Tesla, BMW i Mercedes próbują ogołocić kieszenie klientów po zakupie samochodu. Volvo patrzy na to podejście z pogardą
Prekursorem wprowadzania modelu dodatkowych płatności za funkcje po kupnie samochodu na dużą skalę może wydawać się Tesla. Firma, ulepszając system autonomicznej jazdy, zaczęła oferować nabywcom starszych modeli płatną opcję ulepszenia komputera pokładowego na wydajniejszy, który jest w stanie obsłużyć nowy system. W 2021 roku wprowadziła też opcję odnawianej miesięcznie subskrypcji pakietu Full Self Driving, ale w obu przypadkach jest to coś zupełnie innego od tego, na co zdecydowało się BMW czy Mercedes.
Czytaj też: Lexus RX 2023 na wycieczce dookoła górskiego jeziora. Już wiem, za którą wersję mogę oddać nerkę
Tesla bowiem w pierwszym przypadku rzeczywiście wymienia komputer na lepszy, a w drugim zapewnia samochodowi dostęp do swoich centrów danych, których utrzymanie też swoje kosztuje. Co z kolei zrobiły ostatnio niemieckie firmy? Postanowiły blokować pełne możliwości układu napędowego i nawet funkcję podgrzewanych foteli, wymagając od klientów dodatkowej zapłaty. Najgorsze w tym jest to, że zarówno w przypadku BMW, jak i Mercedesa, w grę nie wchodzi możliwość jednorazowej płatności (nawet Tesla pozwala na pełen zakup FSD w konkretnym pakiecie), a jedynie odnawianie jej w skali miesiąca lub roku.
Innymi słowy, Mercedes i BMW chcą zapewnić sobie takim sposobem regularny i powtarzalny dochód od klientów już po kupnie samochodu. To oczywiście opcjonalne subskrypcje, ale płacenie 18 dolarów miesięcznie za podgrzewane siedzenia w BMW jest po prostu jakimś żartem. Podobnie zresztą jak podejście Mercedesa, który życzy sobie całych 1200 dolarów rocznie za podbicie wydajności elektrycznego napędu EQE i EQS. To nie do przyjęcia w przypadku samochodów, które i tak dużo kosztują, ale na szczęście przynajmniej jedna firma nie ma zamiaru rozwijać modelu subskrypcyjnego na obecne już w samochodzie funkcje i oficjalnie się do tego przyznaje.
Czytaj też: Jeździliśmy Nissanem X-Trail e-Power e-4orce. Luksus w terenie
Volvo nie będzie drenować kieszeni klientów abonamentami
Mowa o Volvo, które – przynajmniej na razie – nie ma w planach iść w stronę, w którą poszli wspomniani producenci. Zamiast tego szwedzka firma patrzy na to podejście z ogromną wątpliwością, sugerując nawet między słowami, że to istne szyderstwo z klientów.
Jeśli mamy pobierać opłaty za aktualizacje oprogramowania, to musi to być krok naprzód w korzyściach dla konsumenta. Nie będziemy prosić ludzi, którzy kupili samochód za 1 milion koron, aby zapłacili kolejne 10 koron, aby uzyskać dodatkowe ciepło w fotelu – powiedział serwisowi Bloomberg dyrektor operacyjny Volvo, Björn Annwall.
Czytaj też: Hyundai Tucson – różnice w hybrydach oraz plusy i minusy popularnego SUV-a
Volvo ma zamiar pójść w kierunku obranym przez Teslę w przypadku oferty FSD i życzyć sobie dodatkowych opłat tylko za znaczne ulepszenia, co tyczy się zwłaszcza systemu autonomicznego. Takie podejście należy chwalić i to nawet mimo tego, że osobiście staram się bronić pomysłu na blokowanie funkcji za paywallem. W dużej mierze wydaje mi się to wprawdzie bezsensowne (zwłaszcza w kwestii podgrzewania siedzeń), ale dostrzegam w tym również szanse na “lepsze jutro w motoryzacji“.