Kiedy teraz wchodzę na Netfliksa, od razu ciśnie mi się na usta boomerskie „to już nie to, co było kiedyś”
Zatrważająca ilość treści na platformie może i daje ogromny wybór, ale w rzeczywistości przez większość czasu zwyczajnie nie mam co oglądać, gównie z powodu drastycznego pogorszenia jakości produkcji wychodzących w ostatnich latach. Po obejrzeniu “Wednesday” doszłam nawet do wniosku, że to chyba najlepsze, co w serwisie pojawiło się od dawna. Co miesiąc sprawdzam listę planowanych premier, oglądam zwiastuny i… nie bardzo chce mi się oglądać cokolwiek. Zwykle trafia się jeden, może dwa seriale czy filmy i to wszystko.
Czytaj też: Czasem warto dać umrzeć. Microsoft wciąż trzyma Skype‘a pod respiratorem, chociaż nikt go już nie potrzebuje
Ten rok pokazał dobitnie, że w swoich odczuciach nie jestem odosobniona. W I kwartale, po raz pierwszy od dekady, Netflix był na minusie, a kolejne miesiące wcale nie poprawiły sytuacji. W II kwartale odeszło prawie milion subskrybentów i choć obecnie sytuacja się nieco unormowała, to możliwe, że nowy rok przyniesie kolejne spadki. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, a że serwis nie dzieli się informacjami o powodach odejścia swoich użytkowników, może tu tylko snuć spekulacje. Sama stawiałabym właśnie na pogorszenie jakości, bo Netflix wyraźnie stawia na ilość. Seriale i filmy są schematyczne, powtarzalne, a często zwyczajnie kiepskie. Do tego dodajmy wciąż podejmowane próby ograniczenia współdzielenia kont i inflację, która wymusza na nas wprowadzanie oszczędności. Netflix nie jest też tani, bo plan podstawowy w Polsce kosztuje 29 zł i może korzystać z niego tylko jedna osoba, podczas gdy w podobnej cenie u konkurencji możemy dzielić się dostępem z kilkoma członkami rodziny.
Netflix głupi nie jest i zdaje sobie sprawę z problemów, ale najwyraźniej skupia się tylko na tym ostatnim, czyli na cenie
Remedium na kłopoty miał być właśnie nowy plan z reklamami, czyli opcja tańsza, ale wymagająca od widza oglądania reklam przed i w trakcie seansu. Na każdą godzinę przypada około 5 minut reklam, co w porównaniu z klasyczną telewizją nie wypada aż tak źle. Do tego dodajmy, że w takich krajach jak Stany Zjednoczone czy Niemcy różnica w miesięcznych opłatach pomiędzy planem z reklamami a tym podstawowym wynosi około 30-40%.
Miało być dobrze, a wyszło… No właśnie, jak? Od razu podkreślę, że serwis nie podzielił się żadnymi statystykami, choć w rozmowie z Forbesem, rzecznik Netfliksa powiedział:
Chociaż jest jeszcze bardzo wcześnie, jesteśmy zadowoleni z pomyślnego uruchomienia i zaangażowania członków w plan Basic with Ads, a także z chęci współpracy ze strony reklamodawców od samego początku
Serwis Digiday postanowił jednak sprawdzić to w inny sposób i skontaktował się z pięcioma agencjami reklamowymi, które mają umowy z Netfliksem. Z tego, czego się dowiedzieli, wynika, że platforma dała reklamodawcom pewne gwarancje, których nie udało jej się dotrzymać. Z raportu dowiadujemy się, że zawarte przez platformę umowy działają na zasadzie płatności przy odbiorze, czyli Netflix dostaje pieniądze tylko za te reklamy, które zostały subskrybentom wyświetlone. Natomiast na koniec każdego kwartału niewykorzystane pieniądze mają być zwracane agencji. To zupełnie inaczej niż w tradycyjnej telewizji, gdzie opłata pobierana jest z góry przy zapewnieniu odpowiedniego poziomu oglądalności. Dyrektorzy agencji, z którymi rozmawiał Digday stwierdzili, że w niektórych przypadkach osiągnięto tylko 80% oczekiwanej oglądalności, a część reklamodawców nadal nie otrzymała od Netfliksa zwrotu pieniędzy.
Czytaj też: Opera wprowadza funkcję ulepszania filmów i zdjęć w przeglądarce. Jak działa Lucid Mode?
Nie jest więc zbyt różowo, ale z drugiej strony, plan z reklamami został uruchomiony dopiero na początku listopada, więc tak szybkie wieszczenie klapy nie ma jeszcze sensu. Dodatkowo nowość trafiła do zaledwie 12 krajów, a dopiero w przyszłym roku ma pojawić się globalnie. Wówczas może wszystko się zmienić, zwłaszcza że sytuacja gospodarcza i szalejąca inflacja zapewne jeszcze nie raz zmuszą nas do szukania oszczędności. Dla tych, którzy jednak nie chcą rozstawać się z Netfliksem, taka tańsza opcja może być ostatnią deską ratunku.