Pierwsze wrażenia z jazdy Nissan Qashqai e-Power
Wtrącę tylko na początku, że w nowym Qashqaiu e-Power mogliśmy spędzić nieco ponad trzy godziny. Okazuje się, że dla niektórych internetowych twórców to wystarczający czas, aby stworzyć na tej podstawie test. Chcąc być uczciwym wobec Was, jasno nazywamy poniższy materiał pierwszymi wrażeniami, bo zwyczajnie nie może być inaczej. Na pełny test zaprosimy Was, jak tylko będziemy mogli spędzić z autem co najmniej kilka dni.
Nissan Qashqai e-Power. Hybryda czy nie?
Trzecia generacja Nissana Qashqai jest dostępna europejskim rynku od ponad roku. Testowaliśmy go i zrobił na nas pozytywne wrażenie, była to jednak „miękka hybryda”, teraz przyszedł czas na nową konstrukcję, która stanowi kolejny krok w strategii firmy, dążącej do zelektryfikowania 100% gamy modeli sprzedawanych w Europie. Plan jest ambitny, bo ma to nastąpić już w 2023 roku, jednak wszystko wskazuje na to, że japoński producent bez problemu go zrealizuje.
Elektryfikacja gamy nie oznacza, że będziecie skazani wyłącznie na hybrydy. Będziecie mieć wybór między autami spalinowymi, a hybrydami, ewentualnie wersjami w pełni elektrycznymi. W tym roku przedstawiliśmy Wam pokrótce hybrydowego Nissana Juke, teraz pora na Qashqaia e-Power.
Czytaj też: Nowy Nissan Juke Hybrid w naszych rękach. Czy hybryda poprawiła osiągi?
Celowo nie nazwałam go hybrydą. Jasne, otrzymał akumulator i wspomaga się prądem, ale napęd e-Power nie jest klasyczną konstrukcją, do jakiej zdążyliśmy się przyzwyczaić. Typowa hybryda polega na współpracy i „wspomaganiu” silnika spalinowego prądem przy ruszaniu oraz podczas jazdy przy niższych prędkościach. W pozostałych przypadkach główne skrzypce gra silnik spalinowy i to on odpowiada za napęd. Nissan poszedł w przypadku Qashqaia (a niebawem również X-Traila) w nieco inną stronę.
W tej konstrukcji zadaniem silnika spalinowego jest wytwarzanie energii elektrycznej, która następnie jest przekazywana do akumulatora, silnika elektrycznego lub obu jednocześnie. Ta trzycylindrowa, turbodoładowana jednostka o pojemności 1,5 litra i mocy 158 KM nie odpowiada natomiast za napęd – to zadanie wyłącznie silnika elektrycznego. Co dzięki temu zyskujemy? Przede wszystkim przyspieszenie. Silnik elektryczny o mocy 190 KM dysponuje 330 Nm maksymalnego momentu obrotowego dostępnego już na starcie, a ponieważ to on napędza to auto, znacznie poprawia osiągi naszego crossovera pomimo 200 kg dodatkowej masy. Przyspieszenie 0-100 km/h zajmuje Qashquaiowi e-POWER 7,9s podczas gdy najmocniejsza wersja pozbawiona tego napędu rozwija taką samą prędkość w 9,2s. Jeżeli macie Qashqaia i będziecie mieli okazję przejechać się wersją z napędem e-POWER gwarantuję, że różnica będzie ogromna. Auto reaguje natychmiast, przy okazji oszczędzając Wam hałasu. Jest tutaj jedno „ALE”. Maksymalna prędkość auta to 170 km/h.
Czytaj też: Test Nissan Qashqai 2021. Wygląda jak zaskoczenie roku
Wrażenia z jazdy
Jeżeli jedziecie spokojnie, ale na tyle szybko, że konieczne jest uruchomienie silnika spalinowego, jego praca jest dyskretna i w żaden sposób nie męczy ucha. Jeżeli zdecydujecie się trochę Qashqaia przycisnąć, usłyszycie wyższe obroty, silnik będzie oczywiście głośniejszy, ale jego dźwięk będzie proporcjonalny do tego, co chcecie z auta wycisnąć. Historie o tym, że kierowca, jadąc 50 km/h chce szybko przyspieszyć do 90 km/h i jest zagłuszany rykiem silnika, jakby miał na liczniku co najmniej 130 km/h, nie mają tutaj miejsca. Odpowiada za to funkcja Linear Tune, która reguluje pracę silnika benzynowego, aby zaoszczędzić Wam takich zbędnych „wrażeń”. Nie będę wdawać się w technikalia, mogę natomiast potwierdzić, że to działa. Jeździliśmy tym samochodem w górach, więc co chwila trzeba było przyspieszać i zwalniać, momentami asertywnie, więc mieliśmy wiele okazji do przekonania się o skuteczności tego systemu.
Kaszkaj fajnie przyspiesza i fajnie brzmi, ale przejdźmy do tego, co wielu kierowców interesuje najbardziej – spalania. Producent podaje, że zużycie paliwa w cyklu mieszanym WLTP to 5,3-5,4 l/100 km. Teren nie pozwolił nam na porządne sprawdzenie spalania przy wysokich prędkościach, jednak jego wynik podczas pomiaru, w którym średnia prędkość wynosiła 51 kim/h trochę nas, mówiąc oględnie, zaskoczył. Wskaźnik pokazał nam bowiem 3,8 l/100 km! Zastrzegam, byliśmy w górach i na tym odcinku więcej było zjeżdżania z góry, niż wjeżdżania pod nią, jednak mimo wszystko – niecałe 4 litry to wynik, którego się nie spodziewaliśmy. Biorąc pod uwagę to, że teren wymagał częstego hamowania i przyspieszania, a dodatkowo co chwila przejeżdżaliśmy przez różne miejscowości, trasa całkiem nieźle imitowała cykl miejski. Według pomiaru WLTP auto to spala przy średniej prędkości (wg. WLTP to ok 47 km/h) 4,4-4,6 l/100 km, więc biorąc pod uwagę nasze doświadczenia, jestem w stanie uwierzyć, że przy bardziej „standardowych” warunkach ten wynik jest do zrobienia bez najmniejszego problemu. Takie spalanie i pełny bak paliwa (55 litrów) pozwalają na przejechanie ponad 1000 km na jednym tankowaniu. Ciężko o lepszą rekomendację.
Na krótkim, kilkunastokilometrowym odcinku auto spaliło co prawda 8,3l/100 km, ale była to powolna jazda pod górę praktycznie przez cały czas. Z kolei zjeżdżając z górki wynik spadł na dłuższy czas poniżej 3l/100 km. Nie można tego nazwać miarodajnym pomiarem, ale z kronikarskiego obowiązku warto o tym wspomnieć.
Niejednokrotnie narzekałam w testach na hybrydy typu plug-in. Prawda jest taka, że nie da się tego szybko naładować, rozładowuje się jeszcze szybciej i generalnie ma to sens tylko jeśli macie możliwość naładowania tego na własnym podwórku. Miło mi zameldować, że z Qashqaiem nie będzie tego problemu. Nie tylko nie ma możliwości ładowania go z zewnętrznego źródła, nie ma też takiej potrzeby. „Bateria” jest co prawda mała (2,1 kWh pojemności brutto, 1,97 kWh netto), jednak za jej ładowanie odpowiedzialny jest silnik spalinowy. Wspominałam o nim wcześniej, ale warto dodać, że skonstruowano go w taki sposób, aby dostosowywał tryb pracy do sytuacji. Odpowiada za to zmienny stopień sprężania, dzięki któremu nawet w sytuacji, w której poziom naładowania akumulatora jest niski, a my chcemy jechać bardzo szybko, stopień sprężania jest odpowiednio dostosowywany. Dzięki temu akumulator nigdy się nie rozładuje, nawet jeżeli będziecie utrzymywać wysoką prędkość przez długi czas.
Czytaj też: Test Dacia Sandero – nowe i tanie auto z salonu nie musi być złe
Nissan Qashqai e-Power wyraźnie zmienił się w środku
Na deser jeszcze kilka informacji, które mogą Was zainteresować. Po pierwsze, wizualnie Qashqai się nie mienił. Na zewnątrz. Poza dwiema rzeczami. Pierwszą są oznaczenia e-Power, a drugą – tarcze hamulcowe. Większe, lepsze i tak, napiszę to, ładniej wyglądają. Po drugie, pomimo konieczności upchnięcia silnika elektrycznego i akumulatora, nie zmniejszyła się przestrzeń bagażowa! W „zwykłym” Qashqaiu jest to 436 litrów dla wersji wyposażenia Tekna +, a dla pozostałych wersji 479 litrów i wersja e-Power w niczym się tutaj nie różni. Brawo Nissan, to rzadkość dla modeli zelektryfikowanych.
Po trzecie, środek zmienił się na plus. Zmiany te są niewielkie, ale zdecydowanie na plus. Kiedy rok temu testowaliśmy Qashqaia, narzekaliśmy na centralnie umieszczony ekran dotykowy. Spełniał swoją funkcję, ale do urodziwych na pewno nie należał. Tutaj mamy znacznie większą (12,3 cala vs 9 cali w testowanej wcześniej wersji) i zgrabniej wkomponowaną konstrukcję z poprawionym, lepiej działającym interfejsem, do tego poprawiła się jakość wyświetlacza kierowcy. Pozostawiono też jeden z większych head-upów, jakie możemy spotkać na rynku.
Czytaj też: Test Renault Clio TCe 100 LPG – oszczędne auto na trudne czasy
Same superlatywy, prawda? Przejdźmy więc do ceny. Zanim poczujecie ból, uprzedzam: Qashqai e-Power jest dostępny od linii wyposażenia N-Connecta, a więc tej bardziej wypasionej. Dostępna jest również linia Tekna i Tekna+. Kosztuje to odpowiednio: 176 200 zł, 192 950 zł i 200 750 zł. Nie ma rozróżnienia cenowego w zależności od napędu – wszystkie mają napęd na przód. Czy to mało, czy dużo? Moim zdaniem wyceniono go uczciwie. Jest droższy o 14 900 zł od wersji bez napędu e-Power z automatyczną skrzynią biegów, więc jeśli zastanawiacie się nad kupnem Qashqaia, warto dopłacić – poza tym, że będzie mniej palił, dostarczy Wam znacznie więcej przyjemności z jazdy.