Całe zamieszanie wynika z faktu, że pierwsze – wykonane w lipcu – fotografie powstały, gdy nazwany na cześć Jamesa Webba instrument nie był jeszcze w pełni skalibrowany. W efekcie astronomowie wykonujący obliczenia na podstawie tych obserwacji mogli popełnić błędy, które obecnie się na siebie nakładają.
Jeden z naukowców przyznał wręcz, że nie sądzi, by ktokolwiek spodziewał się, jak poważny będzie problem, o którym mowa. Autorów prac czeka też wiele wysiłku, aby ponownie przeanalizować dane dostarczone przez Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba i zidentyfikować błędy, następnie korygując pozostałe informacje.
Na czym dokładnie polega problem? Kiedy spoglądamy na bardzo odległe ciała niebieskie, kalibracja jest najważniejsza. Niestety nie należy ona do łatwych do zrealizowania kwestii. Pozostaje jednak kluczowa, jeśli astronomowie chcą mieć pozbawione błędów obliczenia. Przy niekompletnej kalibracji obserwacje są niemiarodajne, a wykonywane na ich podstawie kalkulacje – niezgodne ze stanem faktycznym.
Oczywiście nie ma co popadać w panikę. Zrozumienie możliwości i ograniczeń niedawno wprowadzonego do użytku teleskopu zajmie nieco czasu. Naukowcy zdążyli już ostrzec przed tym, że obecne modele analizy danych dotyczących egzoplanet mogą być nieodpowiednie dla niezwykle dokładnych czujników JWST. Zdarzyło się nawet, że obserwacje zaprzeczały ich przewidywaniom.
Zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo przetwarzanie danych jest sytuacją ciągłą i rozwojową, tylko dlatego, że obserwatorium jest tak nowe i tak młode.mówi Gabriel Brammer z Uniwersytetu w Kopenhadze
Mimo to Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba pozostaje naszą najlepszą szansą na zgłębianie tajemnic wszechświata. Dzięki jego zaawansowanym możliwościom naukowcy mogą nie tylko zaglądać w odległe zakątki widzialnego wszechświata, ale nawet poszukiwać dowodów na istnienie życia pozaziemskiego.