Specyfikacja Canon PowerShot G7X Mark III
- obudowa o wymiarach 105,5 x 60,9 x 41,1 mm, masa 304 gramy; uszczelniona, aparat działa w temperaturze 0–40°C i wilgotności 10-90%,
- 1-calowa matryca (type-1) stacked CMOS o rozdzielczości 20,1 Mpix,
- procesor obrazu Digic 8,
- ogniskowa 8,8 – 36,8 mm, ekwiwalent dla pełnej klatki 24-100 mm,
- przysłona f/1.8-2.8,
- konstrukcja optyczna – 11 elementów w 9 grupach (1 dwustronny element asferyczny, 1 jednostronny element asferyczny UA, 1 jednostronny element asferyczny i 1 jeden element UD),
- 4-stopniowa, 5-osiowa stabilizacja obrazu,
- 31-punktowy autofocus, wykrywanie twarzy z opcją śledzenia twarzy i obiektu,
- migawka 1 – 1/2000s (bulb od 30 do 1/2000s),
- 3-calowy ekran TFT, odchylany, dotykowy, 1,04 mln punktów,
- wbudowana lampa błyskowa,
- filmy 4K@30 fps, 1080p@120/100/60/50/30/25 fps, możliwość filmowania w pionie; maksymalny czas nagrań 10 minut dla 4K, 4 GB lub 30 minut dla 1080p,
- Jack 3,5mm, USB-C, micro HDMI, Wi-Fi 2,4 GHz, gniazdo kart pamięci SD, SDHC, SDXC (zgodne z UHS Speed Class 1),
- akumulator NB-13L, do ok 265 zdjęć,
- cena: 3199 zł.
Niepozorny, póki nie weźmiesz go do ręki
Gdyby nie spory obiektyw otoczony obracanym pierścieniem, Canon PowerShot G7X Mark III raczej specjalnie nie przykułby niczyjej uwagi. Ot malutki aparat, który niespecjalnie się wyróżnia. Może poza bardzo efektownymi czerwonymi wstawkami pod kołem wyboru trybów i przyciskiem migawki.
Wszystko zmienia się po wzięciu aparatu do ręki. Czuć, że to nie jest tani, byle jaki aparat. Obudowa jest wykonana głównie z bardzo dobrej jakości plastiku. Choć na pierwszy rzut oka może uchodzić za stop magnezu. Pod ekranem i na dolnej krawędzi mamy duże, metalowe wstawki, a cały przód i oba boki pokrywa gumowe tworzywo. Jest świetnej jakości, bardzo dobrze leży w dłoni i dodaje takiego uczucia obcowania ze sprzętem z wyższej półki.
Z dodatkowych elementów warto wspomnieć o wbudowanej lampie błyskowej. Jest ruchoma, więc nie chcemy błysku na wprost, można ją łatwo delikatnie odchylić kciukiem i błysnąć ku górze.
Małe wymiary aparatu pozwalają go bardzo łatwo zmieścić w średniej wielkości kieszeni. To dosłownie aparat, który zawsze można mieć ze sobą. Ze względu na niską masę można spokojnie zapomnieć, że mamy go w plecaku.
Czytaj też: Test Toyota RAV4 Plug-In Hybrid – jeden wielki minus na tle wielu plusów
Canon PowerShot G7X Mark III to jeden z najwygodniejszych aparatów kompaktowych
Problemem małych aparatów często jest to, że są… małe. Nie jest łatwo trzymać je w dłoni. W przypadku Canona PowerShot G7X Mark III ogromną robotę robi gumowe wykończenie i niewielki, ale obecny grip. Dzięki temu aparat w zasadzie przykleja się do dłoni i o ile nie musimy aktualnie zmieniać żadnych parametrów, cała obsługa może się odbywać wyłącznie za pomocą jednej ręki.
Nie tylko obudowa jest mała, ale również przyciski. Mam wrażenie, że Canon chciał tutaj za wszelką cenę zmieścić jak największy ekran. To się udało, bo faktycznie ekran jest duży. Nieco nadgryzł go już ząb czasu, bo jego jakość jest co najwyżej przyzwoita. Ale nadal jest w pełni użyteczny, a przede wszystkim czytelny w każdych warunkach i oferuje dobre odwzorowanie kolorów. Do tego jest w pełni dotykowy. Do ekranu będziemy jeszcze wracać.
A teraz do przycisków. Jest ich mało, ale zdecydowanie więcej nie potrzebujemy. W końcu to aparat dla nieco mniej zaawansowanych użytkowników i obsługa powinna być prosta. Przyciski, choć małe, są bardzo dobrze wyczuwalne i pracują z wyraźnym kliknięciem. Do tego mamy cztery elementy obracane. Jedno to koło wyboru trybów, pod nim znajduje się pokrętło ekspozycji. Działa z bardzo dużym oporem, co wymaga nieco przyzwyczajenia, ale za to praktycznie niemożliwe jest przypadkowe przekręcenie go. Trzecim obracanym elementem jest obramowanie d-pada, a ostatnim pierścień wokół obiektywu.
Czytaj też: Test i wideorecenzja Sony ZV-1F, czyli jak odciągnąć ludzi od smartfonów?
Canon PowerShot G7X Mark III to świetny aparat dla początkujących
Canon PowerShot G7X Mark III oferuje praktycznie dwa rodzaje obsługi. Pierwszy przeznaczony dla osób kompletnie początkujących, a drugi dla bardziej zaawansowanych. Zacznijmy od wariantu amatorskiego.
Włączamy tryb automatycznie i aparat zaczyna nas dosłownie prowadzić za rękę. Interfejs wita nas komunikatem, że ogniskową zmieniamy pokrętłem wokół obiektywu. Ma ono też inne zastosowania i np. po Menu też możemy poruszać się za jego pomocą. Podobnie jak pokrętłem wokół d-pada, jak i samym d-padem. Ogółem – tu się wszystko kręci. Zmiana ogniskowej za pomocą pokrętła operuje skokowo na poziomach – 24, 28, 35, 50, 80 i 100 mm. Czyli w zasadzie najpopularniejszych. Cały czas jednak możemy płynnie i dokładnie przybliżać za pomocą manetki wokół spustu migawki.
W trybie automatycznym całkowicie zmienione jest szybkie Menu pod przyciskiem Q. Możemy tam zmienić podstawowe parametry obrazu – jasność, kontrast, nasycenie, tony barw oraz skorzystać z różnych gotowych filtrów obrazu. Amatora nie interesuje coś takiego jak przysłona. Zamiast tego mamy prostą regulację rozmycia tła. Za pomocą suwaka na ekranie możemy je rozmywać lub wyostrzać. Co oczywiście zmienia wartość przysłony. Aparat dodatkowo cały czas nam podpowiada i jeśli np. otoczenie jest za ciemne, podpowie, że wypadałoby otworzyć lampę błyskową. Poza tym sam dobiera wszystkie parametry zdjęcia i w zasadzie jedyną bardziej zaawansowaną zmianą, jaką tu można wprowadzić jest wybór zapisu w formacie RAW.
W trybie automatycznym aktywny jest ciągły autofocus i nie mamy na niego zbyt dużego wpływu, ale cały czas aktywny pozostaje touch focus. Wystarczy dotknąć wybranego punktu na ekranie i tam zostanie ustawiona ostrość w mniejszym lub większym obszarze. W zależności od kadru.
Ogółem tryb automatyczny jest bardzo dobrze przygotowany. Jeśli nie znasz się i/lub nie chcesz znać się na fotografii, a chcesz robić zdjęcia to jest to coś dla Ciebie. Twoim zadaniem jest wyłącznie dobór kadru i poziomu przybliżenia, a resztą zajmie się aparat.
Czytaj też: Recenzja Samyang AF 50mm F/1.4 II Sony FE – tak, w tydzień można się zakochać
Canon PowerShot G7X Mark III z opcjami bardziej zaawansowanymi
Spokojnie, aparat sprosta też wymaganiom nieco bardziej zaawansowanych użytkowników. W trybach ręcznych i półautomatycznych zachowuje się niemal tak samo, jak bardziej zaawansowane aparaty Canona. Mamy tu praktycznie samo wyglądające Menu główne i szybkie Menu pod przyciskiem Q. Również autofocus zachowuje się… powiedzmy, że podobnie. W końcu PowerShot G7X Mark III ma już swoje lata, więc o poziomie EOS-ów R5 czy R3 nie ma co mówić, ale przewidywalność zachowań autofocusu jest bardzo podobna.
Co prawda raczej nie polecałbym korzystać z trybu całkowicie manualnego. O ile się koniecznie przy tym nie upieracie. Jest to zwyczajnie niewygodne. W tradycyjnym aparacie, gdzie mamy więcej pokręteł z opcją przypisania różnych skrótów, jest łatwiej. Tutaj pierścieniem wokół d-pada zmieniamy czas otwarcia migawki, pierścieniem wokół obiektywu przysłonę, ISO zmieniamy dotykowo… Szkoda zachodu. W trybach półatomatycznych czas migawki lub wartość przysłony zmieniamy wygodnie pierścieniem wokół obiektywu i wtedy obsługa jest bardzo wygodna.
Przesiadka na PowerShota G7X Mark III ze zwykłego aparatu bywa trudna. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do wizjera i przyciskowej obsługi z wykorzystaniem różnych skrótów, że o sterowaniu autofocusem za pomocą dżojstika nie wspomnę, początkowo trzeba się nieźle nagimnastykować przy uproszczonej obsłudze Canona. Spokojnie możemy jednak założyć, że to dotyczy bardzo małego odsetku potencjalnych użytkowników.
Skoro już jesteśmy przy fotografowaniu, to zwróćmy uwagę na ekwilibrystyczny ekran. Jest on uchylany, pochylany i… wyciągany? Myślę, że najlepiej oddadzą to zdjęcia. Takie rozwiązanie pozwala wygodnie fotografować w większości pozycji. Możemy mieć aparat nad głową, robić zdjęcia z biodra, albo selfie i nadal mamy podgląd tego, co dzieje się w kadrze.
Czytaj też: Test mikrofonów Boya BY-XM6-S2 – dźwięk najlepiej świadczy o Twoich nagraniach
Porozmawiajmy o zdjęciach
PowerShotem G7X Mark III fotografuje się bardzo wygodnie. Bierzemy go do ręki, włączamy i praktycznie po sekundzie aparat jest gotowy do działania. Zakres ogniskowych o ekwiwalencie 24-100mm sprawdzi się w większości zastosowań. W podróży jest to w zasadzie jedyny aparat, jakiego potrzebujemy. Przy 24mm bez problemu uchwycimy architekturę, zrobimy szerokie selfie, albo povlogujemy bez obaw, że nie zmieścimy się w kadrze na wyciągniętej ręce. Przy 100mm będziemy w stanie uchwycić detale lub mniejsze zwierzęta. Wiewiórki w parku czekają!
Autofocus działa w trybie pojedynczym lub ciągłym. Można ostrzyć manualnie, ale jest to tak wygodne, że naprawdę nie chce Wam się tego robić. Do tego mamy możliwość ostrzenia 1-punktowego (większy punkt ostrzenia) lub punktowego (mniejszy, bardziej dokładny) oraz śledzenie z opcją wykrywania twarzy. Działa ona automatycznie i nie mamy tutaj detekcji oka. Śledzenie działa sprawnie i o ile wspomniana wiewiórka nie będzie miała przesadnego ADHD, aparat jest w stanie za nią nadążyć. Autofocus jest szybki i celny. Ani razu nie miałem problemów z jego działaniem. Jeśli chcemy coś szybko wyostrzyć dokładniej i punktowo, dotykamy tego miejsca na ekranie i… działa. Minimalna odległość ostrzenia to ok 8-10 cm przy ogniskowej 24mm i sukcesywnie rośnie wraz z jej wzrostem. Mamy tu tryb makro, który skraca ten dystans do ok 5 cm, więc jest pod tym względem bardzo dobrze.
Warto wspomnieć o tym, że Canon PowerShot G7X Mark III jest wyposażony w filtr szary. Co pozwala fotografować w jasnym otoczeniu z szeroko otwartą przysłoną. Co tu dużo mówić – działa. Filtr obniża wartość światła o 3 EV. Jeśli nie do końca wiemy, jak z niego korzystać, możemy zdać się na automatyczne aktywowanie funkcji. Filtr aktywuje się praktycznie niezauważalnie i nie wywołuje żadnych opóźnień.
Dla mniej zaawansowanych użytkowników zapewne wystarczy informacja, że jakość zdjęć jest bardzo dobra. Aparat sprawnie koryguje większość pojawiających się wad optycznych i pozwala cieszyć się naprawdę ładnym obrazkiem. Z bardzo dobrą ostrością, kontrastem i odwzorowaniem kolorów. Pochwalić trzeba też dobrze działający, automatyczny balans bieli w większości sytuacji. Może poza sztucznym, ciepłym oświetleniem, ale to standard nawet w znacznie droższych aparatach. 1-calowa (type-1 wg nowej nomenklatury) matryca zaskakująco przyzwoicie radzi sobie z rozmyciem tła i zdjęciami w nieco trudniejszych warunkach oświetleniowych. Na jakość obrazu nie powinniśmy narzekać do ISO 1600, co jest w tym przypadku bardzo dobrym wynikiem.
Dla osób bardziej zaawansowanych przyda się informacja, że zdjęcia RAW mają bardzo dużą aberrację chromatyczną na krótkich ogniskowych, która spada wraz z ich wydłużaniem. Dystorsja RAW-ów jest ogromna. Beczka na krótkich ogniskowych jest wyróżniająco się duża i jest mało zauważalna przy 50mm. W zdjęciach JPEG wada jest praktycznie w 100% eliminowana. Podobnie wygląda sytuacja z winietowaniem, które jest widoczne w całym zakresie pracy przysłony przy niskich i wysokich ogniskowych, ale ledwo zauważalne przy środkowych wartościach. Ponownie – w JPEG-ach kompletnie tego nie widać. Praktycznie jedyną rzeczą, do której można się przyczepić jest słaba praca pod silne słońce. Filtr szary pomaga, ale nadal jest nie za dobrze.
Zdjęcia przykładowe:
Łączność bezprzewodowa i czas pracy
Canon PowerShot G7X Mark III oferuje sprawną łączność bezprzewodową. Odpowiada za to przycisk na prawym boku obudowy, który aktywuje aparat nawet w momencie, kiedy jest wyłączony. Mamy wówczas do wyboru dwie funkcje – Live Streaming lub Image Canon. W pierwszym przypadku możemy łatwo zacząć transmisję i/lub zamienić aparat w kamerę internetową. W drugim możemy sprawnie nawiązać połączenie np. ze smartfonem i szybko przesłać zdjęcia, która od razu mogą trafić do mediów społecznościowych.
Jeśli chodzi o łączność bezprzewodową, to mamy tu port USB-C, micro HDMI i Jack 3,5mm. Podstawowo, ale zdecydowanie więcej do szczęścia nie potrzeba. Jedynym brakiem jest tutaj brak stopki do zamontowania np. ciągłego oświetlenia.
Akumulator NB-13L o pojemności 1250 mAh teoretycznie pozwala na wykonanie 235 zdjęć. Jest to jak najbardziej do osiągnięcia, a wynik można nawet przebić i maksimum, jakie można osiągnąć to ok 250 ujęć. Co ważne, akumulator możemy ładować za pomocą portu USB, również w trakcie użytkowania. Podpinamy powerbank i mamy praktycznie nielimitowany czas użytkowania.
Czytaj też: Canon EOS R7 – świetny aparat, ale czy Canon wie, co robi?
Canon PowerShot G7X Mark III to cały czas godny uwagi aparat
Canon PowerShot G7X Mark III to zdecydowanie nie jest rynkowa nowość. Można go kupić od 2019 roku. Na rynku elektroniki to szmat czasu, ale niekoniecznie dotyczy to aparatów fotograficznych. To właśnie z tego powodu zdecydowałem się na sprawdzenie tego modelu. Tym bardziej że do dzisiaj Canon nie wprowadził do oferty bardziej zaawansowanego aparatu kompaktowego. Tylko pytanie, czy musi?
Na dobrą sprawę niewiele tu można zmienić. Można by tu co najwyżej dodać lepszy ekran, opcjonalnie obracany, nowszy i wydajniejszy procesor obraz oraz poprawić coś w działaniu autofocusa. Jaśniejszego obiektywu w kompakcie nie dostaniemy, większy zakres ogniskowych wymagałby powiększenia obudowy. Czy są to zmiany, które są w jakiś sposób niezbędna dla posiadacza PowerShota G7X Mark III? Nie wydaje mi się.
Ogółem Canon PowerShot G7X Mark III to niezmiennie jeden z najlepszych aparatów kompaktowych dostępnych na rynku. Świetnie wykonany, kompaktowy, wygodny i oferujący dużo możliwości dla bardziej i mniej zaawansowanego użytkownika. Bardzo dobrze łączy dwa światy kompletnie amatorskiej, jak i nieco bardziej wymagającej fotografii. Że o vlogowaniu nie wspomnę. Dlatego też mimo wieku, to cały czas jest jeden z najlepszych wyborów, jakie możemy dokonać, jeśli chodzi o aparaty z niewymienną optyką.