Co oznaczają poziomy autonomii samochodów? Kilka najważniejszych faktów
Jak to zwykle w życiu bywa, nie wszystko jest takie proste, a jedna autonomiczna technologia nie jest równa drugiej. Nic w tym dziwnego, bo problemem jest obecnie to, że nie ma nawet ściśle określonych zasad co do tego, jaki samochód można nazwać autonomicznym, dlatego też w gruncie rzeczy te już są na naszych ulicach. Tyle tylko, że ich autonomiczność nie jest aż tak spektakularna.
Czytaj też: Telewizory na targach IFA 2022 i poza nimi. Czyli jak będzie wyglądać przyszłość świata telewizorów
Dlatego właśnie Society of Automotive Engineers stworzyło przed wieloma laty szczegółową listę poziomów, według której możemy określać, jak bardzo dany samochód jest autonomiczny. W ogólnym rozrachunku idzie dokładnie o sam poziom zaawansowania trybu automatyzacji jazdy, co dotyczy albo ogólnych możliwości, albo samej “pewności” co do ich realizacji.
Na zerowym poziomie autonomii sprawa jest prosta – autonomicznych trybów nie ma. Przez to kierowca odpowiada za wszystko, co jest związane z prowadzeniem samochodu i nie może liczyć na żadną aktywną pomoc od systemu. Oznacza to, że wszelkie czujniki, które np. zaczynają piszczeć w chwili, kiedy próbujemy zaparkować na zderzaku innego samochodu, nie wliczają się do funkcji autonomicznych. Nie ma bowiem mowy o żadnym stopniu autonomiczności, kiedy ciągle wymagana jest akcja od kierowcy.
To oznacza, że pierwszy poziom autonomii trafia na konto samochodów, które mogą zareagować na nasze poczynania za kółkiem. Wymóg? Dany samochód musi na własną rękę zbierać informacje i samemu wpływać na sytuację na drodze. Jednak nie liczcie już na tym etapie na jazdę bez udziału człowieka. Najczęściej te systemy dotyczą wspomagania utrzymywania tego samego pasa jezdni, czy automatycznego zwalnianiu podczas niebezpiecznego zbliżania się do przeszkody, czy innego samochodu na drodze.
Pierwsze solidne przejawy autonomii pojawiają się już na drugim poziomie, bo z nim samochody mogą już jeździć zupełnie sam…, ale tylko w określonych sytuacjach. Mogą więc samodzielnie dbać o sterowanie i przyspieszanie oraz zwalnianie, choć i tak ciągle wymagają uwagi kierowcy. Przejawy tego widać m.in. w trybach jazdy po autostradzie, czy samodzielnym parkowaniu.
Czytaj też: Targi IFA 2022 – (foto)relacja z przymrużeniem oka
Poziom trzeci naturalnie zwiększa te możliwości “o stopień wyżej”. Autonomia trzeciego stopnia sprawia bowiem, że kierowca może wybrać w systemie pokładowym swój cel podróży, a samochód ruszy do niego samodzielnie. Tyle że nikt i nic nie zagwarantuje dowiezienia Was na miejsce w całości. Taki system autonomiczny wymaga bowiem ciągle uwagi kierowcy, który w razie problemów musi wkroczyć do akcji, żeby uchronić zarówno siebie, jak i swój samochód przed potencjalnym wypadkiem.
Dlatego właśnie producenci samochodów zwykle nie zajmują się poziomem trzecim i chcą od razu wskoczyć na czwarty poziom autonomiczności. W nim bowiem samochód również poradzi sobie z dojazdem do wskazanej lokacji, ale jeśli coś pójdzie nie tak i przez to nie będzie w stanie odpowiednio zareagować, to musi zagwarantować, że bezpiecznie wyjdzie z zaistniałej sytuacji. Zwykle sprowadza się to do całkowitego zatrzymania, a nawet zaparkowania samochodu na uboczu aż do momentu, w którym kontrolę przejmie człowiek. Ten ciągle musi więc być w pogotowiu.
Najwyższy poziom autonomiczności, to naturalnie ten piąty. To istny święty Graal, do którego obecnie się dąży. W nim samochód jest już w pełni swoim własnym sterem i okrętem, przez co może nawet pełnić “po godzinach” funkcję taksówki pozbawionej kierowcy i zarabiać tak dla właściciela. Jest to już bowiem poziom, który gwarantuje pełnię bezpieczeństwa i zapewnia kierowcy możliwość pełnego zrelaksowania się.
Dlatego właśnie samochody tego typu (obecnie jedynie koncepty) nie mają nawet kierownicy i pedałów w kabinie. Słusznie, bo błąd ludzki, na którego jesteśmy skazani, sprawia, że systemy autonomiczne są w rzeczywistości bezpieczniejsze na drogach względem nas. Tak naprawdę nie tylko przez to, że możemy popełnić zwyczajny ludzki błąd, a dopracowany system bazujący na 0 i 1 już nie, ale też ze względu na szybkość reakcji, redundantność danych (polecam poprzedni wpis), dostosowywanie się do warunków na drodze oraz rozbudowane schematy działania “co by było, gdyby”, bo umówmy się, że pierwszy poślizg w życiu kierowcy nie kończy się zwykle najlepiej.
Czytaj też: Jak zastąpić kierowcę? Opowiadamy, jak działają systemy autonomiczne
Kiedy jednak przyjdzie nam powitać samochody autonomiczne na drogach innych niż specjalnie do tego wydzielonych? Tego niestety nie wiemy. Pewne jest jednak, że jeśli już dożyjemy do tego momentu, ludzie podzielą się na dwie grupy – tych, którzy widzą w nich ogromny potencjał, jak i tych, którzy nienawidzą ich równie bardzo, jak przeciwnicy sieci nowej generacji, nienawidzą 5G. Nie będzie w tym nic dziwnego, zważywszy na znane z przeszłości afery z koncernami tytoniowymi czy ropnymi, które dopuszczały się fałszerstwa i opłacania badań naukowych, aby utrzymać swoje biznesy na szczycie. Musimy się na to tylko przygotować, bo wraz z nastaniem doby powszechnej autonomii, nasza codzienność przeżyje rewolucję, a w historii moment ten zostanie uznany za kolejną rewolucję transportu (tuż obok zastąpienia spalinowych samochodów tymi elektrycznymi).