Na początku były złote góry i Netflix w 4K
Przekonanie ludzi do sieci 5G miało pójść łatwo. Jeszcze 3-4 lata temu zapowiedzi ograniczały się do bardzo uniwersalnych haseł. Netflix w 4K zawsze i wszędzie. Streaming gier zawsze i wszędzie. Pobieranie plików w ułamku sekundy. Zawsze i wszędzie, oczywiście. Do tego kosmiczne usługi przyszłości w postaci choćby autonomicznych, samojeżdżących samochodów i zdalnie przeprowadzanych operacji. Inteligentnych miast, w których sygnalizacja świetlna pokieruje nas tak, że ominiemy korki, a nawigacja w aucie wskaże nam najlepiej dopasowane, wolne miejsce parkingowe. Że o smart-wywozie śmieci nie wspomnę, bo służby będą opróżniać pojemniki z odpadami tylko wtedy, kiedy jest to konieczne, bo dostaną powiadomienie o ich zapełnieniu.
Super, prawda? A do tego doszły jeszcze niemal apokaliptyczne zapowiedzi, które… pokrzyżowała pandemia?
Czytaj też: Czy smartfon z 5G generuje większe promieniowanie niż telefon z LTE?
Internet w telefonie miał dzisiaj nie działać
W 2018 i 2019 roku pojawiły się zapowiedzi i raporty mówiące, że pojemność sieci komórkowych jest na wyczerpaniu. Faktycznie coraz częściej bywało tak, że szczególnie w miastach, pomimo pełnego zasięgu sieci komórkowej na ekranie smartfonu, uruchomienie strony internetowej bywało niemożliwe. Zgodnie z tymi zapowiedziami dzisiaj korzystanie z Internetu mobilnego miało być praktycznie niemożliwe w niektórych częściach kraju. Kto pamięta poniższy slajd z raportu Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji? Co poszło nie tak?
Przede wszystkim, 1 stycznia 2020 roku wprowadzono nowe, wyższe i dopasowane do europejskich, a nie jak wcześniej radzieckich standardów, normy emisji pola elektromagnetycznego (PEM). To pozwoliło operatorom zwiększyć nieco moc nadajników i/lub dostawić nowe tam, gdzie do tej pory ze względu na kumulację PEM było to niemożliwe. Co oczywiście nie oznacza, że nagle emisja pół wystrzeliła. Nadal utrzymuje się na bardzo niskim poziomie, niewiele wyższym niż przed zmianą, ale na tyle odczuwalnie wyższym, że ma to realny wpływ na działanie usług.
Czytaj też: GIOŚ mówi, że wartości PEM sa w normie. Czy po sytuacji na Odrze nadal im wierzymy?
Drugim czynnikiem była pandemia. Ekstremalnie trudne warunki spowodowały, że potrzebowaliśmy dostępu do szybkiego Internetu umożliwiającego nam zdalną naukę i prace w trybie na wczoraj. Początki były trudne, bo sieci komórkowe w bardzo krótkim czasie pękały w szwach. A w branży zawsze się mówi, że częstotliwości nie są z gumy i było to widoczne w postaci znacznych spadków np. średniej prędkości pobierania danych.
Ale operatorzy szybko stanęli na głowie. Zaczęli optymalizować sieć do granic możliwości i efekty były bardzo szybko widoczne. Pomimo rosnącego użycia, prędkości sieci zaczęły rosnąć w niemal tak szybko, jak chwilę wcześniej spadały. Co prawda odbywało się to w różnym tempie, jednym szło to lepiej, drugim gorzej, ale koniec końców zapowiedzi o wyczerpaniu pojemności sieci LTE się nie sprawdziły. I to pomimo rosnącego obciążenia, dzisiaj wszystko zwyczajnie działa lepiej. A miało nie działać wcale.
To wszystko rodzi pytania – po co nam to 5G, skoro przecież teraz wszystko działa? Może skoro od strony konsumenckiej nie widzimy korzyści, to może chociaż od strony biznesowej na tym skorzystamy? Noo… nie do końca. A przynajmniej nie w Polsce.
To jak to jest z tymi autonomicznymi samochodami i usługami przyszłości? Sieć 5G miała zmienić biznes i przemysł
Powiedzmy sobie jasno, w pełnie autonomiczne, samojeżdżące samochody to mit. Tego nie będzie, przynajmniej w sieci 5G. Moooże za 10-15 lat, ale wtedy będziemy rozmawiać o sieci 6G. Co najmniej.
Zdalnie przeprowadzane operacje? Nic z tego. Zdalne diagnozowanie pacjentów w ramach rozwoju telemedycyny? To już jak najbardziej. Ba, to już działa! W Chinach świetnie sprawdziło się to w trakcie pandemii. Z kolei namiastką zdalnie przeprowadzanych operacji może być robot do… zdalnego tatuowania. Widziałem taki niedawno podczas Digital X w Kolonii. Wiedziałem wcześniej o tym urządzeniu, ale dopiero jak je zobaczyłem dotarło do mnie, jak bardzo jest to bez sensu. Z prostego powodu. Podczas tatuowania, tatuażysta przeciera miejsce wbicia tuszu np. ręcznikiem papierowym, dzięki czemu widzi, w którym miejscu tusz został wbity, a w którym trzeba czynność poprawić. Robot ma tylko jedno ramię i artysta, pomimo szeregu kamer dookoła, tatuuje praktycznie w ciemno. Więc jest to sztuka dla sztuki, albo robot powinien mieć dodatkowego asystenta do przecierania pracy. Co kompletnie mija się z celem.
Żeby nie było, robotyczne, zdalnie sterowane ramie, odwzorujące ruchu operatora to świetna sprawa. Może mieć masę różnych zastosowań i być bardzo praktyczne. Tatuaż brzmi efektownie, ale jest kompletnie chybionym pomysłem. Przynajmniej jeśli ktoś ma o tym minimalne pojęcie.
Nie inaczej jest w przypadku innych usług, które mogłyby, niemal dosłownie, przenieść nasze codzienne życie w przyszłość. To też jest perspektywa długich lat.
A przynajmniej, jeśli mówimy o ujęciu globalnym. Głównie dlatego, że rozwój sieci 5G jest na całym świecie na bardzo różnym etapie. Chiny czy Korea Południowa są bardzo daleko z przodu. Stany Zjednoczone za nimi nie nadążają i przy obecnej polityce nigdy ich nie dogonią. W Europie jest bardzo różnie. Polska jeszcze nawet w tym wyścigu nie wystartowała. Azja wrzuca już kolejny bieg, a my suniemy, aż się dymi. Tylko że jedziemy na wstecznym. Przez to nie da się wprowadzić np. globalnego streamingu treści w rozdzielczości 8K lub transmisji z meczów do oglądania w goglach VR, bo mało kto na świecie będzie w stanie z tego korzystać. Różnego rodzaju usługi przyszłości można wprowadzić, ale na bardzo ograniczonym obszarze, co jest kompletnie nieopłacalne.
Sieć 5G miała zmienić biznes i przemysł. Wprowadzić nowe rozwiązania. Fabryki przyszłości. Częściowo to się dzieje, ale są to pojedyncze projekty w skali świata. Najwięcej robi w tym obszarze Huawei. Ale ze względu na naciski ze strony Stanów Zjednoczonych, robi to na mniejszą skalę. Kraje nie chcą narażać się Amerykanom. O niektórych tego typu projektach przeczytacie w poniższym odnośniku.
Czytaj też: Jak wykorzystać sieć 5G? Wiele gałęzi przemysłu już wie jak to zrobić
Czy Nokia lub Ericsson prowadzą podobne działania? Szczerze – nie mam pojęcia. W przeciwieństwie do Huaweia nie chwalą się tym. A jeśli prowadzą, to wydaje mi się, że chyba powinny?
To właśnie mała medialność działań związanych z 5G w biznesie i przemyśle, prowadzenie ich na małą skalę, w połączeniu z amerykańsko-chińską wojną handlową i bardzo różnym stanem rozwoju technologii w poszczególnych regionach świata powoduje, że jest ich stosunkowo niewiele. O czym pisałem niedawno w kontekście wizyty w centrum dostaw Huawei w Budapeszcie.
Efekt jest tego taki, że sieć 5G, która miała zbudować Przemysł 4.0 i wpompować grube miliardy w PKB państw, które zaczną z niej korzystać, nie jest wykorzystywana. Bo albo jej nie ma, albo nie widać wymiernych korzyści z jej korzystania. A że jedno wynika z drugiego, to jest to samonapędzając się spirala.
Sieć 5G to duże inwestycje, które szybko się nie zwrócą bez odpowiedniego przygotowania. Jak przekonać ludzi do korzystania z nowych technologii?
Na całym świecie trwają duże inwestycje w budowę sieci 5G. Jej rozwój jest na bardzo różnym etapie, a to oznacza, że inwestycje w równie różny sposób się zwracają. Albo i nie.
O wiele łatwiej o zwrot inwestycji choćby w Chinach czy Korei, gdzie operatorzy mają dostęp do odpowiednich pasm częstotliwości i mogą z nich w pełni korzystać. Gorzej sytuacja wygląda w krajach jak Polska, gdzie tych częstotliwości nie ma i nie wiadomo kiedy będą. I o ile w Chinach inwestycja ma szansę się zwrócić, tak w krajach, w których pełnoprawnego 5G nie ma, albo dopiero się pojawia, ryzyko jest zbyt duże. Nie pomaga w tym kryzys, który zwiększa ryzyko inwestycji.
Sieć 5G w końcu się pojawi. Będzie tak popularna, jak dzisiaj sieć LTE i tak jak dzisiaj sieć LTE daje nam ogromny przeskok względem tego, co mieliśmy w sieci 3G, tak samo będzie z siecią 5G. Kiedyś. Żeby było to możliwe, już teraz muszą trwać do tego przygotowania. Kompatybilne urządzenia, sieci gotowe na szybkie nadawanie na nowych częstotliwościach. To wymaga inwestycji po stronie operatorów. Oni z kolei potrzebują do tego pieniędzy, głównie tych pochodzących od klientów. Tylko jak przekonać klientów do nowej technologii, skoro często mogą oni nie poczuć różnicy? Powiedzmy sobie szczerze, dzisiaj większość klientów, którzy zapłacą więcej za nowy abonament z 5G zauważy jedynie wyższy pakiet danych do wykorzystania co miesiąc. Fajne to, użyteczne, ale nie dla każdego. Czy operatorzy mogą zaproponować coś więcej? Poza częściowo darmowymi Netflixami, Tidalami, Disney Plusami… niewiele. Koło się zamyka.
Czytaj też: T-Mobile T Phone 5G, czyli smartfonem w potrzeby klientów i rynku
Dotychczasowe doświadczenia z różnych krajów pokazują, że samo pokazanie sieci 5G jako coś przełomowego, bo zwiększy się przez to prędkość Internetu w smartfonie niewiele daje. Przecież LTE mi dobrze działa, po co mam płacić więcej za coś, czego nie potrzebuję? Często powodem takiego stanu rzeczy jest budowa zasięgu, a nie prędkości sieci 5G. W zasadzie jest to logiczne, bo łatwiej jest zwiększyć prędkość, mając już pokrycie, niż odwrotnie. Tak dzieje się w krajach, w których są niższe nakłady inwestycyjne i/lub nowe częstotliwości nie zostały rozdysponowane na czas.
Pionierzy rynku wyszli na tym o wiele lepiej. W Korei Południowej częstotliwości zostały udostępnione bardzo wcześnie. W czerwcu 2020 roku tamtejsi operatorzy zainwestowali w pierwszy etap rozbudowy sieci 5G 22 mld dolarów. Efekt jest taki, że mieszkańcy Korei mają dobry zasięg 5G, wysoką prędkość, a operatorzy mogą dodawać do abonamentów dodatkowe usługi, które ten fakt wykorzystują. Jak informuje Total Telecom, operatorzy wprowadzający innowacyjne usługi wykorzystujące sieć 5G mają wskaźnik NPS (wskaźnik polecalności) wyższy średnio o 4,9 punktu, ocenę jakości marki wyższą o 32%, a ich klienci są w stanie płacić nawet 20% więcej za abonament. Czego nie chcieliby robić wtedy, kiedy za siecią 5G szedłby wyłącznie szybki Internet.
Czytaj też: Test Asus ROG Swift OLED PG42UQ – jeszcze monitor, czy już telewizor?
Polscy operatorzy mają problem i sami go nie rozwiążą
Aktualny stan rozwoju sieci 5G, nie tylko w Polsce, to ogromny problem dla operatorów, którego nie są w stanie sami rozwiązać. Potrzebują wsparcia państwa, w zakresie udostępnienia nowych częstotliwości i ewentualnie zachęt inwestycyjnych oraz zasobów finansowych do poczynienia inwestycji. Tylko w taki sposób możliwe będzie na tyle dobre rozbudowanie zasięgu i prędkości sieci 5G, żeby można było oferować coś więcej, niż tylko szybszy Internet. Bo to coś, co nie jest nam potrzebne. To nie jest coś, za co będziemy skłonni płacić więcej. A operatorzy bardzo chcieliby, żebyśmy płacili więcej. Szczególnie w Polsce.
Dzisiaj już skończył się czas mówienia o tym, co możemy mieć dzięki sieci 5G, bo już dobrze wiemy, że dotychczasowe zapowiedzi się nie sprawdziły. Potrzebujemy konkretnych, namacalnych korzyści. Dodatkowych usług i benefitów, które skłonią nas do głębszego sięgnięcia do kieszeni. Jakich? To już zadanie operatorów. Mnie nikt nie płaci za to, żeby wymyślać im sposoby na zwiększenie ARPU (średni przychód z klienta).