Jeśli o nich nie słyszeliście – jest to niewielka grupa entuzjastów, specjalizująca się w renowacji i rekonstrukcji starych aparatów. W swojej ofercie mają kilka ciekawych propozycji urządzeń do fotografii natychmiastowej, powstałych właśnie w wyniku daleko idącej modernizacji klasyków, ale także autorskie konstrukcje w rodzaju wzorowanego na Rolleifleksie aparacie Instaflex TL70.
O samym projekcie wspomnianego kompaktu za wiele nie wiadomo – właściciele firmy powiadają, że chcieli się wzorować na zaawansowanych kompaktach takich jak Contax T2 czy Ricoh GR1, lecz z powodu zbyt dużego poziomu zaawansowania tych modeli postanowili wykorzystać za wzór model znacznie prostszy, lecz dobrze rokujący, jeśli chodzi o modernizację. Który dokładnie – nie wspomnieli, lecz elementy prototypu zdradzają duże podobieństwo do aparatu Rollei 35.
Mniejsza o aparat, ważne jest zjawisko
Jakkolwiek by oceniać pomysł (o którym Gary Ho, szef Mint mówi, że nie ma szansy się opłacić), warto zwrócić uwagę na szerszy kontekst i zjawisko. Fotografia analogowa bowiem od mniej więcej 20 lat znajduje się w odwrocie i wieszczono, że wkrótce się skończy zarówno jako narzędzie pracy, jak i hobby. Istotnie, cyfra wepchnęła się wszędzie, gdzie się da – do aparatów profesjonalnych, półprofesjonalnych, amatorskich, wreszcie do smartfonów, które często ocenia się przede wszystkim pod względem oferowanej jakości zdjęć.
Mimo to fotografia analogowa nie chce umrzeć, co więcej, wzrost jej popularności w zastosowaniach hobbystycznych jest ewidentny. Chyba nie ma sklepu fotograficznego, w którym nie dałoby się kupić analogowego Fujifilm Instax, najpopularniejszego nowoczesnego aparatu do fotografii natychmiastowej i niezbędnych do niego materiałów, a przecież na rynku jest nie tylko Instax – powrócił Polaroid, znaleźć można też sprzęt Kodaka. Instax et consortes nie powalą jakością, ale ile dostarcza zabawy wie każdy, kto choć raz spróbował czegoś takiego.
Ale renesans dotyczy także sprzętu, powiedzmy, poważniejszego – dla hobbysty zaawansowanego albo dla profesjonalisty. Wystarczy zajrzeć na popularne serwisy aukcyjne (zwłaszcza eBay), by zobaczyć, że handel sprzętem vintage ma się znakomicie, a rosnące ceny wskazują, że na brak popytu sprzedawcy nie mają powodu narzekać – dotyczy to tak obiektywów (które bywają kupowane także do cyfry), jak i kompletnych aparatów.
Poziom zużycia bywa różny, nie brak i takich sprzedawców, którzy najpierw sprzęt czyszczą i w miarę możliwości naprawiają, zanim trafi do sprzedaży – czy można się zatem dziwić, że nie tak dobrze radzący sobie w cyfrowym świecie Pentax łakomie patrzy na miłośników fotografii analogowej i zamyśla o nowej lustrzance na film 35 mm?
Podobne zjawisko widać w kwestii materiałów światłoczułych. Owszem, takie perełki jak Kodak Kodachrome chyba odeszły na dobre – proces ich wywoływania był tak skomplikowany, że realizowały go wyłącznie wyspecjalizowane laboratoria i znajdował się on całkowicie poza zasięgiem amatora – lecz Ilford, Fujifilm i Kodak w najlepsze produkują swoje filmy czarno-białe oraz niezbędną do ich obróbki chemię. Kodak ma wciąż w ofercie zarówno popularne kolorowe negatywy Gold jak i przeznaczone dla bardziej wymagających diapozytywy Ektachrome i negatywy Portra oraz Ektar, na rynku materiałów barwnych C-41 i C-6 wciąż funkcjonuje także Fujifilm, a i mniej znanych producentów paru by się znalazło. Ceny rosną – podobnie jak zapotrzebowanie, choć o popularności z czasów minionych raczej nie będzie mowy.
Moda na retro
Z fotografią analogową jest trochę jak z płytami winylowymi – oba zjawiska mają grono wiernych zwolenników, których nic nie odstraszy. Jest też moda – pod wpływem impulsu różne rzeczy wracają do łask, czemu by nie klasyczna fotografia? Niektórzy pewnie pamiętają serial TVN „Majka”, emitowany w latach 2009-2010 – ileż wtedy zakurzonych Zenitów, Praktik i innych starych aparatów wygrzebanych z szafek rodziców stało się niezbędnym elementem młodzieżowego ubioru…
Niezależnie od motywu, cieszę się, że fotografia analogowa wraca do łask. Błona filmowa nie zagrozi już jakością fotografii cyfrowej, ale towarzyszący jej nastrój i celebra związana z wywoływaniem i oglądaniem wyników swojej pracy ma wszak wartość samą w sobie. Można to polubić, warto to polubić. Wtedy nawet i nowoczesny cyfrak przestaje wyglądać groźnie.