Najlepsze smartfony 2022 – 5. Huawei Mate 50 Pro
Na miejscu Huaweia przygotowałbym dwa specjalne egzemplarze Mate’a 50 Pro, oprawił w ładne ramki i wysłał w prezencie. Pierwszy do administracji Stanów Zjednoczonych z dedykacją – przez Was to nie jest najlepszy smartfon 2022 roku. Drugi powinien pojechać do Samsunga z kartką – gdyby nie USA, to właśnie to musielibyście przebić serią Galaxy S23.
Prawda jest taka, że tylko pełny dostęp do usług Google’a wstrzymuje Mate’a 50 Pro przed wejściem na szczyt, ale jednocześnie pozwala się lenić Samsungowi, który kompletnie nie ma go kogo gonić swoimi flagowcami. Mam wrażenie, że tym modelem Huawei chciał przypomnieć o sobie światu, bo poprzednie smartfony przeszły kompletnie bez echa. P50 Pro nie miał tak dobrego aparatu, do jakiego producent zdążył nas przyzwyczaić. Z kolei składane P50 Pocket i Mate Xs 2 zniknęły z przestrzeni medialnej tak szybko, jak się w niej pojawiły.
Mate 50 Pro znowu ma to coś. Zaczynając od kształtu nieco szerszej obudowy, która przypomina poprzednika, przez ekran, na wybitnym aparacie kończąc. O tym mówi się za mało, a Huawei znowu przeszkolił konkurencję pokazując, jak powinien działać akumulator w smartfonie. Szybkie rozładowanie tego modelu nie należy do prostych czynności. No i ta pomarańczowa skóra na tyle obudowy w droższym wariancie…
Huawei Mate 50 Pro raczej nie odniesie wielkiego sukcesu, ale dobrze, że firma nadal przypomina o sobie takimi modelami. Z jednej strony miło jest poobcować z tak dobrym smartfonem, ale z drugiej boli fakt, że mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nie decyzje polityczne.
Na koniec przyznam Wam się do pewnej rzeczy. Mate 50 Pro jest smartfonem, którego używałem w tym roku najintensywniej, choć korzystałem z niego niecały miesiąc. W zasadzie to z nich, bo miałem w sumie trzy egzemplarze, w dwóch wersjach kolorystycznych, w tym jeden z własnej winy… rozbiłem. Brawo ja! Zdjęcia z tych smartfonów, jak i zdjęcia, jakie im zrobiłem, zajmują na moim dysku aż 6 GB. To dobitnie świadczy o tym, jak dobrze się nim fotografuje, jak również jak bardzo jest wdzięcznym obiektem do fotografowania.
Czytaj też: Używałem Huawei Mate 50 Pro – powrót do wagi ciężkiej w bardzo dobrym stylu
4. Xiaomi 12 Pro
Z tym modelem mam mały problem, bo serce mówi – daj go wyżej, a rozum uspokaja. Z Xiaomi 12 Pro łączy mnie szczególna więź, bo to smartfon, z którego w tym roku korzystałem zdecydowanie najdłużej i zawsze chętnie do niego wracałem. Przyciągała mnie matowa, metalowa obudowa, ekran i ekstremalnie szybkie ładowanie.
Poza tym z Xiaomi 12 Pro zwyczajnie dobrze się korzysta. Ma to “coś”. Jest szybki, wygodny, ani za duży, ani za mały… To jeden z tych modeli, które po dłuższym okresie użytkowania wydają się nie wyróżniać niczym szczególnym, a ciężko jest się od nich oderwać.
Jedyne, co częściowo przeszkadza mi w tym modelu, to aparat główny. Nie jest aż tak dobry, jak oczekiwalibyśmy tego od flagowca. To jest też częściowo zarzut do ceny Xiaomi 12 Pro, bo smartfon kosztujący 5999 zł nie był najmocniejszym urządzeniem w ofercie firmy. Był nim Xiaomi 12S Ultra, który w ogóle nie pojawił się w Europie. Ale wracając do Xiaomi 12 Pro, a konkretnie jego aparatu, jest niestety nierówny. Na tle innych flagowców, bo z nimi należy go porównywać, aparat główny wypada solidnie, ale bez większych fajerwerków. Aparat z teleobiektywem wygląda już lepiej, porównywalnie z konkurencją, a aparat ultraszerokokątny jest jednym z najlepszych na rynku. A jeśli chodzi o zdjęcia nocne, to chyba nie ma sobie równych. No i bądź tu człowieku mądry…
Czytaj też: Test Xiaomi 12 Pro. To w końcu warty jest swojej ceny, czy nie do końca?
3. Samsung Galaxy Z Fold 4
Jak co roku o tej porze roku, kiedy już kurz i emocje opadły… przygarnąłem na dłuższy test Folda. Podobnie jak rok temu jest to bardzo dobrze spędzony czas. W zasadzie trudno się temu dziwić, bo Samsung niewiele zmienił w składanym flagowcu, więc nie było tu czego zepsuć.
Na pierwszy rzut oka to… ten sam smartfon, co przed rokiem. Tego minimalnie szerszego ekranu zewnętrznego nie zobaczycie gołym okiem. Czuć to dopiero po wzięciu Folda 4 do ręki i faktycznie ekran jest szerszy, ale jeśli to pierwszy Fold, jakiego używacie, nadal może być zbyt wąski. Konstrukcyjnie zmieniło się sporo, ale wewnątrz obudowy. Zawias porusza się z dużo większym oporem, cała konstrukcja jest dużo bardziej zwarta, sztywna, a przez to sprawia wrażenie dużo bardziej solidnej.
Mamy tu też dyskretną, ale wręcz genialną zmianę programową. Kiedy korzystamy z jakiejś aplikacji, na dolnym pasku widzimy skróty do aplikacji działających w tle. Dzięki temu można się między nimi wygodnie przełączać. To mała rzecz, ale jak korzystamy z wielu programów i często się między nimi przełączamy, to jest to prawdziwa mała rewolucja.
Galaxy Z Fold 4 to niezmiennie unikatowe wrażenia korzystania ze smartfonu. Wielki, wygodny ekran daje duże możliwości, a bez problemu można go zmieścić w kieszeni. Z czasem to uzależnia, w zasadzie niebezpiecznie szybko i o ile tylko Wam się to spodoba, nie będziecie już patrzeć na klasyczne smartfony z dotychczasowym entuzjazmem.
Wady? Jeszcze czasem zdarzają się nieprawidłowo działające aplikacje na obu ekranach, ale jest ich coraz mniej, a z każdą kolejną aktualizacją to się poprawia. Z najpopularniejszymi nie ma żadnych problemów. No i trudno robi się zdjęcia na zewnętrznym ekranie, kiedy trzymamy smartfon w jednej ręce. Nie jest to jednak coś, co mogłoby skreślać Folda 4 na tle jego zalet.
Czytaj też: Samsung Galaxy Z Fold4 – komórkowy kapitan Marvel TEST
2. Asus Zenfone 9
Cóż… znowu to zrobili. Drugi rok z rzędu Asus zrobił smartfon, który mam w swoim nie tyle TOP 5, a TOP 3. Firma stanęła na wysokości działania i poprawiła mankamenty Zenfone’a 8. W efekcie dostaliśmy smartfon, który gdyby tylko nie miał na sobie logo Asusa, biłby rekordy sprzedaży.
Zenfone 9 jest mały. Ale nie mały, w sensie nie jest miniaturką, z której trudno korzystać, ale wygodnie kompaktowy. Ekran, który ma mniej niż 6 cali przekątnej, jest wysokiej jakości i rozdzielczości, wygląda zwyczajnie dobrze i korzysta się z niego bardzo wygodnie. To jedna z jego największych zalet.
Asus Zenfone 8 miał dwie spore wady. Pierwszą był taki sobie aparat. To Asus bardzo poprawił i Zenfone 9 nie będzie liderem rynku, ale sprytne zabiegi programowe powodują, że zdjęcia są bardzo ładne i cieszą oko. Tylko ten zapowiadany w specyfikacji gimbal to nie jest to, do czego przyzwyczaiło nas vivo. Drugą i największą wadą Zenfone’a 8 był czas pracy. Wychodzenie z domu bez powerbanku było bardzo ryzykowne. Zenfone 9 to pod tym względem prawdziwy mocarz! Rzadko kiedy, nawet intensywny dzień, kończyłem z mniej niż 30% zapasem energii.
Do ideału Zenfone’owi 9 brakuje tylko szybszego ładowania. 30 W to trochę za mało. Oprócz tego, w Zenfonie 10 Asus będzie musiał zmienić tylko jedną rzecz, a są nią nadruki na obudowie. Używałem czarnej wersji kolorystycznej, z której po dwóch tygodniach całkowicie wytarły się napisy na tylnym panelu. Trochę słabo, ale to na szczęście nie jest smartfon za 6000 zł. Dzisiaj Zenfone 9 kosztuje 3299 zł. No ja bym brał!
Najlepszy smartfon 2022 – 1. vivo X80 Pro
Nie mieliśmy w tym roku na polskim rynku drugiego tak bezkompromisowego smartfonu. Tutaj wszystko jest NAJ. Wybór nie mógł być inny, bo Mate 50 Pro nie ma pełnych usług Google, Samsung się leni, bo nie ma konkurencji, a Xiaomi woli zachować swój najmocniejszy model dla rynku chińskiego. Jedynym konkurentem vivo mógłby być Oppo Find X5 Pro, ale przyznaję, że używałem go tylko kilka dni.
Vivo X80 Pro przede wszystkim czaruje aparatem, który dzisiaj na polskim rynku nie ma konkurencji. Tu jest wszystko. Cztery obiektywy o różnych właściwościach do zdjęć szerokich, przybliżonych, szczegółowych i portretowych, a na deser dostajemy bardzo dobrą stabilizację obrazu w nagraniach wideo. W tym mamy genialny tryb portretowy i świetną jakość zdjęć. Jeśli szukacie smartfonu dla samego aparatu to to powinien być Wasz wybór numer jeden.
No ale vivo X80 Pro to nie tylko sam aparat. Wielki ekran topowej jakości ma najlepiej działający na rynku czytnik linii papilarnych. Nie jest on optyczny, czyli nie bazuje na zdjęciu naszego palca, a uderza go ultradźwiękami. W efekcie działa nawet szybciej niż czytniki we włącznikach, ma dużą powierzchnię i może sczytywać dwa palce jednocześnie. Do tego mamy ekstremalnie szybkie ładowanie bezprzewodowe o mocy 50 W, ale i 80 W po kablu to bardzo dobry wynik.
Vivo X80 Pro polubiłem też za obudowę, która podobnie jak w Xiaomi 12 Pro jest przyjemnie matowa i bardzo ładna. Ale też dużą zaletą jest pokrowiec skutecznie imitujący skórę. Zawsze to coś innego na tle nudnych, silikonowych pokrowców.
Czytaj też: Vivo X80 Pro – fantazja na 4 aparaty fotograficzne i Zeissa
Gdybym miał w tym roku kupić smartfon, bez wahania zdecydowałbym się właśnie na vivo X80 Pro.