Na początek słowo wstępu. Z reguły bardzo pozytywnie podchodzę do wszelkich innowacji i ciekawostek; branża tech potrzebuje ich jak tlenu, bo inaczej umrzemy z nudów pisząc i rozmawiając o kolejnym takim samym smartfonie, czy stopięćdziesiątym laptopie, który nie różni się niczym od stu czterdziestu dziewięciu innych produktów na rynku. Innowacje są też oczywiście potrzebne po to, by pchać ten nasz cywilizacyjny wagonik do przodu, bo bez nich dalej tkwilibyśmy w świecie, gdzie informacje przekazuje się na glinianych tabliczkach, a kobietom odmawia się pra… a nie, czekaj.
W każdym razie – innowacje są potrzebne… gdy mają sens. Gdy rozwiązują jakiś problem i realnie zmieniają sposób, w jaki podchodzimy do różnych tematów. Weźmy takie składane smartfony – to rozwiązanie typu „mieć ciastko i zjeść ciastko”, bo każdy chce mieć duży smartfon, ale nikt nie chce mieć wypchanych kieszeni. Sprzęty takie jak Galaxy Z Flip 4, Motorola RAZR czy Z Fold 4 rozwiązują ten problem, dając nam duże (lub bardzo duże) ekrany gdy są nam potrzebne i relatywnie kompaktowe obudowy, gdy z nich nie korzystamy.
Ale jaki problem rozwiązuje laptop ze składanym ekranem? Po miesiącu z Zenbookiem 17 Fold OLED nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie.
To nie jest recenzja. Bo Asus Zenbook 17 Fold OLED nie jest pełnoprawnym produktem
Gdybym miał przystąpić do opisania tego niezwykłego urządzenia tak, jak do innych testów, to niestety… musiałbym ten sprzęt dosłownie rozjechać. Bo jeśli na moment zapomnimy o ekranie nazwanym przez producenta FOLED o przekątnej 17,3”, proporcjach 4:3 i rozdzielczości 2560 x 1920 px, który można złożyć na pół, to z tym sprzętem w zasadzie wszystko jest nie tak.
Od pierwszego wejrzenia uderza jego kiepska jakość wykonania. Konstrukcja skrzypi i trzeszczy, i słowo daję – drżałem za każdym razem, gdy rozkładałem ten komputer, że porwę materiał ukrywający zawias albo odłamię podstawkę tabletu (o której za chwilę).
Zresztą, po miesiącu codziennego rozkładania materiał zakrywający zawias wygląda naprawdę źle; jest zużyty i wyświechtany, jakby pracował latami.
Skoro zaś o wyświechtaniu mowa, to przysięgam, przez ponad 7 lat pracy w branży nie spotkałem drugiego sprzętu, który tak strasznie by się brudził. Tworzywo, którym pokryta jest obudowa, po miesiącu wygląda jak wytarte i ciągle brudne. Najgorszy jest jednak ekran, który jest tak lepki, że podczas wycierania go szmatką wcale nie czyścimy go z kurzu i pyłu, a rozcieramy je po całej powierzchni. Jeśli macie koty – lepiej zapomnieć o tym produkcie na dobre, bo sierść włazi między ekran a ramkę i trudno ją potem wyciągnąć. W rogach gromadzi się kurz i brud, i naprawdę nie sposób nad tym zapanować. Mówiąc wprost, po dłuższym użytkowaniu ten sprzęt robi się po prostu obrzydliwy.
O ile rozłożony Zenbook 17 Fold robi wrażenie (to gigantyczny tablet), tak złożony przenosi nas w nostalgiczną podróż do lat 90-tych, gdy laptopy miały grubość średnio 5 cm. Oczywiście Asus nie jest aż tak gruby, ale wygląda na grubszego niż jest, zwłaszcza gdy zamkniemy konstrukcję z klawiaturą w środku. Jak kanapka z szynką, czy też w tym przypadku – kanapka ze złożonego ekranu i klawiatury. Po wyjęciu klawiatury w sumie nie jest lepiej – wita nas szpara tak duża, że można przez nią oglądać telewizję.
Asus – jak to zwykle ma w zwyczaju – przewidział w zestawie zgrabne, naprawdę dobrze wykonane etui. Sęk w tym, że gdy włożymy do niego Folda, to całość jest grubsza niż przeciętna książka Stephena Kinga i zajmuje więcej miejsca w plecaku czy torbie niż jakikolwiek laptop. Może da się go wrzucić do jakiejś aktówki czy dużej torby, ale jeśli chodzi o standardowe plecaki, to mam ich w domu kilka i żaden nie był w stanie pomieścić Zenbooka 17 Fold OLED, bo jest on zwyczajnie za gruby. Do etui nie mieści się też ładowarka, więc zawsze trzeba ją nosić osobno, a – jak przekonacie się za chwilę – nosić trzeba ją zawsze.
Wróćmy na moment do klawiatury; jest ona odłączana i działa przez łączność Bluetooth, więc możemy ją albo położyć na jednej z części ekranu, zamieniając nowoczesny tablet w coś, co wygląda jak netbook sprzed dekady, albo położyć przed komputerem i korzystać z niej jak z oddzielnego urządzenia. Niestety w żadnym z trybów nie mam o niej do powiedzenia nic dobrego – teoretycznie jest ona wzorowana na klawiaturach z laptopów serii Zenbook, ale jest od nich płytsza, twardsza, nie jest podświetlana, rozładowuje się po tygodniu i trzeba ją ładować osobnym złączem USB-C, bo nie potrafi czerpać energii z komputera. Ponadto jej obudowa po kilku tygodniach użytkowania robi się zwyczajnie obskurna, zwłaszcza na krawędziach, które błyskawicznie się wytarły i postrzępiły. Gładzik też jest marny, gdyby ktoś pytał – mały, nieprzyjemny w dotyku i słabo radzi sobie z rozpoznawaniem gestów. Co tu się wydarzyło, Asusie?
Jakby tego było mało, nie było dnia, by klawiatura nie sprawiała jakichś problemów. A to nie łączyła się z laptopem przez Bluetooth, a to nie działał gładzik, co wymagało zresetowania nie tylko klawiatury, ale też całego komputera. Innym razem z niewiadomego powodu klawiatura rozładowała się w jeden dzień, do dziś nie wiem dlaczego. Nie było też dnia, by komputer nie miał problemu z rozpoznaniem, że leży na nim klawiatura i zamiast przełączyć się w tryb laptopowi, po prostu pozwalał urządzeniu zasłaniać połowę ekranu.
Czy gdzieś są w ogóle jakieś plusy? No nie bardzo. Weźmy np. wydajność – wewnątrz nietypowej obudowy znajdziemy procesor Intel Core i7-1250U o szalonym taktowaniu 1,1 GHz, który może i jest wolny jak żółw, ale za to szybko się nagrzewa i wymaga aktywnego chłodzenia. Jeśli ktoś liczy na to, że na sprzęcie kosztującym bagatela 17 tys. zł. zrobi coś więcej niż przeglądanie internetu i pisanie dokumentów tekstowych, to srodze się rozczaruje. Dobrze, że mamy chociaż 16 GB RAM-u i 1 TB SSD.
Na koniec zostawiłem wyświetlacz, bo tak się składa, że prócz składania to nie ma on wiele do zaoferowania. To panel OLED o odświeżaniu 60 Hz i maksymalnej jasności 500 nitów, którego walory użytkowe pogarsza wspomniana wyżej lepka powłoka ekranu (ekran nie jest ani przyjemny w dotyku, ani przesadnie responsywny), a do tego jasność w normalnym użytku daleka jest deklarowanej przez producenta. Rozdzielczość 2560 x 1920 px jest adekwatna, ale nie powalająca i tak naprawdę jedynym plusem tej konstrukcji są proporcje 4:3, z których jednak skorzystamy wyłącznie w trybie tabletu i to wyłącznie w pozycji poziomej, bo producent nie przewidział, by dało się ten ogromny tablet podeprzeć pionowo. Wisienką na tym niezbyt pysznym torcie są głośniki, które… są. I brzmią gorzej niż w najtańszym iPadzie.
To może chociaż czas pracy dobry? No nie, tu też nie mam dobrych wieści, bo ani razu nie udało mi się korzystać z tego urządzenia dłużej niż przez 2,5-3 godziny, czy to podczas oglądania wideo na YouTubie, czy podczas pisania tekstów. O pracy ze zdjęciami, wideo czy grafiką też można zapomnieć, bo ten sprzęt ani nie ma na to dość mocy, ani zapasu energii.
Ze wszystkich powyższych względów trudno mi Asusa Zenbook 17 Fold OLED nazwać choćby prototypem, bo to wręcz proof of concept. I oczywiście, jest to produkt pierwszej generacji, więc wiele można mu wybaczyć i również z tego względu ten materiał nie jest recenzją, bo byłoby to zwyczajnie niesprawiedliwe. Ten produkt co prawda trafił do sprzedaży i każdy może go kupić, ale ewidentnie nie jest on gotowy na tzw. „prime time”.
Żeby jednak taki sprzęt kiedykolwiek mógł być gotowy na „prime time” i spełnić swój „proof of concept”, musi on wykazać, że ów „concept” jest zasadny. W tym przypadku jednak nie jest.
Czy laptop ze składanym ekranem ma sens?
Idea laptopów ze składanym ekranem jest fundamentalnie chybiona, przynajmniej w mojej opinii. Jak wspominałem na początku, aby innowacja się przyjęła i miała sens, musi ona rozwiązywać jakieś problemy. Tymczasem Asus Zenbook 17 Fold OLED (podobnie jak konkurencyjne produkty tego typu) nie tylko nie rozwiązuje żadnego problemu, ale tworzy nowe.
Przez cały miesiąc znalazłem tylko jedno zastosowanie, w którym składany tableto-laptop zrobił coś lepiej niż zwykły tablet lub zwykły laptop – znakomicie czyta się na tym komiksy. A może raczej czytałoby się, gdyby Windows Store oferował choć w ułamku tak dobre aplikacje, jak oferuje np. App Store, a że nie oferuje, to jednak podejrzewam, że ulubionym tabletem miłośników komiksów jeszcze na długo pozostanie iPad.
Na tym koniec zalet. Prócz czytania mangi na wielkim ekranie (którego swoją drogą nie da się wygodnie trzymać jedną ręką) nie znalazłem ani jednego zastosowania, w którym rozkładany tablet byłby lepszy od innych urządzeń. Znalazłem za to sporo problemów podczas próby jakiegokolwiek wykorzystania tego sprzętu.
Największym z nich jest ilość miejsca, którą to coś zajmuje. Gdy korzystamy z Folda w trybie laptopa, staje się on małym grubaskiem, którego nie sposób zmieścić wygodnie do plecaka i który wygląda absolutnie komicznie na tle smukłych, nowoczesnych ultrabooków. Do tego oferuje mniejszy od nich wyświetlacz; spójrzcie tylko, jak źle to wygląda obok nowoczesnego, smukłego tabletu z dołączaną klawiaturą i ekranem 12,6”. Dodam też, że choć ekran tabletu jest mniejszy niż ekran Folda po rozłożeniu, to ze względu na bardziej poręczne gabaryty łatwiej jest na nim czytać komiksy czy przeglądać strony internetowe:
Po rozłożeniu zaś Zenbook Fold zajmuje tyle miejsca, że nie zmieścimy się z nim ani na stoliku w pociągu czy samolocie, ani na większości stolików w kawiarni. Ktoś powie – ale klawiatura jest osobno, więc tablet zajmie mniej powierzchni blatu niż zwykły laptop! Niestety to tylko połowicznie prawda, bo choć klawiatura faktycznie może stać bliżej ekranu niż w zwykłych laptopach, tak ekran na podstawce jest ustawiony pod tak dziwnym kątem, że siłą rzeczy trzeba go nieco od siebie odsunąć, by móc z niego wygodnie korzystać. A wtedy kombinacja tabletu i klawiatury zajmuje więcej miejsca na blacie niż nawet największe laptopy.
Jako laptop Asus Zenbook 17 Fold OLED spisuje się marnie. Jako tablet – jeszcze gorzej, bo ze względu na swój gargantuiczny rozmiar jest po prostu za duży, by go wygodnie obsługiwać. Położenie się z takim kolosem na kanapie czy w łóżku nie wchodzi w grę, a nawet w zastosowaniach profesjonalnych jest on po prostu zbyt duży. Zaś z faktu, że można go złożyć na pół, nie wynika absolutnie nic – nie ma to najmniejszego wpływu na jego użyteczność, a przynajmniej ja nie znalazłem zastosowania, w którym by miało.
Jeśli mam być zupełnie szczery, to nie znalazłem ani jednego zastosowania, w którym Zenbook 17 Fold OLED byłby lepszy niż… kosztujący trzykrotnie mniej iPad Pro. Ba, jako wielki miłośnik serii Surface Pro mogę wręcz uznać, że Surface Pro 9 wszystko robi lepiej od Zenbooka 17 Fold (za wyjątkiem rozkładania ekranu, oczywiście), w tym jest… szybszy niż produkt Asusa. A to już jakaś kosmiczna aberracja.
Tak naprawdę jedynym, co mogę dodać na obronę tego urządzenia i jego absurdalnych gabarytów, jest wygoda, jaką niesie ze sobą możliwość podzielenia dużego ekranu na kilka części i pracy na wielu oknach jednocześnie. Tyle że… jest to jeden maleńki plusik przy długaśnej liście minusów.
To nie jest kwestia pierwszej generacji. To po prostu nietrafiona koncepcja
Mimo tego, że trudno mi napisać coś dobrego o tym laptopie ze składanym ekranem, to nie jest tak, że wieszam na nim psy zapominając, że jest to produkt pierwszej generacji, a każda kolejna z pewnością będzie lepsza. Wprost przeciwnie – mam świadomość, że to, co dziś jest niezbyt pięknym, niezbyt smukłym i niezbyt poręcznym tableto-laptopem z biegiem lat przekształci się w naprawdę dopieszczony produkt. Tylko nawet wówczas będę poddawał w wątpliwość sens jego istnienia, bo – podkreślę to po raz wtóry – nie rozwiązuje on żadnego problemu, a zamiast tego tworzy kolejne.
Nawet jeśli uznamy, że takie konstrukcje rozwiązują problem ograniczonej przestrzeni roboczej w laptopach, to przecież… Asus już rozwiązał ten problem i to rozwiązał go lepiej, tworząc serię znakomitych laptopów z dwoma wyświetlaczami, które nie niosą ze sobą większych kompromisów prócz przesunięcia klawiatury do przodu. Na ich tle Zenbook 17 Fold wygląda jak wypadek przy pracy.
Dziwi mnie jedynie zachwyt, jaki ten sprzęt wzbudził w moich branżowych kolegach i koleżankach, choć z drugiej strony to dobrze pokazuje, jak bardzo entuzjaści nowych technologii są złaknieni innowacji. Jak bardzo chcemy dostać do rąk coś innego, co choć na moment nas zachwyci i na nowo rozbudzi pasję ustawicznie przytępianą przez produkty do bólu wtórne i nudne. Tu się zgodzę – Zenbook 17 Fold OLED z pewnością sprawia, że oczy się świecą, a serduszko geeka zaczyna bić szybciej. Sęk w tym, że gdy już opadnie pierwszy zachwyt… zostaje wyłącznie rozczarowanie.