Pilotowanie wojskowego Black Hawka w wykonaniu Talibów zakończyło się tragedią
Obecnie o amerykańskich śmigłowcach UH-60 Black Hawk nie słyszymy zbyt często. Jest to spowodowane głównie dążeniem USA do ich zastąpienia z wykorzystaniem owocu programu FLRAA. Defiant X obok V-280 Valor firmy Bell to jeden z potencjalnych następców i pewne jest, że będzie na tyle zaawansowany, że nawet najbardziej pewny siebie Talib pomyśli dwa razy, zanim sięgnie za ster. Niedawno bowiem Talibowie uznali pilotowanie wojskowego Black Hawka za proste i była to dla nich ostatnia decyzja w życiu.
Czytaj też: Niemcy chcą chronić Europę. Mają być w centrum paneuropejskiej sieci obrony powietrznej
Najbardziej znany wariant w postaci UH-60M to przykład śmigłowca o wadze prawie 10000 kg po załadowaniu, którego w powietrze wzbija para silników o mocy 1890 koni mechanicznych każdy. Jako śmigłowiec bojowy, przyjmuje zwykle na pokład cztery osoby – dwóch pilotów oraz dwóch strzelców. Maszyna jest bowiem uzbrojona w kilka karabinów (m.in. po dwa M240 i M134, a nawet dwa GAU-19 kalibru 12,7 mm) oraz maksymalnie cztery bomby lub pociski różnego rodzaju.
Czytaj też: Chińska torpeda napędzana borem. Będzie latać i pływać, zanim zniszczy cel
Jest więc w stanie uczynić wiele zła… ale tylko wtedy, kiedy jest w dobrych rękach. Takim mianem nie można określić rąk Talibów, którzy postanowili przelecieć się porzuconym przez amerykańską armię Black Hawkiem. Miało to miejsce w Kabulu, więc stolicy Afganistanu. Trudno tym samym dziwić się, że wielu przechodniów zaczął nagrywać niestabilnie lecący śmigłowiec, uchwycając na materiale nawet dokładny moment, w którym maszyna zaczyna kręcić się wokół własnej osi i wreszcie uderza w ziemię, zabijając całą trójkę.