Dokładniej rzecz biorąc, chodzi o bardzo niską orbitę okołoziemską, na którą w większości przypadków trafiają statki niezdolne do dalszego i bezpiecznego funkcjonowania. Po trafieniu tam zostają one zniszczone na skutek tarcia atmosferycznego.
Czytaj też: Wyciek z Nord Stream widać nawet z kosmosu. Pokazują go zdjęcia satelitarne
Jak możecie sobie wyobrazić, nawigowanie w takim środowisku nie należy do łatwych zadań. Konieczne jest bowiem unikanie zagrożeń w postaci innych satelitów wysłanych w ich ostatnią drogę. DARPA definiuje bardzo niską orbitę okołoziemską jako wszystko co znajduje się poniżej wysokości 450 kilometrów. Jej dolna granica to natomiast około 200 kilometrów. Warto jednak podkreślić, iż mają one dość umowny charakter.
Dlaczego w ogóle ryzykować, próbując umieszczać satelity tam, gdzie inni widzą wyłącznie kosmiczne wysypisko śmieci? DARPA zakłada, iż na niższej wysokości powinny panować większe możliwości z zakresu obrazowania i pozycjonowania geoprzestrzennego.
Satelity na bardzo niskiej orbicie okołoziemskiej zazwyczaj ulegają rozpadowi
Z jednej strony bardzo niska orbita okołoziemska to mniejsze ryzyko uszkodzenia w kontakcie z promieniowaniem bądź kosmicznymi śmieciami – szczególnie jeśli zestawić to z warunkami panującymi nieco wyżej. Z drugiej jednak nietrudno tam o inne problemy, choćby w postaci zwiększonego oporu i wpływu tlenu atmosferycznego. Poza tym konieczne będzie przezwyciężenie oporu aerodynamicznego, aby uchronić satelity przed deorbitacją. Będzie to jednak wymagało użycia dodatkowego paliwa.
Czytaj też: Telefony z łącznością satelitarną to przyszłość. Po Google i Apple potwierdził to Bullitt
Żeby w ogóle pojawiły się tego typu trudności, to najpierw trzeba znaleźć sposób na osiągnięcie napędu w tak przerzedzonych warstwach atmosfery. Nawet jeśli, to nadal pozostanie coś jeszcze: obecnie używane satelity nie są przystosowane do obsługi swoich czujników i sprzętu podczas odpalania silników. Pokazuje to, jak długa droga może jeszcze czekać inżynierów pracujących na rzecz DARPA. Co ciekawe, tego typu pomysły nie są jedynie domeną amerykańskiej agencji: firmy pokroju SpaceX również chciałyby rozmieszczać swoje satelity na wysokości od 200 do 400 kilometrów.