Elektryczny rower Core Extreme 3.0 do tradycyjnych nie należy, ale ma służyć długo i dumnie
Core Extreme 3.0 nie jest w żadnym stopniu rowerem do ekstremalnych zjazdów czy podbijania wzniesień wbrew swojej nazwie, która zdaje się to sugerować. Już jedno spojrzenie na kształt jego ramy z aluminium 6061 i samo wyposażenie sugeruje, że to model nie górski i tym bardziej nie enduro, a trekkingowy e-bike, który ma radzić sobie zwłaszcza w terenie przez jego wyróżniające się grube terenowe opony. Dokładniej mówiąc, te opony to Kenda Juggernaut Sport o wymiarach 26×4,5 cala, które pozwalają na jazdę po piasku, błocie, żwirze, a nawet śniegu.
Czytaj też: Elektronika z grzybów może nas uratować przed utonięciem pod stertami elektrośmieci
Wedle samego producenta, Core Extreme 3.0 został zaprojektowany specjalnie po to, aby służyć rowerzystom bez względu na pogodę, więc sprawia wrażenie idealnego modelu na nasz polski zrównoważony klimat. Dzierży zamontowany między korbami silnik elektryczny Bafang z 9 trybami wspomagania o mocy nominalnej 500 watów, mocy szczytowej rzędu 750 W i 80-Nm momencie obrotowym. Zasilaniem go zajmuje się wyjmowany z tylnej rury akumulator litowo-jonowy o pojemności 576 Wh, który działa na napięciu 48V i zapewnia do 50 km zasięgu na jednym ładowaniu.
Czytaj też: W sam raz do miasta. Niu pokazało rower elektryczny z dwoma wyjmowanymi akumulatorami
Warte wymienienia wyposażenie obejmuje hamulce mechaniczne Tektro Aries, amortyzowany widelec przedni (RTS) czy wyświetlacz LCD. Wchodząc w szczegóły, w zestawie Core Extreme 3.0 oferuje solidne metalowe błotniki, wytrzymała podpórka i bagażnik, jak również prowadzone wewnętrznie przewody i zintegrowane oświetlenie typu LED. Wszystko to przekłada się na wagę rzędu aż 33,5 kilogramów (to już sporo) i kosztuje 2400 dolarów, a więc w przeliczniu prawie 11000 zł.