłoby znacząco przysłużyć się do utrzymywania sieci energetycznej w ciągłej stabilności w tej nowej dla ludzkości erze energetycznej.