Specyfikacja Canon EOS R6 Mark II
- obudowa o wymiarach 138,4 x 98,4 x 88,4mm, masa 670 gramów, uszczelniona,
- matryca CMOS, pełnoklatkowa, 24 Mpix,
- procesor Digic X,
- mocowanie obiektywów Canon RF,
- migawka 1/8000 – 30s (elektroniczna i mechaniczna),
- kompensacja ekspozycji +/- 3 EV,
- autofocus z detekcją fazy (Dual Pixel CMOS AF II), 4897 punktów, 100% pokrycia kadru,
- ekran LCD, 3 cale, dotykowy, obracany, 1,62 mln punktów,
- wizjer elektroniczny, 3,68 mln punktów, powiększenie 0,76x,
- microHDMI, USB 3.2 typu C, Wi-Fi, gniazdo słuchawkowe, gniazdo mikrofonowe,
- akumulator LP-E6N/E6NH,
- cena: 14 229 zł.
Canon EOS R6 Mark II to kawał aparatu. Bardzo wygodnego aparatu
Zaraz mi pewnie ktoś wyskoczy z komentarzem, że bezlusterkowce to przecież miały być małe aparaty i ogółem mniejsze niż lustrzanki, na co zawsze odpowiadam, że tak długo jak aparat jest dobry, może być tak duży jak tylko chce. No i tutaj wchodzi do gry EOS R6 Mark II.
Aparat jest faktycznie duży. Na jego tle mój Sony A7 III wydawał się kruszynką. Szczególnie jak do Canona podpiąłem obiektyw RF 28-70 f/2, Sony z Sigmą 24-70 f/2.8 Art zaczął wyglądać wręcz kieszonkowo. W połączeniu z obłymi kształtami EOS R6 Mark II zwyczajnie robi wrażenie i zwraca uwagę otoczenia. Nawet z małym obiektywem nie pozostaniecie niezauważeni.
Aparat jest świetnie wykonany, z aluminium i poliwęglanu. Obudowa jest bardzo solidna i sprawia wrażenie… miękkiej? Wręcz przyklejonej do ręki, co jest ogromną zaletą i w czy pomaga duży, mocno wystający grip.
Czytaj też: TTArtisan 7,5 mm f/2 Fisheye – świat jest piękny okiem makreli
Pierwszy raz z Canona korzystało mi się wygodniej niż z Sony
W ubiegłym roku spędziłem sporo czasu z EOS-em R, używałem pierwszej generacji EOS-a R6, a na początku tego roku również R5. Chociaż bardzo lubię obrazek z Canona i podoba mi się bardziej niż ten z aparatów Sony, to pod względem ogólnej obsługi zawsze bliżej było mi do Sony. Nawet pomimo koszmarnego Menu starszych modeli. Ogółem klawiszologia i przełączanie się pomiędzy funkcjami w Sony przychodzi mi automatycznie, co niekoniecznie udawało mi się w Canonie.
EOS R6 Mark II okazał się kompletnym przeciwieństwem. Błyskawicznie szybkie działanie, bardzo dobre rozmieszczenie przycisków, które wciskają się przyjemnie miękko z lekkim oporem i ogólna możliwość personalizacji sprawiły, że po dwóch tygodniach zapomniałem jak się zmienia sposób pracy autofocusu w Sony A7 III. Nie widzę dla tego logicznego wytłumaczenia, bo EOS R6 Mark II niewiele zmienił się w stosunku do poprzednika.
Mamy tu jednak trzy główne zmiany. Pierwsza to nowy przełącznik Foto/Video, który pojawił się na lewo od wizjera. Druga to włącznik, który jest teraz 3-stopniowy i umieszczony tak, że można włączyć aparat jedną ręką. To Off/Lock/Auto. Jeśli, podobnie jak ja, będziecie kombinować, dlaczego nie macie możliwości przesuwania punktu autofocusu za pomocą dżojstika, to dlatego, że macie przełącznik w trybie Lock. Taka mała podpowiedź… Pozostając w tej części obudowy, pojawiło się kilka nowych pozycji na kole wyboru trybów.
Trzecia zmian to dżojstik, który ma nieco inny kształt niż w R6. Lepszy? Gorszy? Ciężko powiedzieć, a według mnie jest równie wygodny w obu modelach, choć faktycznie inny.
Czytaj też: Test OM System OM-5 – fotograficzny klejnot na nowe czasy
Sony A7R V pokazał świetny autofocus. Canon EOS R6 Mark II ma… taki sam?
Nie pokuszę się o bezpośrednie porównanie działania autofocusu w obu modelach, bo z Sony spędziłem niewiele czasu, ale ogólne efekty działania wyglądają bardzo podobnie. W przypadku fotografowania ludzi, priorytetowo możemy ostrzyć na oku. Jeśli aparat zgubi oko, ustawi ostrość na głowie, a następnie tułowiu. Z czasem uczy się sylwetki i wie, że głowa to głowa, bez względu na to, czy osoba stoi przodem, czy tyłem oraz na jakiej wysokości znajdują się oczy, nawet kiedy twarz jest widoczna z profilu lub po skosie. Wszystko to działa naprawdę błyskawicznie i celnie.
Takie działanie autofocu dostaniemy w specjalnym trybie oznaczonym jako AI. To z niego korzystałem najczęściej i byłem bardzo zadowolony z efektów. Aparat bardzo dobrze rozpoznaje obiekty na zdjęciu i potrafi odwalić za nas niemal całą robotę. Ostrość na całym ekranie smartfonu? Na przodzie maski auta? Żaden problem. Strefa autofocusu jest bardzo dobrze dopasowana do konkretnego obiektu i daje to o wiele lepsze efekty niż podczas ostrzenia punktowego. Co ciekawe, liczba punktów ostrości została zmniejszona z 6072 do 4897, ale na co dzień praktycznie nikt nie będzie w stanie tego zauważyć.
Również śledzenie obiektów działa bardzo dobrze. Aparat rozpoznaje zwierzęta, odróżniając choćby psa lub ptaka, że o koniu nie wspomnę (o odróżnieniu konia od zebry to już w ogóle), a także samochody, pociągi czy samoloty. Nie trzeba przy tym ustawiać konkretnego trybu np. dla ptaków. Wystarczy wybrać zwierzęta, a aparat sam zadba o odpowiednie rozpoznanie obiektu. Duże możliwości śledzenia zobaczyłem podczas prób uchwycenia lecących ptaków, a poniższe efekty powinny mówić same za siebie.
Do fotografowania ruchomych obiektów przyda się poprawiona funkcja zdjęć seryjnych oraz bardzo dobra stabilizacja obrazu. W pierwszym przypadku mamy 40 klatek a sekundę przy migawce elektronicznej i 12 przy mechanicznej. Co ciekawe, to lepsze wyniki niż w przypadku EOS-a R3. Zmniejszył się za to bufor pamięci, bo 240 zdjęć w formacie RAW przy 12 klatkach na sekundę spadło do 110. W JPEG i C-RAW bez zmian mamy do dyspozycji ponad 1000 zdjęć w jednej serii. Przy 40 klatkach na sekundę dostajemy 190 zdjęć JPEG i 75 RAW.
Stabilizacja obrazu działa wzorowo. Mam dosyć stabilne ręce i w połączeniu z możliwościami EOS-a R6 II, nawet 1-sekundowe ujęcia były w pełni osiągalne. Dawno już nie miałem sytuacji, kiedy tylko pojedyncze zdjęcia z ręki przy czasach migawki rzędu 1/10s czy 1/30s wychodziły poruszone.
A skoro już jesteśmy przy czasach naświetlania, to EOS R6 Mark II dostał funkcję znaną z EOS-a R3, czyli High-Frequency Anti-Flicker Shooting. Pozwala on na dowolne ustawienie czasu naświetlania z dokładnością do jednego miejsca po przecinku. Tak, można robić zdjęcia z czasem 1/666.6s. Dzięki temu funkcji można lepiej dopasować czas naświetlania do migających ekranów. Co szczególnie przyda się podczas np. fotografowania koncertów czy ogółem osób pojawiających się na tle ekranów, głównie diodowych.
Czytaj też: Recenzja Canon PowerShot G7X Mark III. Najlepszy aparat, który zawsze masz ze sobą, nie musi być smartfonem
Bardzo dobry ekran i duży wizjer
Ekran Canona EOS R6 Mark II pozwala na pełną regulację, czyli jest obracany. Nie będziemy tutaj na nowo rozgrzebywać dyskusji na temat tego, czy lepszy jest obracany, czy tylko uchylany, bo wiadomo, że ten pierwszy… ?
Jakość obrazu jest bardzo dobra. Jest jasny, kontrastowy, z dobrą czernią. Do tego dostajemy maksymalne kąty widzenia i przyzwoitą widoczność w jasnym otoczeniu. Panel jest dotykowy i dotykiem możemy poruszać się również po Menu aparatu.
Wizjer jest świetny. Bardzo duży, z wysoką jakością obrazu i dosłownie ciężko jest się od niego oderwać. Obraz jest bardzo płynny, a do tego dostajemy możliwość symulowania wizjera optycznego, co mogą znać użytkownicy EOS-a R3.
Czytaj też: Tamron 35-150mm f/2-2.8 Di III VXD – czy to faktycznie może być jedyny obiektyw do wszystkiego?
Canon EOS R6 Mark II robi świetne zdjęcia!
EOS R6 II to kolejny aparat z cyklu – daj go małpie, zrobi dobre zdjęcia. Świetne działanie autofocusu w parze z wysoką jakością obrazu powodują, że zepsuć można co najwyżej kadr, ale jakość obrazka pozostanie bardzo wysoka.
Zacznijmy jednak od technikaliów. Mamy tu nową matrycę o rozdzielczości 24 Mpix i prawdopodobnie też nieco zmieniony procesor. To nadal Digic X, ale mówimy tutaj raczej o rodzinie procesorów kryjących się pod tą samą nazwą, które są dostosowywane do konkretnych urządzeń.
Jakość zdjęć jest obłędna. Jakość kolorów, ostrość, ogromna plastyka obrazu podczas edycji… Tutaj wszystko jest obecne i to jeden z tych aparatów, które patrzą się na Was i jest Wam głupio, że siedzicie w domu zamiast robić w tym czasie ładne zdjęcia. Dodatkowe 4 Mpix rozdzielczości matrycy to niby niewielka różnica, ale można zauważyć skok ostrości i większej ilości szczegółów względem poprzednika. Użyteczne ISO sięga 12800 i poziom szumów jest przy nim więcej niż akceptowalny. W Sony A7 III nie przekraczam ISO 3200, tutaj bez problemu mogłem wartość podwoić do ISO 6400, a i tak miałem jeszcze mniej szumów na zdjęciach. Trzeba tutaj dodać, że EOS R6 II ma tendencję do wyraźnego ocieplania zdjęć przy wysokim ISO.
Z wyglądem zdjęć miałem tylko jeden zgrzyt. Podczas fotografowania wnętrz samochodów, obiektyw RF 28-70 f/2 potrafił wypluć ogromną aberrację chromatyczną w RAW-ach. Takie ilości różu widziałem do tej pory tylko w obiektywie Sony Zeiss 35mm f/1.4. Było to proste do skorygowania podczas edycji i występowało tylko w tym jednym przypadku, ale mimo wszystko trochę się zdziwiłem.
Zdjęcia przykładowe:
Zdjęcia wykonane EOS-em R6 Mark II znajdują się w poniższych artykułach:
- Mercedes AMG EQE 43 4Matic – plusy i minusy dużej rakiety na prąd
- Test Nissan Juke Hybrid – to nie jest samochód dla ludzi o ciężkiej nodze
- Test Xiaomi Mi Vacuum Cleaner G10 po pół roku. Przyszedł na chwilę, został na dłużej
- Test Honda Civic e:HEV. Auto, które nie chce spalać benzyny
- Weekend z Oppo Find N2. Hej Oppo, więcej odwagi!
Rozbudowana łączność i poprawiony czas działania
EOS R6 Mark II oferuje bardzo rozbudowany zestaw łączności. Mamy tu… wszystko? MicroHDMI, USB 3.2 typu C, Wi-Fi, gniazdo mikrofonu i słuchawek, łącznie z nową, gorącą stopką przeniesioną z modelu EOS R3, a także możliwość podłączenia aparatu do komputera i korzystania z niego jak kamery internetowej. Wszystko na zasadzie plug-and-play, dzięki zgodności ze standardem UVC. Czyli podpinamy aparat i komputer widzi go jako kamerę internetową.
Canon poprawił w EOS-ie R6 Mark II zarządzanie energią. Aparat sprawniej przechodzi w tryb uśpienia, kiedy z niego nie korzystamy, ale nie użyliśmy wyłącznika. Wybudzenie go i przejście w stan gotowości trwa dosłownie ułamek sekundy. Być może to właśnie kwestia lepszego zarządzania energią, ale ogółem EOS R6 II oferuje bardzo dobry czas pracy, choć mam pewne zastrzeżenia co do wskaźnika naładowania akumulatora. Nie spotkałem się z narzekaniem na ten element, więc mogła to być przypadłość testowanego egzemplarza. W zakresie 60-100% stan naładowania akumulatora spada bardzo szybko, po czym wyraźnie zwalnia. Wracając do czasu pracy, producent deklaruje możliwość wykonania 760 zdjęć na pojedynczym ładowaniu względem 500 w poprzedniku. W praktyce nie miałem problemów ze zbliżeniem się do 1000 ujęć.
Spotkałem się z informacją, że EOS R6 II do ładowania przez USB-C potrzebuje specjalnego adaptera i jej nie potwierdzam. Przez cały okres testów nie wyjąłem nawet ładowarki z pudełka i do ładowania aparatu używałem tych samych ładowarek, którymi ładuję smartfony.
Czytaj też: Spędziłem miesiąc z Sony A1. Aparat za 34 tys. zł nie zrobił ze mnie lepszego fotografa
Canon EOS R6 Mark II mógłby być liderem rynku, ale to nie nastąpi
Canon EOS R6 Mark II to świetny aparat. Zmiany względem poprzednika mogą się niektórym wydawać nieduże, ale w praktyce zmieniło się sporo. Nowa, lepsza matryca to większa szczegółowość zdjęć i szybsze zdjęcia seryjne. Dostajemy poprawiony autofocus, który jest dzisiaj zdecydowanie jednym z najlepszych na rynku, a wśród aparatów Canona ustępuje tylko flagowemu R3. Poprawił się też czas pracy na pojedynczym ładowaniu, działa ładowanie przez port USB-C i mam wrażenie, że poprawiła się też szybkość działania. A co za tym idzie ogólna wygoda użytkowania, co przekłada się na znacznie wygodniejszą obsługę.
Zaletą EOS-a R6 Mark II jest też jego cena, która wynosi obecnie 14 229 zł. Niecałe 2 tys. więcej niż Sony A7 IV i śmiało mogę powiedzieć, że Canon mógłby być lepiej sprzedającym się aparatem od Sony, gdyby nie jeden, malutki szczegół… Mocowanie RF. A co za tym idzie, brak dostępu do dobrej jakości tańszych obiektywów Sigmy, Tamrona czy Samyanga. Niestety tak długo, jak Canon będzie blokować produkcję, Sony będzie się sprzedawać lepiej. A szkoda, bo EOS R6 II to lepszy aparat niż Sony A7 IV.
Dawno już tak nie było mi tak trudno rozstać się z testowanym aparatem. EOS R6 Mark II to też najwygodniejszy aparat Canona, z jakiego kiedykolwiek korzystałem. To świetny sprzęt, a w dodatku bardzo dobrze wyceniony.