Toyota RAV4 to duży SUV pełną gębą
Jak wygląda obecna generacja Toyoty RAV4, wie chyba każdy. O ile tylko poruszamy się w miastach, raczej ciężko jest trafić w dzień, w którym nie zobaczymy przynajmniej jednego egzemplarza. Niedługo tak wyglądających aut będzie jeszcze więcej, bo Toyota ma już na rynku mini-RAV4, czyli Yarisa Cross, a niedługo dołączy do niego średnia-RAV4, czyli Corolla Cross.
Skąd będziemy wiedzieć, że patrzymy akurat na RAV4? To proste – jest wielka! Jakoś do tej pory nie zwracałem na to dużej uwagi, ale jak już miałem okazję wsiąść do tego modelu, dopiero wtedy dostrzegłem, jak wielkie jest to auto. A jak już przyszło mi go umyć… Nie powiem, jest czym się zmęczyć. Równe 4 600 mm długości, 1 855 mm szerokości i 1 690 mm wysokości, a do tego 19 mm prześwitu. Może nie jest to przesadnie szeroka bryła, ale RAV4 jest naprawdę duża.
Wizualnie może się podobać. Ładne przetłoczenia, charakterystyczne, nieco kanciaste nadkola i efektowne, podwójne końcówki wydechu. Wszystko tutaj jest spójne i pasuje do siebie. Choć RAV4 mogła się wszystkim już dawno opatrzyć, nadal wygląda efektownie. Szczególnie w czerwonym kolorze imperial red. Robienie zdjęć tego konkretnego wariantu to była czysta przyjemność. Pasuje dosłownie do każdego tła.
Choć RAV4 najczęściej można spotkać w miastach, zdecydowanie bardziej widzą ją w pozamiejskich klimatach. Spory prześwit, duża bryła. Aż prosi się o zjechanie z głównej drogi zamiast szukania odpowiednio dużego miejsca parkingowego w centrum miasta.
Czytaj też: Test BMW X1 xDrive 23i – nowe, większe, lepsze!
Przestronne i prawie że luksusowo. Prawie…
Ciężko jest cokolwiek zarzucić wnętrzu Toyoty RAV4. Poza tym kosmicznym ekranem, ale spokojnie, nad nim zaraz będziemy się pastwić. Przede wszystkim jest tu naprawdę niemal luksusowo. Wykonanie stoi na wysokim poziomie. Dużo skór, bardzo dobre spasowanie elementów, brak piano black. Ciężko jest się tu do czegoś przyczepić. No mooooże… poza pokrętłami regulacji klimatyzacji, które wyglądają jak wystające oczy jakiegoś kosmity, albo… ekhm… nietypowe sutki? Cóż, jak się to raz dostrzeże, to tego nie da się już odzobaczyć.
Kolejnym pozytywnym elementem jest praktyczność. Mamy tu duży podłokietnik, dużą półkę na smartfon z opcjonalną ładowarką indukcyjną, dwa uchwyty na napoje i szalenie praktyczną półkę przed fotelem pasażera. Jest wyłożona gumą, więc nic się po niej specjalnie nie przesuwa, a do tego delikatnie podświetlana. Druga, ale już znacznie mniejsza półka, znajduje się na lewo od kierownicy.
Fotele są bardzo wygodne. Tu dosłownie aż chce się siedzieć, bo można się poczuć jak niemal w przestronnym, domowym fotelu, a nie fotelu samochodowym. Ale spokojnie, nie jest za szeroko i nawet przy bardziej dynamicznych manewrach pozostaniecie na swoich miejscach. Fotele są podgrzewane i regulowane elektronicznie i mamy to w obu dostępnych wariantach wersji Plug-In RAV4.
Podgrzewane są też boczne fotele tylnej kanapy. Z tyłu całkiem swobodnie mieszczą się trzy osoby, co dodatkowo ułatwia maksymalnie obniżony tunel środkowy. Ogółem z tyłu jest bardzo przestronnie i komfortowo.
Chciałabym wtrącić swoje 3 grosze do kwestii wnętrza. O ile zgadzam się z Arkiem co do aspektów praktycznych i byłam tak samo jak on pod wrażeniem foteli, tego wnętrza niestety nie nazwałabym luksusowym. Jasne, mamy tutaj ogrom funkcji, które pozwalają człowiekowi poczuć się komfortowo, z błogością uruchamiałam podgrzewanie kierownicy i foteli, aby ogrzać tyłek podczas zimnych dni, to jednak… Design tego wnętrza aż krzyczy: „odświeżcie mnie!”. Plastiki może i są dobrze spasowane, ale zalatują mi samochodem co najmniej 10-letnim, do tego te przyciski i pokrętła… Estetycznie to wnętrze zdecydowanie nie cieszy oczu. Konkurencja zostawia w tym aspekcie RAV4 daleko w tyle.
Bagażnik jest bardzo duży. W wariantach Plug-In ma pojemność 520 litrów do linii rolety. Można tu zmieścić naprawdę sporo bagażu, ale… naprawdę nie mam pojęcia, po co komu gumowa mata, w którą był wyposażony testowany egzemplarz. Po wrzuceniu do bagażnika dwóch walizek i dwóch większych toreb papierowych nadal pozostawało tam sporo miejsca i w trakcie jazdy wszystko po tej macie radośnie tańczyło. Mam wrażenie, że bez niej byłoby lepiej i trzeba było ratować się dodatkową siatką (jest w zestawie). Choć tu plus za to, że po bokach mamy sporo zaczepów, więc w razie czego łatwo jest zrobić nawet improwizowane mocowanie. Jeszcze większy plus należy się za obecność w bagażniku gniazdka 230V o maksymalnej mocy 180W. Naprawdę brawo! Pod podłogą bagażnika jest miejsce na kabel do ładowania, a w zasadzie da się tam zmieścić nawet dwa (jeden do klasycznej ładowarki/wallboxa, drugi do gniazdka 230V). Musimy tylko pamiętać o tym, że trzeba je za każdym razem dobrze zwinąć, żeby się tam zmieściły.
Opis wnętrza zakończmy panoramicznych dachem, wchodzącym w skład opcjonalnego Pakietu VIP. Pochwalić należy jego regulację. Zazwyczaj odpowiada za to jeden przełącznik, które steruje jednocześnie otwieraniem szyberdachu i zasłony. Tutaj mamy od tego dwa osobne suwaki. To taka mała rzecz, a cieszy.
Czytaj też: Test Dacia Sandero – nowe i tanie auto z salonu nie musi być złe
Toyota RAV4 nie prosi, ona krzyczy, wręcz się drze o wymianę systemu multimedialnego!
Jak nowocześnie wyposażonym, wygodnym i bardzo dobrze wykonany autem nie byłaby toyota RAV4, tak system multimedialny to jeden wielki skansen. Ok, jest Android Auto i Apple CarPlay. Przewodowo, ale są i działają bez zarzutów. Ale poza tym…
Ekran zajmuje bardzo dużo miejsca. Nie dlatego, że jest bardzo duży, ale dlatego, że otaczają go ogromne ramki z fizycznymi przyciskami. Wszystkie grafiki prezentowane na ekranie głównym, jak i ekranie kierowcy, to naprawdę bez żartów poziom pierwszej generacji Sony PlayStation. Menu jest brzydkie jak noc, ale na szczęście w miarę czytelnie i działające całkiem sprawnie. Choć czytelność niektórych elementów nie jest najlepsza. Dla przykładu próba zrozumienia wykresów średniego zużycia paliwa to naprawdę wyższa matematyka.
Część ustawień auta, głównie tych dotyczących np. systemów bezpieczeństwa jak asystent pasa, można ustawić tylko na ekranie kierowcy za pomocą przycisków na kierownicy. Tutaj jest średnio intuicyjnie, bo graficznie jest słabo, ekran jest mały, więc wiele oznaczeń jest niezrozumiałych. Dodatkowo, żeby coś włączyć, raz trzeba guzik przytrzymać, raz go nacisnąć pojedynczo… Nie jest dobrze i Toyota musi pilnie poprawić interfejs swoich aut, co na szczęście powoli już robi, bo konkurencja pod tym względem wręcz znika za horyzontem.
Tak, zgadzam się. Jestem gorącą orędowniczką wykorzystywania pasażera przy każdej nadarzającej się okazji, więc to, że nie mogłam posługiwać się Arkiem i skupić wyłącznie na jeździe, nie podobało mi się. Przyznaję uczciwie, że ogarnięcie tego, co uruchamiam/wyłączam na kierownicy, przyciskami obok kierownicy, bądź za pośrednictwem wyświetlacza nie jest trudne, to mimo wszystko jest duże pole do poprawy w tej kwestii.
Testowany egzemplarz był wyposażony w system kamer 360. Są użyteczne, szczególnie jak włączymy widok wirtualnych linii reagujących na skręt kierownicy, ale jakość obrazu… powiedzmy, że pasuje do wyglądu interfejsu. Kompletnym paradoksem jest to, że mamy do dyspozycji jeszcze jedną kamerę, która pokazuje obraz na lusterku wstecznym. Wystarczy przełączyć przełącznik na dole lusterka. Paradoks polega na tym, że jakość obrazu z tej kamery to kompletnie inny świat! Ogółem jak na tak duże auto, widoczność w tylnej szybie jest niezła, ale dodatkowa kamera sporo ułatwia podczas ciasnego manewrowania tyłem. Obraz wyświetlany na lusterku można regulować w sporym zakresie dotyczącym m.in. wysokości, nachylenia, czy obrotu.
W tym miejscu warto wspomnieć również o wyświetlaczu head-up. Chociaż niewielki, jest cholernie użyteczny – poza aktualną prędkością i ograniczeniem może Wam pokazywać wskazówki nawigacji, aktualnie grany utwór muzyczny lub kilka innych fajnych rzeczy, zgodnie z Waszym wyborem. Jest jasny i czytelny, a kiedy odpowiednio ustawicie sobie jego położenie, eliminujecie potrzebę odrywania wzroku od drogi.
Część technologiczną zakończmy głośnikami JBL. Cóż, nie jest to muzyczny gigant, ale dźwięk jest przyzwoitej jakości. Miłym zaskoczeniem jest to, że w przeciwieństwie do większości głośników JBL, w RAV4 nie mamy przesadzonego basu dominującego nad pozostałymi dźwiękami. Ogółem muzycznie jest może bez fajerwerków, za to czysto i bardzo przyzwoicie jakościowo… do pewnych prędkości. Nie zapominajmy, że RAV4 to kawał auta i powyżej 120 km/h opór powietrza zaczyna być dosyć mocno słyszalny we wnętrzu i robi się głośno.
Czytaj też: Test Renault Megane E-Tech EV60 – takie wnętrza aut chcemy oglądać
Systemy bezpieczeństwa zdają egzamin
Wszystkie cięgi związane z multimediami jakie RAV-ka zebrała od Arka są w pełni zasłużone, ale pozwolę sobie ten samochód nieco zrehabilitować. Zazwyczaj jeśli piszę o bezpieczeństwie, wspominam o tym, jak dany samochód wypadł w testach Euro NCAP i wymieniam funkcje wpływające na bezpieczeństwo. W przypadku tego konkretnego auta miałam pecha kilkukrotnie przekonać się o skuteczności tych systemów bezpieczeństwa w praktyce. Nie wiem, czy wpłynęła na to ponura, jesienna aura, wątpliwej jakości powietrze w Warszawie, czy zmiana czasu, ale w pewnym momencie zastanawiałam się, czy oddam ten samochód bez brania udziału w spisywaniu policyjnych protokołów.
Pierwszym elementem, który „udało mi się sprawdzić”, był system wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia. Jechałam sobie prawą stroną bardzo ruchliwej 3-pasmówki, gdy nagle pewien dżentelmen zajechał mi drogę i zaczął hamować przed samym nosem, by (jak się po chwili okazało) zatrzymać się i wypuścić ze swojego auta damę. To nic, że ruch był okrutny, to nic, że nie było gdzie się zatrzymać. Dama wysiąść musiała. Przyznaję bez bicia, gdyby system nie zadziałał, pewnie zmiotłabym z drogi dżentelmena, damę i ich francuskiego hatchbacka z 2003 roku, a później musiałabym się dodatkowo z tego faktu tłumaczyć. Dzięki refleksowi systemu bezpieczeństwa skończyło się jednak na dużej ilości emocjonalnych słów i podniesionym ciśnieniu.
Druga akcja miała miejsce tego samego dnia. Wycofywałam się na wstecznym z ciasnego parkingu. Noc, brak latarni, widoczność praktycznie zerowa. Jedynym źródłem światła były reflektory samochodu. Czy to powstrzymało pewnego pana od wyjścia spomiędzy dwóch zaparkowanych aut prosto pod mój samochód? Nie, a po co? Przecież jestem kierowcą, powinnam mieć wbudowany w głowę noktowizor, nie? Na szczęście samochód znowu zareagował sam. Usłyszałam alarm i w tym samym momencie RAV-ka zahamowała. Myślałam, że to jakiś błąd systemu, ale po chwili zobaczyłam owego pana, jak chwiejnym krokiem wyłania się z ciemności i bohatersko próbuje jednocześnie zachować pion i posuwać się do przodu. Słyszałam o kampaniach „Piłeś, nie jedź”, ale przydałoby się też coś typu: „Piłeś, nie idź”, albo nawet „Piłeś, nie wychodź z domu”.
Był to felerny dzień, przyznaję, ale na szczęście samochód w obu przypadkach uratował sytuację. Mogę więc Was zapewnić, że nawet w trudnych warunkach systemy bezpieczeństwa widzą więcej i reagują szybciej, niż kierowca. Świadomość tego, że wszystkie te systemy nie są tylko na pokaz, aby było co wymieniać w katalogu, daje człowiekowi komfort, za który warto zapłacić każde pieniądze.
Czytaj też: Test Renault Clio TCe 100 LPG – oszczędne auto na trudne czasy
Duży silnik robi różnicę
Toyota RAV-4 Plug-In Hybrid to aż 3 silniki. Z przodu mamy dwa: 4-cylindrowy silnik spalinowy o pojemności 2,5l i mocy 185 KM przy 6000 obr./min oraz jednostkę elektryczną o mocy 182 KM. Z tyłu zamontowany jest drugi silnik elektryczny o mocy 54 KM. Całość układu hybrydowego to imponujące 306 KM i przyznaję, da się to poczuć. Przyspieszenie 0-100 km/h to zaledwie 6 sekund, nieźle jak na auto o wadze ponad 2 ton! Nie tak dawno temu robiliśmy test pewnego niemieckiego elektryka, który przyspieszał do setki grubo ponad 8 sekund, a kosztował ponad 250 tys. zł. Kiedy sobie o nim przypomniałam, uśmiałam się. Wiecie dlaczego? Ano dlatego, że jeśli kogoś stać na auto za ponad 200 tys. zł, zapewne ma też swoje własne źródło ładowania. Może sobie taką RAV-kę ładować z gniazdka, na samym prądzie spokojnie przejedzie 60 km, a jeśli planuje dłuższą trasę, odpada planowanie długich przystanków na ładowanie, bo będzie korzystać z benzyny, w niewielkich ilościach w dodatku.
Jak to działa? Już tłumaczę. Jeśli macie naładowaną „baterię” i chcecie jechać na samym prądzie, służy do tego tryb EV. Aktywujecie go jednym przyciskiem i nie słyszycie silnika spalinowego dopóki „bateria” się nie rozładuje. Spalacie wtedy 0 l/100 km. Jeśli akumulator jest rozładowany, samochód będzie działał jak standardowa hybryda – energię odzyskiwaną z hamowania wykorzysta przy ruszaniu i jeździe z małymi prędkościami. W takim trybie spali Wam ok. 5,5-6 l/100 km w mieście, w zależności od natężenia ruchu (nie liczę niebotycznych zatorów spowodowanych wypadkami), a w trasie będzie to ok. 5,5 l/100 km dla dróg krajowych i 7,3 l/100 km dla ekspresówek. Jeśli macie naładowany akumulator i oddajecie autu kontrolę nad tym, z jakiego silnika w danym momencie korzysta, będzie opierał się na układzie elektrycznym tak często jak to możliwe. Spalanie w takim trybie wyniosło w mieście ok. 1,5 l/100 km.
Będę jednak obstawać przy swoim – hybrydę plug-in w pełni wykorzystają osoby posiadające własne źródło ładowania lub najbardziej wytrwali. Nie naładujecie tego prądem stałym, co w praktyce oznacza, że akumulator o pojemności 18,1 kWh będziecie ładować godzinami (ponad 7 h ze zwykłego gniazdka) i o ile zostawienie auta podpiętego do gniazdka na noc nie będzie problemem, o tyle osoby, które muszą polegać na publicznych stacjach ładowania, zachwycone raczej nie będą. Dla nich polecam standardowe hybrydy.
Czytaj też: Toyota Aygo X – śmiałam się z niej przed testem. Po teście nie chciałam wysiadać
2 tony RAV4 prowadzą się zaskakująco dobrze
Rav4 jest autem szybkim i prowadzi się świetnie, o ile zachowacie w pamięci, ze nie jest to sportowy sedan, a ponad 2-tonowy SUV. Nie oczekujcie więc ostrego jak brzytwa układu kierowniczego, czy przyczepności zachęcającej do sprawdzania granic możliwości tego auta. Nie, tego nie dostaniecie. Dostaniecie natomiast auto stabilne, dobrze trzymające się drogi, pozwalające na jazdę szybką, ale nie szaleńczą. Możecie RAV-ką wjechać na żwirowaną szosę średniej jakości i pędzić nią ponad 60 km/h, możecie jechać po drodze krajowej i pokonywać zakręty nawet znacznie przekraczając prędkość i nie będziecie mieć z nią żadnych problemów. Jeśli jednak myślicie, że warto zabawiać się w kierowcę rajdowego na górskich drogach, zalecam zdrowy rozsądek. Jest to auto o takiej, a nie innej masie i konstrukcji, więc drogowym narwańcom zalecam szukanie samochodu w innym segmencie.
Chociaż RAV4 jest duża, w mieście odnajduje się bez problemu. Dzięki lekkiemu układowi kierowniczemu będziecie nią swobodnie manewrować, do tego dochodzi komfort w postaci braku hałasu. Jasne, jeśli ją porządnie przyciśniecie, silnik spalinowy da Wam znać, że jest i pracuje na prędkość, jednak w trybie miejskim, przy spokojnej jeździe, będziecie delektować się ciszą. Wspominałam wcześniej, że naładowana RAV-ka opiera się przede wszystkim na silnikach elektrycznych – cisza to dodatkowy profit tego rozwiązania.
Czytaj też: Test Ford Tourneo Connect – duże, praktyczne auto może być ładne i nowoczesne
Ceny? No tanio nie jest…
Jakie są ceny samochodów – wszyscy wiemy. Wszyscy też wiemy, dlaczego. Chcesz nowy samochód? Będzie bolało. Chcesz nowy, zelektryfikowany samochód? Będzie bardzo bolało. Chcesz czystego elektryka? Proszę, oto chusteczki, będzie czym otrzeć łzy. Jak w to wszystko wpisuje się Toyota RAV4 Plug-In Hybrid? Nie ma biedy. To znaczy lepiej, żeby nie było, bo możecie o niej zapomnieć. Chociaż bardzo dobrze wyposażona już w standardzie, w testowanym wariancie Selection kosztuje nie mniej, niż 248 900 złotych, za edycję Selection+VIP widoczna na zdjęciach – 264 900 złotych.
Czytaj też: Test Honda HR-V – wygodna, oszczędna, dobrze wyceniona
Trochę odświeżenia i Toyota RAV4 długo będzie bardzo popularna
Kilka dni w zupełności wystarcza, aby zrozumieć popularność Toyoty RAV4. Auto wygodne, oszczędne, dynamiczne, przestronne, bardzo dobrze wykonane, jak również niebrzydkie. Wymaga jednak gruntownego odświeżenia pod względem systemu multimedialnego i wnętrza. Jeśli tylko tak się stanie, RAV4 jeszcze długo powinna być częstym widokiem na polskich drogach.