Chociaż w wyniku zmian własnościowych w najnowszym aparacie nie znajdziemy już znajomej nazwy, to nie ma tu żadnej rewolucji – OM-5 jest kontynuatorem koncepcji wzorniczych oraz technicznych i w innych okolicznościach nazywałby się po prostu OM-D E-M5 mark IV.
Parametry
Matryca | 17,3 x 13 mm (4/3) Live-MOS, 4:3, pełna rozdzielczość 21,4 Mpix ultradźwiękowy mechanizm czyszczenia matrycy (SSWF) |
---|---|
Procesor obrazu | TruePic IX |
Format zapisu | – zdjęcia: RAW: 12-bit, JPEG (2 poziomy kompresji), 3D: MPO – filmy: MOV: AVC/H.264 |
Zakres ISO | Auto, 200-25600 w skoku co 1/3 lub 1 EV, |
Migawka | – szczelinowa sterowana elektronicznie: 60 s – 1/8000 s, B – elektroniczna 60 s – 1/32000 s, B skok ustawień co 1/2, 1/3 lub 1 EV, |
Bagnet | m4/3, crop x 2 |
Stabilizacja obrazu | 5-osiowa stabilizacja matrycy IBIS ~6,5 EV, do ~7,5 EV IBIS + OIS. |
Ogniskowanie | Hybrydowy CAF/PDAF, piksele detekcji fazy wbudowane w matrycę – 121 punktów – Tryby AF: pojedynczy, ciągły, śledzenie celu, manualny, stacking, Starry Sky AF – obszary AF: wszystkie punkty, jeden punkt normalny, jeden punkt mały, grupa (5, 9, 25 punktów) – wykrywanie twarzy, wykrywanie oka, wykrywanie zwierząt, wykrywanie samochodów i motocykli – asysta AF: wbudowana dioda LED |
Pomiar światła | 384-strefowy TTL Tryby pomiaru: – matrycowy – centralnie ważony uśredniony – punktowy – punktowy z jasnym tłem – punktowy z ciemnym tłem Zakres pomiaru: od -2 do 20 EV |
Ekspozycja | – kompensacja: +/- 5.0 EV w skoku co 1/3, 1/2 lub 1 EV – bracketing: 2, 3, 5 zdjęć ze skokiem 1/3, 2/3 lub 1 EV, 7 zdjęć ze skokiem 1/3 lub 1/2 EV |
Programy | – Tryby: program automatyczny, priorytet migawki, priorytet przysłony, tryb ręczny, Bulb, HDR, film – Filtry artystyczne: Pop Art, Zmiękczenie ostrości, Jasny i lekki kolor, Tonowanie światła, Ziarnisty film, Fotografia otworkowa, Diorama, Cross Process, Dramatyczna tonacja, Delikatna Sepia, Podkreślone krawędzie, Akwarela, Vintage, Kolorowe elementy, Bleach Bypass, Instant Film |
Zdjęcia seryjne | – Migawka mechaniczna: tryb H – 10 fps (129 plików RAW, JPEG bez limitu), tryb L – 6 fps (bez limitu) – Migawka elektroniczna: tryb H – 30 fps (18 plików RAW, 20 plików JPG), tryb L – 10 fps (138 plików RAW, JPG bez limitu) |
Lampa błyskowa | Brak wbudowanej lampy błyskowej, gorąca stopka – Synchronizacja do 1/250 s – Sterowanie: Auto, TTL Auto, Manualny, FP-TTL-AUTO, FP-MANUAL, |
Samowyzwalacz | Czas użytkownika, 12 sekund lub 2 sekundy |
Karta pamięci | 1 x SD/SDHC/SDXC UHS-II |
LCD | 3″, 3:2, 1,037 mln punktów, pokrycie ok. 100%, regulacja jasności: 7 poziomów |
Wizjer | OLED, 0,39″, 2,36 mln punktów (1024 x 768), pokrycie kadru 100%, punkt oczny ok. 27 mm, korekta dioptrii od -4 do +2 |
Komunikacja i złącza | – USB 2.0 typu micro – mikro HDMI (typu D), – wejście mikrofonu mini-jack (3,5 mm) stereo, – wyjście słuchawkowe 3,5 mm, – złącze wężyka spustowego jack 2,5 mm, – moduł Wi-Fi – Bluetooth 4.2 + BLE |
Zasilanie | Akumulator Li-Ion BLS-50, ładowanie przez USB Wydajność ok. 310 zdjęć |
Akcesoria | Pasek, ładowarka, akumulator, instrukcja |
Waga | 366 g (korpus), 414 g (korpus z baterią i kartą pamięci) |
Wymiary | 125 × 85,2 × 49,7 mm |
Dodatkowe informacje | Obsługiwane przestrzenie kolorów: sRGB, AdobeRGB. |
Konstrukcja i jakość wykonania
Korpus OM-5 wykonany jest z wysokiej jakości plastiku z elementami aluminiowymi wewnątrz. Aparat jest mały, zgrabny, z dość płytkim, ale w miarę wygodnym gripem. Na górnej ściance aparatu po lewej stronie znalazł się włącznik zasilania wraz z dwoma przyciskami: do szybkiego przełączania funkcji wyświetlacza oraz do zmiany trybów zdjęć seryjnych i samowyzwalacza. Po prawej natomiast jest pokrętło wyboru trybu pracy aparatu z przyciskiem blokady, dwa koła nastaw oraz przyciski: korekty ekspozycji, nagrywania filmu oraz (przeznaczony do obsługi kciukiem, więc nieco pochylony do tyłu, przycisk wyboru ISO). Centralną część okupuje wzorowana na pryzmacie pentagonalnym wyspa z gorącą stopką, wewnątrz kryjąca układ wizjera elektronicznego z korektą dioptrii.
Tylna ścianka to przede wszystkim duży odchylany na zawiasie w bok wyświetlacz z przegubem oraz kolejne manipulatory: przycisk blokady ekspozycji wraz z dźwignią przełączania funkcji górnych kół nastaw, wybierak krzyżakowy oraz przyciski menu, informacji oraz podglądu i kasowania zdjęć.
Na przedniej ściance aparatu znalazły się tylko dwa przyciski: po lewej stronie bagnetu obiektywu jest zwolnienie jego blokady, a po prawej stronie na dole przycisk podglądu.
Gniazdo karty pamięci (niestety tylko pojedyncze) znalazło się na prawym boku aparatu – dzięki temu nie jest blokowane po założeniu aparatu na statyw. Po lewej stronie pod gumowymi zaślepkami są natomiast złącza – mikrofonu (jack 3,5 mm), wężyka spustowego (jack 2,5 mm), micro HDMI oraz (uwaga, to nie żart, tylko vintage) micro USB. Pytanie, kto upadł na głowę, by w 2022 roku w nowym aparacie stosować muzealne złącze, pozostawię otwarte.
Jakość wykonania OM-5 nie budzi zastrzeżeń, choć w konstrukcji plastik zdecydowanie dominuje. Korpus spełnia wymagania normy IP53, zatem wszędzie są uszczelnienia, także złącze komunikacyjne na dole posiada gumową zaślepkę.
Ergonomia
OM System OM-5 mimo swoich niewielkich rozmiarów i słabo zaznaczonego uchwytu całkiem nieźle leży w dłoni, co należy przypisać dobremu profilowaniu i skromnej wadze aparatu, który waży bez obiektywu zaledwie 414 gramów. Wraz z podstawowym obiektywem M.Zuiko Pro 12-45 f/4 tworzy zestaw, który jest nie tylko niezwykle poręczny, ale też śliczny – ten aparat pod względem wizualnym to klejnot, do którego śmieją się oczy i rwą ręce.
Położenie wszystkich manipulatorów jest przemyślane – spotkałem się ze zdaniem, że zamiast dźwigni przełączającej funkcje pokręteł i przycisku AEL/AFL powinien tam znaleźć się joystick do wyboru punktu AF, lecz pozostaję sceptyczny – podobne rozwiązanie w Canonie R7 dostarczyło mi więcej irytacji, niż było to uzasadnione uzyskaną funkcjonalnością. Jednocześnie mogę zrozumieć, że użytkownikom zaawansowanym, którzy wcześniej korzystali z podobnego rozwiązania, będzie go brakowało.
Po przyzwyczajeniu się do rozkładu manipulatorów z OM-5 korzystało mi się z nich intuicyjnie i bez problemu. Oba obiektywy z zestawu testowego (wspomniany już M.Zuiko Pro 12-45 mm f/4 oraz M.Zuiko Pro 40-150 mm f/4) są nieduże, dosyć lekkie i nie przeważały nadmiernie aparatu, lecz trzeba pamiętać, że tak niewielki korpus po podpięciu naprawdę dużego szkła na pewno straci na wygodzie działania i zapewne nie obejdzie się bez dodatkowego uchwytu.
OM-5 jako sprzęt na co dzień
OM System OM-5 posiada matrycę 21,4 Mpix o proporcjach 4:3 i z cropem x2. Zestaw obiektywów, który otrzymałem do testów dzięki temu pokrył zakres ogniskowych o ekwiwalencie dla pełnej klatki od 24 mm do 300 mm – a przy tym ważył łącznie tylko 1150 gramów. OM-5 w tej konfiguracji można nosić ze sobą bez zmęczenia niemal bez ograniczeń – to świetny sprzęt na krajoznawcze wycieczki, a dzięki cropowi, także dla miłośników podglądania zwierząt.
OM-5 posiada bagnet m4/3, zatem mamy duży wybór obiektywów – Olympusa, Panasonica, Sigmy, Laowy, Samyanga, Voightlandera, Tokiny oraz całej masy coraz bardziej pomysłowych chińskich producentów tanich manualnych szkieł – a są jeszcze adaptery pozwalające korzystać choćby z lustrzankowej optyki M42, Pentaxa i bogowie wiedzą czego jeszcze. Wybierając OM-5 na pewno nie staniemy przed problemami, jakie opisywałem w recenzji Canona R7.
Oczywiście stosunkowo mała matryca m4/3 to także wady – mimo unowocześnień w porównaniu z aparatami APS-C (nawet nieco starszymi) widać nieco większy poziom szumu, trudniej też o płytką głębię ostrości i duży bokeh.
OM-5 posiada ultradźwiękowy system czyszczenia matrycy SSWF. Zabrakło niestety opcji zamykania mechanicznej migawki podczas zmiany obiektywów – w rezultacie nic nie odcina podczas tej procedury dostępu kurzowi do sensora. Testowa sztuka po przyjeździe do mnie miała go w takim stanie, że przed zrobieniem pierwszych zdjęć nie obeszło się bez czyszczenia go za pomocą IPA i lenspena. Ale żeby nie było, podczas niecałych trzech tygodni testów gruszka do czyszczenia także była w użyciu dwa razy, zatem skuteczność SSWF okazała się niemałym zawodem.
Fotografowanie OM System OM-5
Jak już wspominałem, obsługa samego aparatu i przyzwyczajenie się do klawiszologii przebiegła raczej sprawnie – OM-5 naprawdę da się lubić za obsługę. Ale nie zawsze: w przeciwieństwie do ciut starszego, ale z wyższej półki OM-1 testowy OM-5 ma wciąż stary układ menu, któremu daleko do czytelności – a już polskie menu ze względu na koszmarne skrótowce jest wg mnie kompletnie niezrozumiałe i dlatego szybko wróciłem do angielskiego.
Zarówno wizjer, jak i wyświetlacz, są czytelne i nie mają widocznych opóźnień – mimo że nie są to konstrukcje najnowsze. Natomiast odświeżanie wizjera mogłoby być szybsze – da się zauważyć delikatne migotanie. Nic strasznego, ale rzecz do poprawienia. Informacje podawane na obu są przejrzyste, są linie ułatwiające kadrowanie, histogram i zgrabna dwuczęściowa elektroniczna poziomica – oczywiście nie naraz. Wyświetlacz jest dotykowy, można za jego pomocą ustawiać ostrość lub wyzwalać migawkę, ale… nie trzeba – wcale nie jest to zbyt wygodne, a przycisków naprawdę jest dosyć, by sobie poradzić z obsługą aparatu.
Podczas wykonywania zdjęć testowych sporym zawodem okazała się praca układu AF. W teorii jest on zupełnie w porządku – wykrywanie twarzy (działa), wykrywanie oka (też działa), 121 punktów detekcji fazy i detekcja kontrastu, do tego duża elastyczność w dostosowywaniu pracy – można wskazać aktywny punkt, różnej wielkości grupy punktów, linię punktów, wszystkie punkty i tak dalej – ale jak przyszło do robienia zdjęć, to zaskakująco często AF nie tyle się nawet gubił, co w ogóle zdawał się zamyślać i nie próbował szukać ostrości.
Najgorzej radził sobie we mgle (co mogę zrozumieć), ale także dość wyrazisty zachód słońca dzień czy dwa dni później okazał się sporym wyzwaniem. W obu przypadkach warunki nie były takie złe, żeby AF nie miał o co zaczepić i prywatny a6300 nie miał większych problemów z trafianiem w cel, zatem jest to problem OM-5. Najdziwniejsze, że pojedyncze przypadki takiego zacięcia się AF zdarzyły się także w bardzo dobrych warunkach, przy silnym sztucznym świetle z fotograficznych parasolek i nie mogę wskazać żadnej sensownej przyczyny takiego zachowania się automatu – w końcu przez większą część czasu radził sobie dobrze, także ze śledzeniem wskazanego celu. Krótko mówiąc AF jest ok, ale zarówno, jeśli chodzi o szybkość, jak i dokładność daleko mu do tego, co potrafią nowsze Sony czy Canon R7. Mam nadzieję, że opisane powyższe problemy w działaniu zostaną naprawione przez aktualizację firmware’u aparatu.
Nie zdołałem niestety sprawdzić w działaniu Starry Sky AF – czyli trybu AF przeznaczonego generalnie do zdjęć astrofotgraficznych – ze względu na to, że przez ostatnie trzy tygodnie nie było ani momentu, by gwiazdy były widoczne. Jest to niewątpliwie funkcja godna uwagi, z doświadczenia bowiem wiem, że ręczne nastawienie poprawnie ostrości w takich warunkach nie należy do łatwych. Warta odnotowania jest także funkcja focus stacking, składająca kilka ujęć z lekko przesuniętym ostrym planem w celu uzyskania dużej głębi ostrości bez konieczności silnego przysłaniania obiektywu – znakomicie ułatwia to choćby zdjęcia makro.
Ponarzekałem na AF, to teraz będę chwalił IBIS, czyli stabilizację obrazu. Ta teoretycznie osiąga skuteczność do 6,5 EV, a w synchronizacji z obiektywem nawet 7,5 EV. Dołączone obiektywy nie miały OIS, ale mimo to testy praktyczne wypadły znakomicie – utrzymanie z ręki czasów rzędu pół sekundy przy ogniskowej 45 mm nie było większym problemem, a z konkretnym podparciem także i sekundę da się wytrzymać. Sprawność IBIS pozwoliła na implementację w OM-5 dwóch ciekawych trybów zdjęć: wysokiej rozdzielczości z ręki – aparat w nim wykonuje kilka ekspozycji, przesuwając matrycę o piksel za każdym razem i składając je w jeden obraz o rozdzielczości 50 Mpix – oraz Live ND, w którym aparat wzorem smartfonów symuluje działanie filtrów wydłużających ekspozycję (maksimum ND16), także składając wielokrotne ekspozycje w celu osiągnięcia pożądanego efektu.
Szybkość zdjęć seryjnych stoi na dobrym poziomie: 10 fps z migawką mechaniczną oraz 30 fps z elektroniczną – warto pamiętać o podatności tej ostatniej na powstawanie efektu rolling shutter, gdyż matryca odczytywana jest liniowo. Całkiem nieźle predysponuje to OM-5 do fotografii przyrodniczej a może i sportowej, pod warunkiem, że nie pojawią się opisywane wyżej kłopoty z pracą AF.
Dołączony do zestawu akumulator BLS-50 ma pojemność 1210 mAh i wystarcza na około 300-350 zdjęć. Podczas testów często zdarzało mi się zapomnieć wyłączyć aparatu, lecz w praktyce nie był to problem – po minucie nieaktywności OM-5 jest usypiany, a po 4 godzinach całkowicie wyłączany, niezależnie od położenia przełącznika. Ładowanie przebiega za pomocą kabla microUSB – niestety nie jest możliwe ładowanie w terenie z powerbanku i jednoczesne robienie zdjęć. Za to aparat podłączony do komputera może pracować jako webcam – bez jakichkolwiek sterowników. Wbudowane Wi-Fi pozwala też na bezprzewodowe zgrywanie zdjęć na smartfon oraz na zdalne sterowanie funkcjami aparatu.
Jakość zdjęć
Jakość obrazu z OM-5 stoi na dobrym poziomie. Wspominałem wyżej o tym, że przy wysokich ISO poziom szumów jest wyższy niż w aparatach APS-C – ale po pierwsze różnica jest mniejsza, niż się spodziewałem, po drugie algorytmy odszumiania aparatu dają użyteczne pliki jpg nawet przy wysokich czułościach; po trzecie, z plików RAW da się też wyciągnąć wiele. Tutaj daje o sobie znać struktura tegoż szumu, dość dobrze poddająca się redukcji, a którą można też wykorzystać do symulacji ziarna analogowego filmu, szczególnie po konwersji zdjęć do BW. W każdym razie po rozważeniu za i przeciw pozostawiłem włączone automatyczne ISO w zakresie od 64 do 6400 – przy czym dla Olympusa bazową czułością jest ISO 200, zatem te poniżej uzyskiwane są programowo.
Rozdzielczość 21,4 Mpix, chociaż niezbyt wielka, w praktyce jest wystarczająca. Dodać należy, że dołączany do zestawu obiektyw M.Zuiko Pro 12-45 f/4 jest narzędziem wyjątkowo udanym, jak na sprzęt, który możemy dostać z aparatem – ma bardzo użyteczny zakres ogniskowych, a choć nie powala wysoką jasnością, to nie zmienia jej w zależności od ogniskowej. Pracuje ostro od pełnego otworu zarówno w centrum jak i na peryferiach kadru, prezentuje przy tym bardzo umiarkowany poziom aberracji chromatycznej i przyjemny bokeh. W porównaniu z nim typowy obiektyw kitowy może się tylko nieśmiało zaczerwienić ze wstydu.
Dla statycznych kadrów można się wspomóc trybem wysokiej rozdzielczości – 50 Mpix z ręki lub 80 Mpix ze statywu stanowi sporą różnicę, ale jako się rzekło, nie da się tak dobrze fotografować, jeśli w kadrze występuje ruch. Stąd najlepiej się sprawdzi w szerokich kadrach krajobrazowych lub w fotografii produktowej i studyjnej. Dodać należy, że przy zdjęciach z ręki aparat dość długo przetwarza takie ujęcie.
Trudno mi bez szczegółowych pomiarów (na które nie mam warunków) ocenić dynamikę matrycy – wydaje się ona nie być znacząco gorsza od aparatów APS-C, ale to tylko subiektywne wrażenie. Nie widzę w każdym razie większych różnic przy próbach odzyskiwania przepaleń i wyciągania cieni. W OM-5 jest dobrze pracujący histogram, który ułatwi radzenie sobie w mniej oczywistych warunkach, można włączyć bracketing, jest też możliwość robienia zdjęć HDR aparatem oraz bardzo ciekawa możliwość ręcznego modyfikowania krzywej ekspozycji. W OM-5 (jak i w starszym, wyżej pozycjonowanym OM-1) wyraźnie widać, że producent postanowił czerpać z osiągnięć fotografii obliczeniowej rodem ze smartfonów i powoli przeszczepia znane stamtąd ciekawostki do swoich bezlusterkowców.
OM-5 dobrze trafia z balansem bieli i w ogóle kolorystyka zdjęć jpg jest bardzo przyjemna – lubię ich interpretację kolorów od czasu mojej dawnej przygody z lustrzanką E-520 i uważam, że Nikon, Canon, a szczególnie Sony mogliby się od Olympusa (a teraz OM Digital Solutions) niejednego w tej kwestii nauczyć. Sprawa z plikami RAW wygląda mniej jednoznacznie; Lightroom trochę chyba przesadził przygotowując profile aparatu (ale ich własny jest w miarę OK) i trzeba chwilę popracować, by się zbytnio nie rozszalał. Capture One Pro w ostatniej aktualizacji także dodał obsługę OM-5 i do ich interpretacji barw w profilu ProStandard nie mam zastrzeżeń, program jednak nie rozpoznał żadnego z dołączonych do korpusu obiektywów i nie potrafił korygować ich wad, nie korzystałem zatem z niego podczas testów.
Podsumowanie
OM System OM-5 to aparat, który wg mnie wymyka się prostej klasyfikacji. Producent pozycjonuje go jako sprzęt dla bardziej wymagających użytkowników i pod wieloma względami jest właśnie taki. Dla mnie jest to przede wszystkim malutki klejnocik, który ma swoje wady, ale potrafi sporo, ale przede wszystkim niesamowicie cieszy oczy i ręce podczas używania. OM-5 to znakomity aparat, gdy liczy się waga i poręczność – jeśli choć raz zastanawiałeś się, czy na urlop zabrać torbę z aparatem, czy też wystarczy smartfon – to OM-5 jest dla ciebie. Po całym dniu noszenia odłożenie go na półkę nie będzie powodem do westchnienia ulgi.
Nie wspomniałem w powyższej recenzji o możliwościach filmowych – nie znam się na tym, nie korzystam, więc najbardziej przydatny wydał mi się wbudowany tryb do robienia timelapse. Olympus i po nim OM System nie były zresztą postrzegane jako sprzęt filmowy, w ramach systemu m4/3 była to domena Panasonica. Ale OM-5 coś tam jednak potrafi. Jest 4K, są płaskie profile i log, więc jeśli pojawi się potrzeba by nagrać nim materiał wideo, to też da sobie radę.
Czy zatem kupiłbym dla siebie OM-5? Jestem, póki co, wiernym użytkownikiem systemu Sony E, mam sporo szkieł i ciężko byłoby zmienić tak system, jak i przyzwyczajenia. Ale przez okres testów sięgałem przede wszystkim po OM-5 i nie miałem z tym żadnych problemów. Tak, mógłbym się przesiąść, gdybym zastąpił bez problemu posiadaną optykę. Z czystym sumieniem daję zatem swoją rekomendację 🙂
Zdjęcia przykładowe
Wersje wysokiej rozdzielczości dostępne w serwisie Flickr, po kliknięciu w fotografię.