Dacia Sandero to ładne auto!
Wszyscy wiemy, jak wyglądała pierwsza generacja Sandero. Powiedzmy to sobie wprost – brzydko. Druga generacja była krokiem w dobrym kierunku, a trzecią możemy chwalić z czystym sumieniem. Design jest schludny, ale nie nudny. Mamy tutaj kilka całkiem wyraźnych przetłoczeń i zgrabnie skomponowany przód.
Mogłabym się przyczepić jedynie do tyłu – jest pusto, a lampy są zbyt obłe. Kolor testowanego egzemplarza również nie przemawiał na jego korzyść. Ten srebrny metalik mi osobiście kojarzy się z Polonezami. Jest to jednak kwestia indywidualna, a poza tym w katalogu jest kilka o wiele ciekawszych kolorów. Tak naprawdę wszystkie są ciekawsze, niż ten nieszczęsny srebrny. Poza białym.
Część z Was zapewne zwróci uwagę na to, że Sandero, które testowaliśmy, ma stare logo. Dacia zmieniła identyfikację wizualną marki w czerwcu, ale sam model nie uległ większym zmianom. Są pewne różnice w designie grilla, dodano nowe kolory. To tyle.
Dacia Sandero pozostaje typowym hatchbackiem segmentu B. 185 cm szerokości (201 cm z rozłożonymi lusterkami), 409 cm długości i 150 cm wysokości pozycjonują ją w pobliżu aut takich jak Renault Clio, czy Hyundai i20. Idealnie dla kogoś, komu nie wystarcza Toyota Yaris, ale Opel Astra jest już zbyt duży.
Rozprawmy się od razu z mitem dotyczącym niskich ocen Dacii w testach bezpieczeństwa. Sandero w testach Euro NCAP ma bardzo niską notę 2/5 gwiazdek. Warto jednak zagłębić się w szczegóły testu. Wynik nie oznacza wcale, że w przypadku zderzenia znajdziemy się w bagażniku. Ochrona dorosłych została oceniona na 70%, a dzieci 72%. Dacia Sandero obrywa bardzo mocno za bardzo krótką listę dodatkowych systemów bezpieczeństwa, które mają duży wpływ na ocenę końcowa.
Czytaj też: Test Renault Megane E-Tech EV60 – takie wnętrza aut chcemy oglądać
Tanio, ale nie tandetnie
Napisałbym, że we wnętrzu Dacii Sandero króluje minimalizm, ale ktoś mógłby to odebrać jako złośliwość. Nie ma jednak co ukrywać, że nie mamy tu zbyt wielu elementów i projektantów należy pochwalić za to, że nie starali się na siłę udowodnić, że Sandero to auto lepiej wyposażone, niż faktycznie jest.
Owszem, mamy tu głównie plastik. Twardy, chamski, ale matowy, bez żadnego błyszczenia i rysowania się od samego patrzenia. Czy trzeszczy? Jak będziemy na siłę go wciskać to oczywiście, ale w trakcie jazdy nic nie skrzypi i trzyma się solidnie swojego miejsca. Plastik uzupełniają materiałowe wstawki. Twarde, szorstkie, ale zgrabnie przełamują surowość wnętrza. Białe elementy pewnie dosyć szybko się zaczną brudzić, ale mam wrażenie, że ten materiał powinien się bardzo łatwo dać wyczyścić.
Na środku deski rozdzielczej mamy nieduży, ale czytelny ekran. Obok niego port USB i fabrycznie zamontowany uchwyt na telefon. Po co? Nie wiem, bo skoro mamy możliwość sparowania smartfonu z systemem auta, to nie musimy mieć go w zasięgu ręki. Jeszcze kogoś najdzie na pisanie SMS-ów, albo rozmawianie z obowiązkowo trzymanym telefonem przed twarzą.
Sterowanie klimatyzacją nie jest zbyt oryginalne. Bardzo podobne znajdziemy w wielu autach, również innych producentów, ale to jednocześnie jedne z najwygodniejszych i najbardziej czytelnych systemów sterowania nawiewami, jakie znajdziemy. Więc ani myślę na nie narzekać.
Fotele są wygodne. Bardzo miękkie, ale choć mają nieco wystające boczki, skutecznie zniechęcają do bardziej dynamicznej jazdy. Na ostrzejszych zakrętach tyłek i plecy radośnie przesuwają się na boki. Mamy za to dużo miejsca i podłokietnik, ale tylko dla kierowcy. Niefortunnie pod nim znajdują się miejsca na napoje, więc kierowca ma do nich nieco utrudniony dostęp. Opcjonalnie podłokietnik można złożyć, ustawiając go pionowo.
Z tyłu jest dużo miejsca. Nie trzeba iść na żadne kompromisy z pasażerami z przodu. W cztery osoby można bardzo komfortowo podróżować i nikt nie powinien mieć najmniejszych powodów do narzekania. Jeśli chodzi o udogodnienia, to… są elektrycznie sterowane szyby i gniazdo zapalniczki na tunelu środkowym? Czy to wystarczy?
Przyczepiłbym się tylko do wykładziny pod tylną kanapą. Mam wrażenie, że nie jest zbyt trwała i jeśli będziemy ją np. często odkurzać, to z czasem jej małe… kłaczki(?) mogą zacząć odpadać.
Bagażnik ma pojemność 328 litrów i w zasadzie niewiele można tutaj dodać. Zmieścimy w nim duże zakupy, albo całkiem spore walizki. Plus za haczyki na powieszenie toreb/reklamówek.
Czytaj też: Test Renault Clio TCe 100 LPG – oszczędne auto na trudne czasy
Dacia Sandero ma Android Auto i w sumie więcej nas nie powinno interesować
Na ekranie Dacii Sandero niewiele możemy zrobić. Przede wszystkim jednak mamy tu obsługę Android Auto (i Apple Carplay). Odbywa się to przewodowo i jeśli ktoś miał nadzieję na brak kabelków to polecam najpierw zerknąć na cenę tego auta. Ekran jest niskiej jakości i dosyć ciemny, ale za to ma matową powierzchnię, która poprawia jego czytelność w słoneczne dni.
Poza tym na ekranie możemy zrobić niewiele. Nie ma tu fabrycznej nawigacji, a ustawienia są bardzo skromne i w zasadzie po ich jednorazowym wprowadzeniu nie ma potrzeby więcej do nich zaglądać. Więc integracja ze smartfonem to jego główne i podstawowe zastosowanie.
Do tego mamy drugi, prosty ekran pomiędzy zegarami. Znajdziemy tam podstawowe statystyki jazdy, czy informacje o pracy tempomatu.
Ostatnim cyfrowym udogodnieniem jest kamera cofania. Prosta, niskiej jakości, ale z szerokim kadrem, animowanym promieniem skrętu i dobrą perspektywą, więc można z niej całkiem komfortowo korzystać.
Wspomnijmy jeszcze o dźwięku, który… jest. Do prędkości 110-120 km/h nawet da się go słuchać. Brzmienie jest przyzwoite, ale nie spodziewajmy się za dużo. Przy wyższych prędkościach daje o sobie znać słabe wyciszenie wnętrza i o komfortowym słuchaniu muzyki możemy zapomnieć.
Czytaj też: Toyota Aygo X – śmiałam się z niej przed testem. Po teście nie chciałam wysiadać
Litrowa bestia brzmi jak diesel
Kupując Dacię Sandero macie do wyboru pięć wariacji trzycylindrowego silnika o pojemności 1 litra. Co je różni? Oczywiście moc – możemy się zdecydować na 65, 90 lub 100 KM. Spójrzmy prawdzie w oczy – żadna z tych wartości nie oszałamia, ale ten model nie powstał z myślą o kierowcach ze sportowym zacięciem, więc tylko idiota by się o to czepiał. Znacznie bardziej istotne jest to, że modele z silnikiem 100 KM są sprzedawane w konfiguracji benzyna+LPG. Chciałabym Wam powiedzieć, jak wygląda zużycie „błękitnego paliwa” w tym modelu, ale niestety testowaliśmy inny wariant – jedyny, jaki dostępny jest z automatyczną skrzynią biegów – 90-konną wersję TCe 90 CVT. Aby formalności stało się zadość, podaję: przyspieszenie 0-100 km/h trwa 13,4s. Przejdźmy dalej.
Zazwyczaj nie zwracam w testach uwagi na dźwięk silnika, chyba że akurat mam szczęście jeździć czymś o imponujących rozmiarach i brzmieniu. Tutaj jednak zwrócę na to uwagę, pomimo braku jednego i drugiego. O ile podczas jazdy zachowuje się stosownie do swoich parametrów, podczas postojów potrafi wzbudzać konsternację. Pracuje dosyć głośno i potrafi brzmieć, jakby tracił obroty i miał za chwilę zgasnąć. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, jednak do tego trybu pracy trzeba się przyzwyczaić.
Ponieważ Dacia jest marką budżetową sprawdźmy, jak budżetowe jest Sandero. Biorąc pod uwagę to, że nie siedzi tam żadna odmiana hybrydy, jest naprawdę dobrze! W cyklu miejskim zrobiliśmy dwa pomiary. Pierwszy miał miejsce w godzinach szczytu, a przy okazji zależało nam na czasie, więc nie oszczędzaliśmy tego auta. W takich warunkach spalało 8,5 l/100 km. Przy znacznie mniejszym ruchu i w miarę przyzwoitej jeździe, wskaźnik spalania spadł do 7,8 l/100 km. W trasie z ograniczeniem do 90 km/h, przy średniej prędkości 72,9 km/h Dacia spalała 6,3 l/100 km, natomiast na trasie szybkiego ruchu, przy tempomacie ustawionym na 120 km/h i średniej prędkości 115,8 km/h było to zaledwie 6 l/100 km.
Co do samego prowadzenia nie mam większych uwag. Układ kierowniczy jest co prawda lekki, ale nie zaliczyłabym go do szczególnie precyzyjnych. Da się to prowadzić bez problemu, ale trzeba się solidnie namachać. Skrzynia biegów jest bezstopniowa, więc trudno mieć uwagi do jej pracy. Podczas normalnej jazdy nie będzie zwracać Waszej uwagi, ale jeśli porządnie przyciśniecie gaz, utrzyma auto na odpowiednio wysokich obrotach, pozwalając na nieco bardziej dynamiczną jazdę. Nie ma tutaj trybów jazdy, ok poza Eko, wiec taki pseudo Sport działa z automatu.
Były pochwały, teraz pora na krytykę. Dacia Sandero dzieli platformę z Renault Clio. Mam wrażenie, że dzieli ją z Clio z 2006 roku. Nie żartuję. Mam takie Clio i kiedy jechałam do pracy, mogłabym przysiąc, że siedzę w swoim samochodzie. Co to oznacza? Dopóki droga jest dobrej jakości, nie będziecie narzekać, ale kiedy wjedziecie na gorszą nawierzchnię… Cóż, poczujecie każdy wybój, dziurę, czy nierówność. Ten samochód nie wytłumi absolutnie nic. O ile mojemu autu można wiele wybaczyć ze względu na wiek, testowane Sandero jest nowe i nie ma takiej wymówki.
Czytaj też: Test Ford Tourneo Connect – duże, praktyczne auto może być ładne i nowoczesne
Tanio, ale czy cena odpowiada możliwościom?
Wszyscy doskonale wiemy, że swój sukces Dacia zawdzięcza przede wszystkim przystępnym cenom, sprawdźmy więc, jak te ceny wyglądają. Z góry uprzedzam – to, o czym za chwilę przeczytacie, dotyczy Sandero, który na dzień dzisiejszy możecie zamówić u dealera – to z nowym logiem, ponieważ ceny te są aktualne, a sam samochód niczym nie różni się od tego testowanego przez nas.
Najpierw ogólnie. Najtańsze, 65-konne Sandero w podstawowej wersji kosztuje 55 900 zł, natomiast najdroższe (100 KM + najwyższa wersja wyposażenia) to już 72 650 zł. Mam nadzieję, że nikogo nie muszę przekonywać o tym, że to tanio. Jeśli ktoś uważa inaczej, przykro mi, nie jestem w stanie Wam pomóc.
Co dostaniecie za 55 900 zł? Nowy samochód. Co poza tym? Poduszki czołowe kierowcy i pasażera, poduszki boczne, kurtyny, system połączenia alarmowego eCall, regulator i ogranicznik prędkości, ABS, ESP, układ wspomagania nagłego hamowania, HSA (system wspomagania jazdy pod górę), Bluetooth, 2 głośniki i elektryczne szyby z przodu (tak, z tyłu są na korbkę). Jeśli chcemy mieć klimatyzację, musimy dopłacić 1 700 zł. Biorąc pod uwagę cenę, nie ma co narzekać.
Jeśli potrzebujemy przyzwoicie wyposażonego auta, da się to ogarnąć. Testowany przez nas egzemplarz miał prawie wszystkie bajery, jakie Sandero ma do zaoferowania. Czujniki parkowania przód, kamera cofania, Android Auto, automatyczna klimatyzacja, podgrzewane przednie fotele, 8-calowy dotykowy ekran, a do tego ten nieszczęsny srebrny lakier. To wszystko i kilka innych drobiazgów złożyło się na końcową cenę 76 100 zł. Czy to dużo? Jeśli rozmawiamy o samochodach nowych – nie.
Czytaj też: Test Honda HR-V – wygodna, oszczędna, dobrze wyceniona
Dacia Sandero to nie jest złe auto, a w dzisiejszych czasach jego atrakcyjność rośnie
Możecie się śmiać i niedowierzać, ale Dacia Sandero to udane auto. Idealnie wpasowuje się w potrzeby ludzi, którzy chcą mieć samochód nowy, ale niedrogi. Ludzi, którzy mają realistyczne wymagania – nie spodziewają się luksusu, ale oczekują podstawowych udogodnień, jakie może oferować pojazd wyprodukowany w 2022 roku. Niesłabnąca popularność Dacii pokazuje, że takich klientów nie brakuje i coś mi mówi, że przy obecnym stanie gospodarki coraz więcej osób będzie skłaniać się właśnie w tę stronę.