O ile w przypadku uczniów program ma być cykliczny i każdy kolejny rocznik czwartoklasistów miałby być nim objęty, o tyle o rozwiązaniach dla belfrów w zasadzie w tej chwili poza enigmatyczną wzmianką ministra Czarnka niewiele wiadomo.
Darmowy laptop może być przydatny, ale nie sam
W ich ręce miałoby trafić w każdym razie około 400 tys. komputerów – w tym momencie nie ma żadnej dokumentacji przetargowej, nie wiadomo zatem, jakimi miałyby się cechować parametrami, lecz można założyć, że zapewne wymagania sprzętowe będą zbliżone do tych, które zostały ogłoszone w przypadku darmowych laptopów dla uczniów
Same laptopy do jednak dopiero połowa sukcesu. Nauka zdalna w czasach pandemii bezlitośnie obnażyła nieprzygotowanie polskiej szkoły do takiej sytuacji. Brak było sprzętu, ale jeszcze większym problemem była zawodna i niewystarczająca infrastruktura a także, zwłaszcza w początkowym etapie, brak odpowiednich kompetencji technicznych do prowadzenia nauki zdalnej. O ile czas i przymus sytuacyjny w większości przypadków doprowadził do tego, że nauczyciele zaczęli sobie jakoś dawać radę, to braki infrastrukturalne okazały się poważniejsze.
Gdy nauczyciele mogli już prowadzić zajęcia z sali szkolnej okazywało się nie raz, że jakość i stabilność połączenia jedynie z trudem na to pozwala. Czy można dziwić się, że wg danych Eurostatu Polska jest na trzecim od końca miejscu, jeśli chodzi o popularność nauki zdalnej?
Lekarstwem na to miał być projekt Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej, dzięki której szkoły miałyby zostać wyposażone w symetryczny dostęp o prędkości maksymalnej 100/100 Mb/s. Zgodnie z informacjami DGP większość szkół ma już do niego dostęp, lecz dotyczy do podciągnięcia łącza do szkół, a nie do sal lekcyjnych, w których miałby być najbardziej potrzebny. Mój redakcyjny kolega Arkadiusz Dziermański w innym artykule opisał jak wyglądają w tej chwili plany rozwiązania tego problemu i króko mówiąc, dobrze nie jest. Osobiście obawiam się także, że mimo stosunkowo dobrej wydajności łącz zapewnianych przez OSE, po podłączeniu klas w większych szkołach rychło okaże się, że to i tak za mało.
My z Synowcem na przedzie i jakoś to będzie, czyli planowanie po polsku
O ile jestem całym sercem za jak największą cyfryzacją nauki to mam sporo wątpliwości co do sposobu, w jaki planuje się to zrobić. Rozdawanie laptopów by załatać lukę cywilizacyjną między dziećmi z lepiej i gorzej sytuowanych rodzin byłoby samo w sobie może godne pochwały, tak jak zapewnienie nauczycielom sprzętu, który mogliby wykorzystać do usprawnienia nauczania, a który musieli często nabywać we własnym zakresie.
W przygotowywanej ustawie mają znaleźć się przepisy utrudniające zbycie otrzymanego sprzętu na wolnym rynku. Zaniepokojenie budzi jednak fakt, że niewiele wiadomo na temat tego, jak szkoły miałyby wykorzystać go na lekcjach. Ktoś widział jakieś rządowe plany przejścia na cyfrowe podręczniki i cyfrowy dostęp do wymaganych lektur?
Laptop w plecaku zamiast ciężkich książek? Jak najbardziej (co prawda jeszcze lepszy byłby moim zdaniem tablet) – kto wie, ile waży plecak 10 latka, który jednego dnia ma w planie matematykę, język polski, przyrodę i muzykę (nie mówiąc o starszych dzieciach, z bogatszym planem lekcji), ten tylko przyklaśnie.
Bez planu laptop jest tylko kiełbasą wyborczą („rząd daje za darmo [tu wstaw co akurat rozdaje]”) i ewentualnie kolejnym ciężarem w plecaku. A póki co mamy jedynie mgliste zapewnienie ministra Cieszyńskiego: „laptopy będą wyposażone w oprogramowanie, które jest niezbędne do tego, żeby realnie wykorzystywać sprzęt do nauki”. Kiedy poznamy konkrety? Niestety też nie wiadomo.
Ministerstwo Szczęścia, Zdrowia i Pomyślności
Bardzo, naprawdę bardzo bym chciał, żeby planowaniem takich zmian zajął się ktoś mający pojęcie o temacie i potrzebach edukacji. Bardzo bym chciał, żeby zakupom sprzętu towarzyszyło staranne zaplanowanie DO CZEGO miałby być potrzebny. Bardzo chciałbym być optymistą. Ale nie jestem, mimo, że moje dziecko objęte zostanie programem.