Oppo idzie w ślady Samsunga. Wizualne zmiany w Find N2 są kosmetyczne
Oppo Find N2 nieco łatwiej odróżnić od poprzednika niż Galaxy Z Fold4, ale i tak zmiany są bardzo kosmetyczne. Najbardziej zmieniła się wyspa aparatów. Mamy tu nieco inne ułożenie obiektywów, pojawił się napis Hasselblad, a sama wyspa mam wrażenie, że wystaje nieco mocniej i wyraźniej odznacza się od obudowy. Ma to swoją wadę, wokół niej lubi się zbierać kurz.
Drugą istotną zmianą jest matowe wykończenie na tylnym panelu, krawędziach oraz grzbiecie. Nie jest to identyczna faktura. Grzbiet jest gładki i jednolity, za to tył w mocniejszym świetle połyskuje jakby był obsypany brokatem. Niemniej postawienie na mat to bardzo dobre posunięcie. Nieco dyskusyjna może być za to zmiana wykończenia krawędzi, które teraz są one ścięte na rogach. Dzięki temu optycznie wydają się znacznie cieńsze niż w przypadku poprzednika (oficjalnie to 0,6 mm różnicy), ale sprawiają wrażenie nieco ostrych, przez co cała konstrukcja trochę straciła urok kompaktowej mydelniczki. Duży plus za to należy się za znaczne odchudzenie konstrukcji z 275 do 237 gramów.
Tym, czego na pierwszy rzut oka nie zobaczymy, jest większy ekran zewnętrzny. Urósł z 5,49 do 5,54 cala. Różnica jest tak subtelna, jak w nowym Foldzie i bez linijki jej nie zauważymy.
Nieco bardziej widoczna jest zmiana w zawiasie. Jest sztywniejszy niż w poprzedniku i można go zatrzymać dowolnie w zakresie ok 45-160 stopni. Delikatnie chybotanie obu połówek niezależnie od siebie da się odczuć, ale jest to tak delikatne ruch, że dosłownie czuć go pod palcami, ale nie widać. Ogółem zawias jest wykonany wzorowo, ale obudowa dalej nie jest wodoszczelna.
Czytaj też: Test płyty głównej Asus ROG Strix B650-A Gaming WiFi
Miejsce zgięcia ekranu jest jakby bardziej widoczne
Tym, co mocno wyróżniało Oppo Find N na tle składanej konkurencji było bardzo dobrze zamaskowane miejsce zgięcia ekranu. Nawet jak się to miejsce oglądało pod różnymi kątami, sprawiało wrażenie niemal idealnie płaskiego. Samo zgięcie było ledwie wyczuwalne pod palcem. No i coś się zepsuło.
Na tle konkurencji nadal jest słabo widoczne, ale tym razem dużo łatwiej można je dostrzec niż u poprzednika. Szkoda, że pod tym względem Oppo robi krok w tył, bo dla wielu osób była to jedna z głównych zalet pierwszego Find N.
Sam ekran jest za to bardzo dobrej jakości. Nie powiedziałbym, że aż tak dobry, jak w Galaxy Z Fold4 jeśli chodzi o jakość obrazu, czy wyświetlanie kolorów, ale to ciągle topowa półka. Jest czytelny w każdych warunkach, bardzo kolorowy, z perfekcyjną czernią. Na ekranie naklejona jest folia, która sięga niemal samych ramek. Ramki wystają ponad powierzchnię wyświetlacza w podobnym stopniu jak w składanych Samsungach, ale podobnie jak w poprzedniku, nie ma na nich żadnych gumowych zderzaków. Więc zamknięcie klapki jest dosyć głośne, a samo klapnięcie wydaje ciepły i satysfakcjonujący dźwięk.
Czytaj też: Test BMW X5 xDrive45e – radość z luksusu
Oppo chce wykorzystywać składany ekran i robi to całkiem nieźle
Oppo idzie w dobrym kierunku, jeśli chodzi o wykorzystanie możliwości dużego, składanego ekranu. Mamy tu możliwość pracy na kilku oknach programów, pojawiła się bardziej dopracowana możliwość wycinania fragmentów ekranu i nanoszenia notatek. Choć tu zdecydowanie przydałby się rysik. Mimo wszystko obsługa wielu okien i robienie zrzutów ekranu jest bardzo intuicyjne i opiera się na prostych gestach.
Trochę na wzór tabletów, na dole rozłożonego ekranu, obok czterech zadokowanych ikon, pojawiają się skróty do trzech ostatnio uruchomionych programów. To wygodne rozwiązanie, choć Samsung w Foldzie4 zrobił to lepiej, bo wyświetla skróty do ostatnich aplikacji przez cały czas. W Oppo są one tylko na pulpicie, ale i tak jest to krok w dobrym kierunku.
Pozostając w temacie tabletów, Oppo stawia właśnie na tabletowe proporcje. Po rozłożeniu ekran główny jest z pozoru kwadratowy, ale tak naprawdę nieco bardziej poziomy. To kompletne przeciwieństwo Galaxy Z Fold4. Ma to swoje zalety, bo gry czy filmy od razu są dostępne w panoramicznym widoku. W Samsungu ekran trzeba obrócić. Wadą takiego rozwiązania w Oppo jest wg mnie balansująca na granicy wygody szerokość obudowy. Osoby o mniejszych dłoniach mogą mieć problemy z wygodnym pisaniem na klawiaturze ekranowej.
W Oppo Find N2 pojawiła się opcja pracy w trybie miniaturowego laptopa, czyli z ekranem otwartym np. do 90 stopni. Niestety na temat tej funkcji mogą powiedzieć tylko tyle, że jest. Kompatybilne z tym trybem są tylko chińskie aplikacje oraz aparat. Na podstawie samouczka mogę Wam powiedzieć, że po podzieleniu ekranu na dolnej części mamy coś w rodzaju touchpada obsługującego różne gesty.
Na wzór Galaxy Folda nieco zmieniony został interfejs aparatu. Możemy ustawić wygodny podgląd kadru na zewnętrznym ekranie albo wyświetlać na podzielonym wyświetlaczu głównym galerię oraz interfejs aparatu. Plus należy się za możliwość przeniesienia całego interfejsu aparatu na ekran zewnętrzny, podczas jednoczesnego korzystania z aparatu głównego.
Tym, co nie przydało mi do gustu, jest połączenie interfejsu ekranu głównego i zewnętrznego. W Galaxy Z Fold 4 (i poprzedniku) ustawiamy niezależnie od siebie ikony i widżety na ekranie głównym i zewnętrznym. W Oppo Find N2 są one ze sobą połączone. Weźmy prosty przykład. Ustawiamy ikony aplikacji w dwóch kolumnach, przy lewej i prawej krawędzi ekranu głównego. Na ekranie zewnętrznym lewe ikony będą faktycznie przy lewej krawędzi, a prawe przy prawej, ale dopiero po przesunięciu ekranu na drugi pulpit. Jeśli ten sam zabieg zrobimy na wyświetlaczu zewnętrznym i ustawimy ikony przy krawędziach, na głównym będziemy mieć jedną kolumnę z lewej, a drugą na środku ekranu. To trochę ogranicza możliwości personalizacji.
Czytaj też: Test Xiaomi 12 Lite – średniak jakich wiele, czy smartfonowa perełka?
Oppo Find N2 w Polsce, czyli co działa, a co nie działa oraz dlaczego Oppo nie chce go w Europie?
Azjatycki i europejski użytkowników smartfonów to zupełnie dwa różne… gatunki. Producenci urządzeń wielokrotnie mi powtarzali, że w Europie wszystko musi być proste i dopracowane. Europejczycy nie lubią skomplikowanych interfejsów, preinstalownych aplikacji musi być jak najmniej, a te instalowane mają działać jak najlepiej. Azjaci to zupełne przeciwieństwo. Im bardziej skomplikowany interfejs, tym lepiej i ogółem ilość ponad jakość. To właśnie z tego powodu Oppo nie chce wprowadzać Find N2 do Europy. Winne są nietypowe proporcje ekranu głównego.
Twórcy aplikacji dostosowują swoje programy do składanych ekranów, ale o proporcjach tego najpopularniejszego, czyli Samsunga Galaxy Z Fold. Proporcje w Oppo są zupełnie inne, a co za tym idzie aplikacje są wyświetlane inaczej. Tam, gdzie się da, mamy widok tabletowy. Choćby w przeglądarce internetowej. Tam, gdzie się nie da, wymuszany jest tryb pełnoekranowy i tak choćby Instagram jest rozciągnięty. Rozciągnięty, ale nie zniekształcony. Proporcje nieco zmieniają się po obróceniu ekranu, ale to nadal nie jest dopasowanie, jakie znamy z Folda. Tak zmienia się wówczas wygląd programów na ekranie Find N2:
Dodatkowo smartfon sugeruje nam rozwiązanie, co należy zrobić, jeśli jakiś program wyświetla się nieprawidłowo. Jak stereotypowy weteran-informatyk poleca nam wyłączyć i włączyć aplikację. W Azji użytkownicy nie mają z tym problemu, w Europie byłoby z tego powodu duże zamieszanie.
Jeśli ktoś chciałby kupić Oppo Find N2 w Chinach, co nie jest przecież trudne, nie będzie miał problemów z działaniem w Polsce. Smartfon obsługuje dostępne w Polsce częstotliwości sieci 5G, w tym nietypowe 2600 MHz Plusa. Sieć komórkowa działa wzorowo. Find N2 nie ma za to zainstalowanych usług Google. Co ważne, nie ma, bo nie są wgrane, a nie nie ma, bo nie ma do nich dostępu. Wystarczy pobrać stosowne aplikacje, a cała instalacja nie powinna nam zająć więcej niż kilka minut. Działają mapy, synchronizacja kont, danych, kopie zapasowe, jest Sklep Play. Nie udało mi się niestety sprawdzić działania Android Auto, choć samą aplikację bez problemu można zainstalować.
Przeszkodą może być dla niektórych brak polskiego języka. Nie udało mi się znaleźć opcji dogrania polskiej paczki językowej, ale niewykluczone, że z czasem się to zmieni. Na starcie czeka nas też wyczyszczenie pamięci z fabrycznie zainstalowanych aplikacji, a tych na starcie mamy kilkadziesiąt i naprawdę pojęcia nie mam, do czego służą. Na szczęście można je dowolnie usuwać.
Nieco dziwną rzeczą, choć rozumiem zamysł, jest zmieniająca się klawiatura. Na starcie warto zainstalować np. Gboard z polską autokorektą, działa jak w dowolnym innym smartfonie z Andriodem. Ale za każdym razem, kiedy musimy wpisać jakieś hasło, klawiatura zmieni się na specjalnie szyfrowane rozwiązanie Oppo. Ma ona charakterystyczny czarny motyw i sama się uruchamia w momencie wybrania pola wpisywania hasła. To ciekawe rozwiązanie, ale na początku trochę dezorientuje, bo nie do końca wiadomo, o co w tym chodzi.
Czytaj też: Test Panasonic LX940 – ulubieniec rodziny
Szybkie spojrzenie na aparat i akumulator
Oppo Find N2 dostał usprawniony zestaw aparatów względem poprzednika. Aparat główny o rozdzielczości 50 Mpix został bez zmian (1/1.56″, 24mm, F1.8). Aparat z teleobiektywem ma wyższą rozdzielczość – 32 zamiast 13 Mpix, większą matrycę 1/2.74″ zamiast 1/3.4″ i jaśniejszą przysłonę F/2.0 zamiast F/2.4. Podobnie zmiany zaszły w aparacie ultraszerokokątnym – 48 zamiast 16 Mpix i 1/2″ zamiast 1/3.09″. Do tego doszła kalibracja kolorów marki Hasselblad oraz procesor przetwarzania obrazu MariSilicon X.
Efekty zmian widać, bo jakość zdjęć wyraźnie poprawiła się względem poprzednika:
Akumulator Oppo Find N2 w ciągu ostatniego roku urósł o 20 mAh, z 4500 do 4520 mAh. Wyraźnie poprawiła się prędkość ładowania z 33 W do 67 W, za to zniknęła możliwość ładowania bezprzewodowego. Można powiedzieć, że coś za coś. Czas pracy wygląda bardzo dobrze. Akumulator bez problemu wystarcza na pełny dzień pracy. Przy normalnym użytkowaniu wieczorem zostawało mi jeszcze ok 30% energii, więc tak samo, jak w klasycznych smartfonach.
Rozładowanie akumulatora w pół dnia wymaga sporo wysiłku i musielibyśmy go katować wymagającymi grami, aby było to możliwe. Czas ładowania jest porównywalny z deklaracjami Oppo i energię do pełna uzupełnimy w niecałe 45 minut.
Czytaj też: Test Keychron V1 – mechaniczna klawiatura, której potrzebowałem
Brak odwagi (pieniędzy?) chińskich producentów smartfonów skazuje nas na Samsunga
Choć rozumiemy obawy Oppo, tak uważam, że firma powinna nawet w ograniczonej liczbie egzemplarzy wprowadzić Find N2 na rynek europejski. Pozwoliłoby to sprawdzić, czy faktycznie Europejczycy będą narzekać na nie zawsze idealnie działające, ale mimo wszystko stabilne oprogramowanie. Raczej nie zabraknie osób, które pewnie przymknęłyby oko na to, że jakaś aplikacji ma nieco bardziej rozciągnięty interfejs.
Oppo nie jest jedynym producentem, który nie chce wychodzić poza Chiny ze swoimi składanymi smartfonami (a przynajmniej z ich częścią). Podobnie robi Xiaomi czy vivo. Być może to nie tylko kwestia odwagi, ale też finansów. Coś czuję, że póki żaden z obecnych graczy nie będzie dysponować odpowiednim zapleczem finansowym jak Huawei, może nie zaryzykować wejścia do Europy ze smartfonem, który niekoniecznie może odnieść duży sukces. Szkoda, bo bez takich ruchów dominacja Samsunga na rynku szybko się nie skończy. Zarówno jeśli chodzi o smartfony składane, jak i klasyczne.
Wracając do Oppo Find N2 – mamy tu subtelną ewolucję, idącą głównie w dobrym kierunku. Nieco zmieniona obudowa, poprawione aparaty, szybsze ładowanie oraz odchudzona konstrukcja. Smartfon waży teraz 237 zamiast 275 gramów, a to ogromna różnica. Bez zmian pozostały ciekawe proporcje ekranów. Zewnętrzny jest na tyle szeroki, że można z niego wygodnie korzystać jak z normalnego smartfonu, a główny daje namiastkę korzystania z tabletu. Na minus jest brak bezprzewodowego ładowania.
Oppo Find N2 to bardzo ciekawy smartfon i zostaje nam trzymać kciuki, żeby w Oppo znaleźli sposób na dostosowanie oprogramowania do europejskich wymagań lub… więcej odwagi.