Fuzja jądrowa kryje w sobie ogromny potencjał, a o jego skali najlepiej świadczy fakt, że to właśnie za jej sprawą gwiazdy produkują energię. Naukowcy od dłuższego czasu próbowali powtórzyć ten proces w kontrolowanych warunkach. Odnieśli nawet nieco sukcesów, choć nadal istniało poważne ograniczenie: nie dało się uzyskać dodatniego bilansu energetycznego netto.
Czytaj też: Czy atomówki USA są w dobrym stanie? Dostaliśmy odpowiedź na kondycję amerykańskiej triady nuklearnej
A to, krótko mówiąc, sprowadzało wszelkie starania do punktu wyjścia. Jeśli chcemy bowiem mieć źródło taniej i niskoemisyjnej energii, to wypadałoby pozyskiwać jej więcej aniżeli zużywać do opanowania całego procesu. Ta jest wykorzystywana między innymi do podgrzewania plazmy, która musi osiągnąć co najmniej 150 milionów stopni Celsjusza.
Czym w ogóle jest fuzja jądrowa? Ma ona miejsce, gdy dwa lub więcej atomów łączą się w jeden większy. Towarzyszy temu emisja ogromnych ilości energii rozchodzącej się w postaci ciepła. Istotną różnicą względem energii jądrowej jest to, że w tym przypadku nie dochodzi do powstawania niebezpiecznych i długotrwałych odpadów radioaktywnych.
Fuzja jądrowa wymaga temperatur wynoszących co najmniej 150 milionów stopni Celsjusza
Wysoce rozgrzana plazma musi być kontrolowana tak, aby nie uszkodziła ścian reaktora. Najważniejszy jest jednak fakt, że nareszcie naukowcy byli w stanie wyprodukować więcej energii aniżeli zużyć do przeprowadzenia całej reakcji. Dodatni bilans nie jest może szczególnie imponujący, bo energii wystarczyłoby – jak wyjaśniają eksperci – do zagotowania mniej więcej 10 czajników wody. Ale od czegoś trzeba zacząć, nieprawdaż?
Czytaj też: Fuzja termojądrowa z nieprzewidzianym przebiegiem. Jak go wyjaśnić?
Jeremy Chittenden z Imperial College London oraz Tony Roulstone z Uniwersytetu w Cambridge dodają, iż naukowcy powinni skupić się teraz na zwiększeniu skali, w jakiej działają ich reaktory. Istotne będzie również obniżenie kosztów, tak aby mieć nie tylko wydajne, ale i tanie źródło energii. Uzyskanie dodatniego bilansu netto jest bowiem dopiero pierwszym (choć bardzo poważnym) krokiem w stronę rewolucji, o jakiej marzył świat nauki.