Wcześniej przez ponad trzy lata krążył wokół Ziemi, pozostając na orbicie i pokazując, że technologia żagla słonecznego może być skutecznie wykorzystywana do lotów kosmicznych. Kiedy już udało się wykonać odpowiednią liczbę pomiarów i obserwacji, statek dokonał samozniszczenia: wleciał w atmosferę, gdzie tarcie doprowadziło do całkowitego spalenia konstrukcji.
Czytaj też: Słońce doświadcza zadziwiającego zjawiska. Solar Orbiter zaobserwowała je po raz pierwszy
Początek tej misji miał miejsce w czerwcu 2019 roku, kiedy to rakieta Falcon Heavy wyniosła LightSail 2. Żagiel o powierzchni niecałych 23 metrów kwadratowych posłużył do pokonania orbity okołoziemskiej około 18 tysięcy razy. Statek wykorzystywał fotony pochodzące z promieni słonecznych i odbijające się od ogniwa słonecznego wykonanego z odblaskowej folii poliestrowej zwanej Mylarem.
Wkrótce po rozpoczęciu misji LightSail 2 rozpędził się do niemal 27 tysięcy kilometrów na godzinę, choć w teorii powinno być możliwe osiągnięcie nawet wyższych wartości. W grę wchodzi oczywiście dalsze przyspieszanie, ponieważ w kosmicznej skali taka prędkość nie jest szczególnie imponująca. Dla porównania, leciwe sondy Voyager 1 i 2 są w stanie rozpędzić się do nawet 60-70 tysięcy kilometrów na godzinę. Mimo to potrzebowały dziesięcioleci, aby dotrzeć na obrzeża Układu Słonecznego.
LightSail 2 wykorzystywał żagiel słoneczny do poruszania się
Gdyby żagle słoneczne miały posłużyć do długodystansowych lotów, to z pewnością osiągane prędkości musiałyby być wyższe. Mimo to technologia, o której mowa ma spory potencjał i mogłaby stanowić obiecującą alternatywę dla konwencjonalnych napędów.
Czytaj też: Voyager od 45 lat w kosmosie. Najdłuższa misja NASA
Za realizacją projektu LightSail stoi organizacja The Planetary Society. Prototypowa wersja statku nie została przetestowana w praktyce – jej istnienie miało na celu pokazanie, iż zbudowanie satelity wykorzystującego taki żagiel jest możliwe. “Dwójka” była natomiast przygotowana do przeprowadzenia lotu. Po ponad trzech latach widzimy, że wyszło to co najmniej nieźle, wszak okrążenie Ziemi kilkanaście tysięcy razy nie należy do najprostszych zadań. Pozostaje nam czekać na to, co jeszcze zaproponują inżynierowie związani z misją.