Nie ma wątpliwości co do tego, że ekrany wykonane w technologii OLED (czyli takiej, gdzie każdy piksel jest podświetlany indywidualną diodą) to znakomite panele, cechujące się „prawdziwą czernią”, a co za tym idzie świetnym kontrastem, a także rewelacyjnym odwzorowaniem barw. Jednak tego typu ekrany – nie licząc może absolutnie najdroższych konstrukcji – mają pewne ograniczenia, których nie ma technologia miniLED. MiniLED nie wykorzystuje co prawda indywidualnych diod do podświetlania pikseli, ale ma od tysiąca do kilku tysięcy stref podświetlenia, co pozwala w dużej mierze osiągnąć zbliżony poziom czerni i kontrastu, a jednocześnie uniknąć niedostatków, które sprawiają, że OLED nie dla każdego będzie najlepszym wyborem.
MiniLED czy OLED – jaki telewizor wybrać?
Pierwszą sytuacją, w której miniLED definitywnie będzie lepszym wyborem niż telewizor z matrycą OLED, jest… jasny salon. Bądź takie umiejscowienie telewizora w pomieszczeniu, gdy pada na niego dużo światła, czy to naturalnego, czy sztucznego. Ekrany OLED cechuje bowiem bardzo wysoka odblaskowość. Na palcach jednej ręki można policzyć telewizory na rynku, które mają matryce OLED i jednocześnie nie odbijają światła niczym lustra. Ponadto OLED mimo całej swojej wspaniałości ma relatywnie niską jasność, więc nie powalczymy z odbiciami podnosząc poziom podświetlenia. Innymi słowy, jeśli powiesimy OLED-a w jasno oświetlonym salonie, to jest spora szansa, że w ciągu dnia zamiast odcinka ulubionego serialu będziemy oglądać… własne odbicie.
MiniLED-y zazwyczaj tego problemu nie mają. W telewizorach takich jak TCL serii C93 czy C83 odblaski na panelu są ograniczone do minimum, a poziomy jasności mogą być ponad dwukrotnie wyższe niż w najlepszych panelach OLED. To zaś oznacza, że w jasnym pomieszczeniu wszystko będzie widać jak na dłoni, a jednocześnie w przypadku matrycy miniLED nie musimy się obawiać, iż korzystanie z wysokich poziomów jasności poskutkuje degradacją matrycy. Co prowadzi nas do drugiego powodu.
Wytrzymałość miniLED przewyższa OLED
Z pewnością każdy słyszał o zjawisku „wypalania” matrycy OLED, kiedy to na skutek degradacji poszczególnych diod podświetlających piksele lub też problemu z „odświeżeniem” pikseli na ekranie zostają albo tzw. „powidoki” po ostatnio oglądanej treści, albo permanentne wypalenie konkretnego elementu – np. paska ulubionej stacji informacyjnej.
Na przestrzeni ostatnich lat producenci telewizorów i wytwórcy matryc opanowali to zjawisko w znaczącym stopniu, jednak nadal trzeba mieć świadomość jego istnienia i zwracać uwagę na pewne kwestie. Jedną z nich jest nieużywanie wysokich poziomów jasności przez cały czas, bo właśnie wtedy ryzyko wypalenia jest najwyższe. Jeśli więc powiesimy telewizor OLED w jasnym pomieszczeniu, to nie dość, że czeka nas ciągła walka z odblaskami, to jeszcze walcząc z nimi ryzykujemy permanentne uszkodzenie drogiego gadżetu.
W ekranach miniLED zjawisko wypalania praktycznie nie występuje, więc jeśli zależy nam na jak najdłuższym wykorzystaniu zakupionego telewizora, OLED wypada zdecydowanie gorzej.
OLED czy miniLED? Ten drugi oferuje lepszy stosunek ceny do jakości
Matryce OLED znajdziemy dziś nawet w telewizorach kosztujących mniej niż 5000 zł, ale trzeba pamiętać, że OLED OLED-owi nierówny i aby kupić telewizor z taką matrycą, który jednocześnie zaoferuje wysoki poziom jasności, dobrą powłokę antyrefleksyjną i dodatkowe funkcje, trzeba zwykle przygotować pięciocyfrową kwotę.
Telewizory miniLED również nie należą do najtańszych, oczywiście, ale patrząc na ich stosunek ceny do jakości, trudno odmówić im wyższości. Telewizory takie jak TCL serii C93 czy C83 kosztują mniej od swoich OLED-owych odpowiedników (zwłaszcza gdy mówimy o największych przekątnych ekranu), a zwykle oferują od nich więcej możliwości, bo matryca nie stanowi aż tak ogromnej części ich całościowej ceny zakupu. Co więcej, same w sobie matryce miniLED mają przewagę nad OLED-em w jeszcze jednym zakresie – częstotliwości odświeżania. Telewizory OLED (przynajmniej te w cenach, które możemy nazwać racjonalnymi) występują odmianach z odświeżaniem co najwyżej 120 Hz przy rozdzielczości 4K. Oczywiście jest to wystarczający parametr dla konsol obecnej generacji, które nie są w stanie wysłać sygnału wyższej jakości, ale przecież telewizor kupujemy na lata. Według wszelkiego prawdopodobieństwa ten sam telewizor będzie nam służył zarówno dziś, z PS5 czy Xboksem Series X, jak i za kilka lat, gdy konsole doczekają się nowszych, potężniejszych odmian.
Telewizory TCL już dziś oferują matryce 4K 144 Hz, co przede wszystkim czyni je odpowiednio „odpornymi na przyszłość”. A nawet dziś można wykorzystać pełny potencjał matrycy, jeśli tylko podłączymy do telewizora komputer stacjonarny wyposażony w najnowsze GPU od Nvidii czy AMD. Ba, nie zapominajmy także o graniu w chmurze, które z całą pewnością w nieodległej przyszłości zacznie wykorzystywać moc obliczeniową nowych kart graficznych, a co za tym idzie, będzie w stanie nam zaoferować obrazek o płynności 120 czy nawet 144 Hz. To tylko kwestia czasu, a patrząc na to, jak ogromną inwestycją jest zakup nowego telewizora, lepiej od razu wybrać ten, który zwyczajnie lepiej się zestarzeje.
Patrząc na możliwości TCL C935 trudno zresztą mówić o „starzeniu się”
Topowy telewizor w ofercie marki – występujący w rozmiarach 65” i 75” – jest odczuwalnie tańszy od podobnych rozwiązań konkurencji, a oferuje nie tylko wszystko, czego potrzebujemy już dziś, ale też zapas możliwości na jutro.
Jego wyświetlacz wykonany jest w technologii TCL miniLED OD5, ze zwiększoną liczbą stref podświetlenia oraz obsługą standardu 4K HDR Premium 2000. Technologia OD5 to też bliższa odległość między podświetleniem a wyświetlaczem (5 mm), która sprawia, że obraz wygląda niczym naklejony na telewizor, a nie wyświetlany za kawałkiem szkła. Ograniczyła ona też do minimum zjawisko „bloomingu”, czyli jasnej poświaty dookoła elementów wyświetlanych na czarnym tle, dość powszechnej w ekranach miniLED. Tutaj to zjawisko zostało zredukowane tak bardzo, jak to tylko możliwe.
Centrum sterowania tym multimedialnym kombajnem stanowi też nowy system Google TV – w wielu telewizorach z tej półki cenowej wciąż znajdziemy starszy i wygaszany już Android TV. TCL 935 jest też gotowy na konsole zarówno obecnej, jak i następnej generacji. Oferuje częstotliwość odświeżania 144 Hz, złącza HDMI 2.1, a także funkcję VRR, automatycznie dopasowującą częstotliwość odświeżania ekranu do liczby klatek na sekundę renderowanych przez konsolę, by zapewnić idealnie płynną rozrywkę. A skoro o płynności mowa, to na pokładzie znajdziemy również funkcję Motion Clarity, gwarantującą płynność obrazu podczas oglądania treści z nieidealnych źródeł, np. linearnej telewizji czy też starszych produkcji w serwisach VOD. Oczywiście mamy też możliwość wyłączyć wszelkie upłynnienia i cieszyć się odbiorem filmu i serialu takim, jakim stworzyli go jego twórcy, choć upłynnienie obrazu może się też spodobać fanom sportowych rozgrywek – zarówno podczas tegorocznego Mundialu w Katarze, jak i podczas przyszłych zmagań, nie tylko piłkarskich.
Do tego kupując telewizor TCL 935 nie musimy się martwić o rozbudowanie go o dodatkowy zestaw audio, a na pewno nie trzeba tego robić od razu. Znajdziemy tu wszakże system dźwiękowy ONKYO w standardzie 2.1.2, z ukrytym z tyłu obudowy wooferem oraz dwoma głośnikami skierowanymi do góry, symulującymi audio w standardzie Dolby Atmos. Wszystko to zamknięte w eleganckiej obudowie ze smukłymi ramkami i metalową podstawką o uniwersalnym wzornictwie. Kupując taki telewizor dziś możemy mieć pewność, że będzie on wyglądał „na miejscu” nie tylko dziś, ale także za kilka lat.
Telewizor TCL 935 można kupić w sieci sklepów Media Expert. W chwili pisania tego tekstu urządzenie dostępne jest w promocyjnych cenach:
*Materiał powstał we współpracy z marką TCL