Elektryczny Mustang, ale nie od Forda. Jak Charge Cars tego dokonało?
Charge Cars ’67 wygląda tak, jakby został stworzony poprzez przerobienie i odświeżenie klasycznego Mustanga sprzed ponad pół wieku. Jeśli zresztą kojarzycie korzenie i główny cel tej założonej w 2016 roku brytyjskiej firmy, to zapewne wzięliście gruntowną przeróbkę oryginału za pewnik, ale w rzeczywistości sprawa ma się nieco inaczej. W praktyce bowiem od czterech lat ta firma nie przerabia klasyków na elektryki, a buduje je całkowicie od podstaw.
Czytaj też: Fizycznych przycisków nie stwierdzono. Volvo EX90 to teatr nowych technologii na czterech kołach
Skąd więc ikoniczny Mustang w jej ofercie? Tak się składa, że to owoc współpracy z Fordem, który na rzecz tego projektu udostępnił projekt modelu Mustang Fastback z lat 60. ubiegłego wieku. To pozwoliło firmie opracować projekt od podstaw z myślą o elektrycznym napędzie, zachowując charakterystyczny styl nadwozia.
Bierzesz oryginalny projekt, ulepszasz go, wkładasz najnowszą technologię i voila – oto klasyczny Mustang, przerobiony na elektryka
Skóra klasyka, a pod nią wszystko to, co nowoczesne. Tak w skrócie można opisać ten projekt, który mimo bazowania na oryginalnym projekcie, wymienił znaczną część szczegółów na coś bardziej nowoczesnego. W efekcie panele nadwozia zostały wykonane z włókna węglowego, poprawiono profil aerodynamiczny, stawiając m.in. na płaskie klamki drzwi oraz więcej obłych linii, a niektóre charakterystyczne elementy wykorzystano, czego przykładem jest port ładowania ukryty za bocznymi otworami wentylacyjnymi.
Czytaj też: Polska premiera Hyundai Ioniq 6. Retro-nowocześnie, ekologicznie i aerodynamicznie
Jak na nowoczesny samochód przystało, ’67 zostanie również wyposażony w nowoczesne rozwiązania technologiczne, a więc tak prozaiczne “cosie” jak oświetlenie LED, systemy wspomagające kierowcę, jak również dodatki stricte wygodnickie – bezprzewodową ładowarkę oraz minimalistyczną kabinę, zdominowaną przed dwa duże wyświetlacze. Szczegółów technologicznych napędu nie znamy, ale firma podkreśliła, że w ’67 znajdą się łącznie cztery silniki elektryczne o łącznym momencie obrotowym rzędu 1586 Nm oraz mocy na poziomie 536 koni mechanicznych. Zasięg ma wynosić ~320 km, a sprint do setki ma trwać nieco ponad 3,9 sekundy.
Czytaj też: Elon Musk chce, żebyś pracował w swojej Tesli. I to wcale nie jest taki głupi pomysł
Model ’67 jest obecnie w fazie rozwoju, a dostawy mają się rozpocząć przed końcem 2023 roku. Jak łatwo się domyślić, do tanich należeć nie będzie, bo jego cena wyniesie 450 tys. dol. w USA, więc “na nasze” będzie to dobre ponad 2 mln złotych.