Monitory gamingowe UltraGear
Przyznam, że kompletnie pominąłem stoisko ze słuchawkami LG FreeTone i od razu rzuciłem się na monitory. Pierwsza z brzegu była gamingowa seria UltraGear. O ich możliwościach pisał niedawno Mateusz, a ja nie będę się za mocno nad nimi rozwodzić, bo już w przyszłym tygodniu zaproszę Was na test jednego z nowych modeli.
Ogółem do dyspozycji dostajemy ekrany o różnych przekątnych, płaskie lub zakrzywione oraz efektownym, ale dyskretnym podświetleniem. Wbrew pozorom znacznie ułatwia korzystanie w nocy. Jakość obrazu – klasa! Szczególnie w OLED-zie. A po więcej zaproszę Was do wspomnianego testu. Niestety, to nie będzie OLED.
Monitory do pracy zwykłej i kreatywnej
W końcu miałem okazję zobaczyć monitor LG DualUp. To ta dziwna konstrukcja, w której ekran jest bardziej pionowy, niż poziomy. Proporcje 16:18, rozdzielczość 2560 x 2880 i przekątna 27,6 cala. W praktyce daje nam to dwa klasyczne monitory 16:9, które zostały umieszczone jeden nad drugim.
Taki układ wydaje się bardzo wygodny do pracy, również biurowej. Ale przede wszystkim skorzystają na tym osoby tworzące filmy. Na ekranie można tutaj zmieścić sporo danych, co powinno znacznie ułatwić prace.
Tuż obok stał 34-calowy LG UltraWide Ergo. Naprawdę ultra-wide i bardzo ego! O co w tym chodzi? To monitor o proporcjach 21:9 i rozdzielczości 3440 x 1440 pikseli. Bardzo wygodnie mieści obok siebie dwa okna o sporych rozmiarach, choć bez problemu widzę tu pole do pracy również na trzech i miejsca nie powinno nikomu zabraknąć.
Ergo odnosi się do sprytnego ramienia monitora, które wygląda tak jak w modelu DualUp powyżej. Ekran można dowolnie obracać, przesuwać na boki, wysuwać i przechylać. Ruch przód-tył może sięgać aż 18cm. Do tego mamy obrót w zakresie 280 stopni, regulację wysokości o maksymalnie 13cm i nachylenie góra-dół o 25 stopni w każdą stronę.
Czytaj też: Philips na IFA 2022. Sprawdziliśmy nowe flagowe telewizory, słuchawki i soundbary
Telewizory w wariantach XXL, ale dla dziwnych też znalazło się miejsce
Może zacznijmy od tych dziwnych, a konkretnie modelu LG OLED Object Easel 65Art90 oraz Object Pose LX1. Pamiętacie rozwijany telewizor LG? Object Easel 65Art90 nieco go przypomina. Można wręcz obok niego przejść obojętnie, szczególnie jeśli jest przykryty osłoną z tkaniny, która jest ruchoma. To kompletnie nie wygląda jak telewizor. Wraz z przesuwaniem i zakrywaniem ekranu, można na nim umieszczać inne elementy. Jeśli odkryjemy tylko kawałek, można na nim widzieć np. tylko zegar i informacja z odtwarzacza muzyki.
Object Pose LX to z kolei dosłownie element dizajnerskiego wnętrza. Umieszczony na gustownej sztaludze, z półką na tyle obudowy. Kompletnie nie widzę dla niego zastosowania w zwykłym mieszkaniu, ale mam wrażenie, że projektanci tego urządzenia… też go tam nie widzieli.
LG OLED evo Gallery Edition to dosłownie taka witryna w galerii. Bo jak inaczej nazwać telewizor o przekątnej 97 cali? To panel OLED z autorską technologią OLED evo, wspieranym przez procesor α (Alpha) 9 Gen5 AI. Jakość obrazu rzuca na kolana i powiedzmy otwarcie, podobnie jak we wszystkich uwzględnionych tutaj telewizorach firmy. Więc nad tym nie będziemy się rozwodzić. Za to podkreślić trzeba genialną obudowę i to właśnie ją LG nazywa Gallery Design. Po powieszeniu na ścianie telewizor płasko do niej przylega. Czego nie potrafią najnowsze flagowe Samsungi (a poprzednie potrafiły). Poza tym nieco kanciasta, szalenie elegancka obudowa nie pozwala przejść obok siebie obojętnie.
Na targach LG pokazał też flagowe modele Signature OLED 8K (88Z2) o przekątnej do 88 cali oraz QNED TV (86QNED99). Bardzo ładne, ale zostawmy tutaj wbitą szpilkę – chcialibyśmy zobaczyć nowe telewizory LG w sklepach, nie tylko na targach.
No i prawdziwym pokazem siły, nie tylko LG, bo podobne telewizory pokazał też Samsung i TCL, był aż 136-calowy Micro LED o rozdzielczości 4K. To taki telewizor w cenie mieszkania. Nie pytajcie. Ciekawostką w kwestii Micro LED-ów jest to, że są niemiłosiernie jasne i zrobienie tym ekranom zdjęcia to prawdziwe wyzwanie.
Czytaj też: Zachwycające smartfony z serii Huawei nova 10 trafią do Europy, a wraz z nimi smartwatch z ciśnieniomierzem
LG OLED Flex – dlaczego wcześniej nikt na to nie wpadł?!
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego do tej pory żadna firma nie wpadła na podobne rozwiązanie. W końcu panel OLED można wyginać. Co pokazują nam bardzo dobrze składane smartfony. LG OLED Flex to w zasadzie dwa, a nawet trzy w jednym. Ekran do pracy, grania w gry i oglądania filmów.
Do pracy ekran płaski, co pisze Wam użytkownik zakrzywionego ekranu, jest wygodniejszy. Szczególnie choćby do obróbki zdjęć. Na takim ekranie również wygodniej ogląda się filmy. Co idealnie pokazuje fakt, że już dawno ze sklepów zniknęły zakrzywione telewizory. Za to do grania w gry zakrzywiony ekran jest idealnym rozwiązaniem. Pozwala siedzieć przed dużym wyświetlaczem i jednocześnie ułatwia objęcie go wzrokiem.
LG OLED Flex łączy wszystkie powyższe cechy w jednym urządzeniu. Z 42-calowym ekranem OLED o rozdzielczości 4K. Z Dolby Vision i 120 Hz odświeżaniem obrazu. Za jego przetwarzanie odpowiada procesor α (Alpha) 9 Gen 5, czyli ten sam, który znajduje się we flagowych telewizorach. Do dyspozycji mamy też solidne nagłośnienie o mocy aż 40W.
Zakrzywienie (maksymalnie 900R) jest płynnie regulowane co 5% w skali 0-100. Wygięcie ekranu trwa dosłownie sekundę i odbywa się od razu po zmianie wartości. Co robimy w Ustawieniach monitora.
LG OLED Flex ma na wyposażeniu podświetlenie RGB i w zasadzie jedyne, do czego bym się przyczepił, to ogromna podstawa. Można to tłumaczyć sporym zakresem regulacji, bo ekran można odchylać o 10 stopni, nachylać o 5 i przesuwać góra-dół o 14 cm, ale mimo wszystko, podstawa to naprawdę wielkie bydle.
Ceny LG OLED Flex jeszcze nie poznaliśmy i… chyba nie do końca wiem, czy chciałbym ją poznać. Raczej oczywiste jest, że tanio nie będzie.