Kinowy szał na 3D
Na pierwszą część filmu Avatar pod koniec 2009 roku ustawiały się długie kolejki. Był to jeden z tych nielicznych filmów, na który ludzie chodzili wiele razy. A przecież to nie jest jakiś fenomenalny fabularnie film. Ba, wiele osób uważa, że to odświeżona, niebieska wersja Pocahontas (może dlatego Disney, który obecnie ma też prawa do Avatara nie wydaje odświeżonej fabularnej wersji tej pierwszej). Avatar był jednak zjawiskowy, był majstersztykiem pod względem CGI, wszelkich efektów w tym także efektów 3D. Cameron zrobił widowisko, które podziwiał cały świat, taki spektakl nigdy wcześniej się nie odbył.
Świetne wyniki finansowe filmu Avatar i zachwyty nad nim sprawiły, że świat filmu i technologii zaczął od razu wykorzystywać ten motyw, i chciał oczywiście wycisnąć z tego trendu jak najwięcej. Projektory zdolne do wyświetlania filmów 3D zaczęły pojawiać się w coraz większej liczbie sal. Coraz więcej filmów zaczęło być realizowanych w 3D, a wiele doczekało się też konwersji na 3D, łącznie z Mrocznym Widmem, a nawet filmem Titanic (na 100-lecie dziewiczego i zarazem katastrofalnego rejsu w kinach promowano go tekstem „sprawdź, czy w 3D nie zatonie”).
Warto przy tym wspomnieć, że to nie był pierwszy raz, kiedy filmy 3D opanowały kina. W latach 50. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych też zanotowano krótki boom na filmy 3D, a w międzyczasie pojawiały się, ale nie z taką intensywnością, jak w pierwszych 3-4 latach drugiej dekady XXI wieku. Dziś 3D w kinach jest obecne, pojawia się rocznie przynajmniej kilka tytułów zrealizowanych w tej technologii, lecz przechodzą bez echa.
Czy moda na 3D w kinach powróci?
Obecnie kina na ogół przechodzą poważny kryzys i mamy różne próby walki o widza łącznie z bujanym fotelami, zapachami, ekranami po bokach czy po prostu wygodnymi fotelami i lepszą jakością dźwięku i obrazu w wybranych salach. 3D jest tu jedną z form dla wybranych tytułów, ciekawostką, ale na nikim nie robi wrażenia, nikt też szczególnie nie skupia się na realizacji filmów stricte pod ekrany 3D, jak miało to miejsce w 2010-2013 roku. Wtedy w niektórych filmach były całe sekwencje filmowe ujęte w scenariuszu tylko po to, aby widzowie doświadczali 3D nie tylko na kinowym ekranie, ale też tym domowym.
3D w kinach nie umiera, ale nie zanosi się też na to, by za sprawą kolejnej odsłony filmu Avatar zaczęło rozkwitać. Raczej też Avatar: Istota Wody nie sprawi, że zaczniemy znów często chodzić do kina. Pandemia, coraz większe telewizory plus ogólny rozkwit dystrybucji streamingu wideo sprawił, że kina są mniej atrakcyjne dla widza. I bardziej niż teatr i koncerty są okazjonalnym wydarzeniem w naszym życiu. Będziemy obserwować zamykanie się sal kinowych, modyfikacje kin, modyfikacje oferty i przetrwają tylko te kina, które znajdą na siebie pomysł gdzie premiery kinowe będą tylko jedną z atrakcji, ale nie jedyną.
Czytaj też: Jack Dorsey bije się w pierś. To on zepsuł internet i teraz zdradził, jak zamierza go naprawić
3D w domowym zaciszu – technologia, na którą dałem się złapać
Boom na technologię 3D przypadł na moment, w którym zacząłem testować telewizory. Teraz z perspektywy czasu można powiedzieć, że dałem się nieco tej technologii oczarować i nawet w nią nieco uwierzyć. Powód jest prosty – mogłem z nią obcować, miałem w domowym zaciszu najlepsze telewizory 3D i mogłem oglądać filmy w 3D, często na płytach Blu-ray. Choć może ktoś nie uwierzy bo to było raptem 10 lat temu, a najwięcej filmów w 3D wtedy można było znaleźć na torrentach, co dziś jest dla mnie nieco wstydliwe i żenujące, ale to pokazuje jak szybko czasy się zmieniły i jaki dziś naprawdę mamy dostęp do legalnej rozrywki za dość rozsądne pieniądze (mimo podwyżek i rosnącej liczby usług subskrypcyjnych).
Producenci promowali telewizory 3D. Szybko pojawiły się dwie konkurujące ze sobą technologie – aktywne okulary 3D oraz okulary pasywne. Te pierwsze oferowały wyższą jakość, ale były kosztowne i wymagały ładowania. Pasywne okulary były lżejsze, kosztowały grosze (były też kompatybilne z wieloma projekcjami kinowymi), ale rozdzielczość obrazu była niższa. Boom na 3D zaowocował natychmiastowym debiutem filmów w 3D na płytach Blu-ray, a nawet pojawiły się kanały telewizyjne w 3D. Łącznie z tym, że przeprowadzano eksperymentalne transmisje rodzimej piłkarskiej ekstraklasy w 3D. Szał na trójwymiarowy obraz trwał, a przynajmniej tak było w technologicznej bańce, w której byli zarówno dziennikarze, jak i producenci sprzętu, sprzedawcy, dostawcy treści i wszyscy snujący wizje przyszłości. Wszystko to trochę w stylu Króla Juliana z animacji Madagaskar: „Szybko, zanim dojdzie do nas, że to bez sensu”.
Ten pompowany balonik szybko pękł. Przyczyn tej klęski 3D jest co najmniej kilka. Przede wszystkim trochę głupio siedzieć we własnych czterech ścianach na kanapie z okularami i patrzeć w 46-calowy telewizor. W dodatku pamiętać o tym, że te okulary trzeba ładować. Obraz w okularach jest ciemniejszy, a seans wymaga od nas skupienia. Część osób ze swoimi wadami wzroku nie dostrzegała też efektów. Jedyny telewizor, który oferował 3D bez okularów, pojawił się u zmierzchu tej mody i to jeszcze w ekstremalnej cenie (Toshiba ZL2, która de facto była też pierwszym konsumenckim telewizorem 4K).
Komfort, konieczność zaangażowania w seans i mimo wszystko brak łatwego dostępnych do treści (płyty Blu-ray nigdy nie stały się powszechne) pogrzebały technologię 3D od strony wyborów konsumenckich. Ale nie oszukujmy się, także producentom sprzętu i twórcom ta decyzja była na rękę. Ekrany 3D wymagały 120 Hz matryc, a tymczasem telewizory zaczęły rosnąć, pojawiły się ekrany 4K. I tu taniej i łatwiej było zaoferować 55-calowy ekran 4K 60 Hz bez 3D. Komunikacja marketingowa producentów przeniosła środek ciężkości właśnie na 4K czy funkcje Smart TV. Bo właśnie streaming zaczął dostawać wiatru w żagle.
Czytaj też: 7 lat ze smartwatchami. Kto raz spróbuje, ten nie wróci do klasycznych zegarków
Jest szansa, że telewizja 3D jeszcze wróci
Czy 3D w telewizorach jeszcze wróci? Jestem przekonany, że tak się kiedyś stanie, choć nie będzie to szał na miarę tego sprzed dekady. Może już przy okazji premiery 3. części filmu Avatar. Telewizory znacząco urosły, a producenci być może będą w stanie nam zaoferować ekrany 240 Hz i rozdzielczości 4K. Zresztą w tym cyklu rozwoju produktu, jakim są telewizory, trzeba będzie coś zaoferować klientom, a 8K jest totalną rynkową niszą. Trzeba szukać innej funkcji, która mogłaby zachęcić użytkowników. Streaming, duży ekran i ewentualne pasywne okulary mają szansę stać się ciekawym dodatkiem, ale nigdy nie będzie to już taki szał jak 10 lat temu. 3D w telewizorach ma szansę powrócić i stać się dobrym dodatkiem, ale liczę, że producenci odrobili lekcje i będą potrafili to właśnie sprzedać jako dodatek, a nie wiodącą technologię przyszłości.
Czytaj też: Pokojowa antena do telewizji naziemnej – czy to ma sens? Podpowiadamy, jak oglądać TVP 4K
VR, czyli powtórka z rozrywki
Jednocześnie mam wrażenie, że wiele osób o tej klęsce 3D zupełnie zapomina. A często mowa o osobach decyzyjnych w gigantycznych korporacjach. I teraz ten sam błąd co w przypadku telewizorów 3D chce się zrobić z okularami VR. W dodatku świat robi to z jeszcze większym rozmachem, gigantycznymi budżetami, a upadek z tego konia będzie znacznie bardziej bolesny. Wtedy straciliśmy może 2-3 producentów RTV z Japonii, którzy upadli na skutek niedostosowania się do zmian rynkowych. Teraz mamy miliardy wywalane na metawersum.
I tak samo, jak przeciętny Kowalski nie chciał zakładać codziennie okularów 3D, by usiąść przed telewizorem, tak nie chce i nie będzie chciał zakładać gogli VR. Historia lubi się powtarzać. A na błędach, nawet własnych, nie lubimy się uczyć.